Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Tertium datur!

2008-06-15   kategorie: prywatne społeczeństwo

Tak ostatnio przyszło mi do głowy, że gdybym miał określić jakąś myśl przewodnią, motto, maksymę "patronującą" temu wszystkiemu, co tu piszę, to brzmiałaby ona właśnie tak - "Tertium datur". Z lekcji logiki w szkole pamiętamy zapewne tzw. zasadę wyłączonego środka, zwaną inaczej tertium non datur, czyli "nie ma trzeciej możliwości". Zdanie logiczne może być albo prawdziwe, albo fałszywe - innych wariantów brak. To jedna z podstaw logiki arystotelesowskiej, czy też algebry Boole'a, na której - jak nas uczą - podobno opiera się świat.

Czy nie stąd właśnie bierze się głęboka wiara wielu osób, że cała złożoność świata faktycznie da się sprowadzić do prostych dwubiegunowych podziałów "albo-albo"? Albo jesteś "swój", albo "obcy". Albo "nasz", albo "nie nasz". Albo dobry, albo zły. Albo czarny, albo biały. Albo Polak-katolik, albo Żyd, komunista i homoseksualista w jednym. Albo "obrońca życia", albo zwolennik eutanazji i aborcji, który najchętniej wszystkich by pozabijał. Albo uczciwy melo/kinoman szanujący "prawa autorskie", albo paskudny pirat i złodziej okradający artystów. Ile takich podziałów jeszcze można wymieniać?

Niektórzy inni ludzie - zwłaszcza politycy - zdają sobie być może sprawę, że świat nie jest taki prosty, ale wiedząc o tym, że wielu ludzi wierzy w dwubiegunowe podziały, cynicznie to wykorzystują do własnych celów. Gdy brak im argumentów w dyskusji, perfidnie nawołują swoich oponentów, aby "przestali kręcić" i "jednoznacznie się określili, po której stronie stoją". Bo to jest chwytliwe - dostrzeganie większej rozmaitości świata poza prostym podziałem na dwa odbierane jest jako krętactwo. Bo mieszkając w Krakowie trzeba być albo za Wisłą, albo za Cracovią... ;) Nie można nie interesować się piłką, kibicować obu tym drużynom, albo Hutnikowi ;). Bo to ucieczka od "jednoznacznego określenia", którego podobno "wymaga logika".

Ale zapominamy o tym, że na tych samych lekcjach logiki wraz z zasadą tertium non datur od razu podawano nam przykłady zdań, które nie są poprawnymi zdaniami logicznymi z punktu widzenia algebry Boole'a - nie można przypisać im żadnej wartości logicznej (ani prawdy, ani fałszu). Chociażby takie stwierdzenie jak "pan Kowalski przestał bić swoją żonę". Czy jest ono prawdziwe czy fałszywe, jeżeli pan Kowalski nigdy swojej żony nie bił? Skoro nigdy jej nie bił, to nie mógł przestać jej bić, zatem zdanie powinno być fałszywe... Ale skoro jest fałszywe, oznacza to, że pan Kowalski nie przestał bić żony, czyli nadal ją bije!

Istnienie takich paradoksów jasno dowodzi, że świat jest bardziej skomplikowany niż proste przeciwstawienia albo-albo (dziwi mnie, dlaczego mimo tak ewidentnych dowodów wielu ludzi tak uparcie obstaje przy dwubiegunowych podziałach?). Dwuwartościowa, arystotelesowska logika opisuje pewną abstrakcję, która tylko w przybliżeniu i we fragmentach jest zgodna z rzeczywistym światem. Może ta logika nieźle sprawdza się w matematyce, która w końcu też opisuje twory abstrakcyjne (widział ktoś kiedyś punkt? ;)), ale już w fizyce... Foton jest falą czy cząstką? Kot Schrödingera jest w końcu w tym pudełku żywy czy martwy? A gdy w grę wchodzi ludzka psychika, dwuwartościowa logika nadaje się już tylko do lamusa...

Od wielu lat, właściwie od zawsze, tak w życiu prywatnym, jak i w różnego rodzaju "publicznych" wypowiedziach na rozmaitych forach internetowych, tak naprawdę wszystkich nieustannie usiłuję przekonać do jednego: że we wszelkiego rodzaju sporach, kontrowersjach, praktycznie zawsze jest więcej punktów widzenia niż tylko dwa, i niekoniecznie trzeba "stawać po którejś ze stron" barykady, bo jest całe mnóstwo innych opcji. Można biegać z jednej strony na drugą i pomagać trochę tym, trochę tamtym, można siedzieć w jamie wykopanej pod barykadą i rzucać granaty na obie strony ;), można obejść cały teren bitwy szerokim łukiem i pójść dalej do swoich spraw, można unosić się w balonie nad walczącymi i relacjonować bitwę dla telewizji ;), można być sanitariuszem leczącym rannych - niezależnie od tego, jaki noszą mundur - można wreszcie przyjechać z misją pokojową i starać się nakłonić walczących, aby przestali się bić i spróbowali wspólnie zrobić coś pożytecznego. Czytam w dzisiejszej gazecie, jak dziennikarz w rozmowie z pewną pisarką stawia - w charakterze zarzutu pod adresem swojej rozmówczyni - pytanie: "Dlaczego w sytuacji głębokiego konfliktu nie można się ustawić po jednej ze stron?" To pytanie znakomicie wyraża całą tę mentalność "albo-albo". No dlaczego nie stanąć po jednej stronie? Ano dlatego, panie dziennikarzu, że "w sytuacji głębokiego konfliktu" takie stanięcie po jednej stronie tylko ów konflikt pogłębia. Na pewno nie służy jego rozwiązaniu, bo tu trzeba czegoś więcej niż tylko "ustawić się po jednej ze stron".

Zwolennicy dwubiegunowych podziałów często jako ostatecznego argumentu używają - niezależnie od tego, czy to porównanie w danej konkretnej sytuacji ma jakiś sens, czy nie - stwierdzenia "nie można być trochę w ciąży". W ciąży ponoć albo się jest, albo nie. No i tu też pudło. Słyszeliście o czymś takim, jak ciąża urojona?

Tertium datur - a właściwie nawet chyba kilka tych "tertiów". Od dwuwartościowej logiki Arystotelesa - prawda albo fałsz - bardziej przemawia do mnie czterowartościowa hinduska logika catuszkoti, zgodnie z którą dana wypowiedź może być:

  1. prawdziwa
  2. fałszywa
  3. prawdziwa i fałszywa jednocześnie (częściowo prawdziwa, a częściowo fałszywa)
  4. ani prawdziwa, ani fałszywa

Taki sposób rozumowania wydaje się znacznie bardziej przystawać do natury świata, w którym żyjemy - może dlatego ludziom Wschodu raczej obce jest to tak częste w naszej cywilizacji "zdecydowane stawanie po jednej stronie", a zarazem wydaje się, że tamtejsi myśliciele znacznie lepiej rozumieją ludzką naturę...?

komentarze (2) >>>