Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Feminizm według Kresa

2008-06-17   kategorie: społeczeństwo

W majowym numerze miesięcznika "Science Fiction" (to taka konkurencja dla "Fantastyki", kiedyś co prawda na znacznie niższym poziomie, ostatnio jednak coraz lepsza) ukazał się felieton Feliksa W. Kresa traktujący w większej części o feminizmie. Pamiętając oczywiście o typowym dla felietonu przejaskrawieniu, autor znakomicie wyraził w nim to, co ja sam sądzę o tej ideologii i czemu wielokrotnie na tych stronach starałem się - może nieco mniej udolnie od Kresa :) - dać wyraz. Dlatego pozwolę sobie zacytować jego najtrafniejsze - moim zdaniem - fragmenty:

"Nie podpisuję się pod spostrzeżeniem, że feministki to zakompleksione, brzydkie niewiasty, niezaspokojone seksualnie. Bzdurny, złośliwy mit. Jest akurat odwrotnie: to z reguły inteligentne, przebojowe i co najmniej średnio urodziwe laski, które osiągnęły wszystko, co sobie zamierzyły, a teraz nie mają pojęcia, na co by tu jeszcze spożytkować nadmiar energii. Łażą więc i trują dupy, jakim to wysiłkiem okupiły swój sukces, jak walczyły z paternalistycznym społeczeństwem, a jej sąsiadka Kowalska, o proszę, czwórka dzieci, żadnych sukcesów, tylko dom i bachory - wszystko przez męski szowinizm.

Nie. Kowalska, proszę pani feministki, ma dwucyfrowy wskaźnik IQ, zero pomysłów na życie, ogląda "Modę na sukces" i choćby nawet sam Pan Bóg popychał ją palcem ku lepszej przyszłości, nie osiągnie niczego, bo większość ludzi właśnie niczego istotnego nie osiąga. Chyba, że za osiągnięcie uznać przekazanie kolejnemu pokoleniu świetnych genów. [...]

Jestem antyfeministą. Otóż uważam, że kobiety nie są lepsze ani gorsze od mężczyzn, mam natomiast wrażenie, że są trochę inne, i gotów jestem tego stanowiska bronić. Feministki (i feminiści) odwrotnie: twierdzą, że żadnych różnic nie ma, poza całkiem powierzchownymi, a kobiety nijak sobie nie poradzą, jeśli nie zapewnić im z urzędu różnych parytetów, dodatkowych punktów za płeć itp. Antyfeminista (czyli ja) stanowczo twierdzi, że zupełnie nic nie stoi na przeszkodzie, by od następnych wyborów polski parlament składał się z samych mężczyzn albo samych kobiet, zdecyduje o tym wola wyborców obojga płci. Feminista (czyli nie ja) stoi na stanowisku, że to absolutnie wykluczone, bo te głupie krowy nijak się bez pomocy nigdzie nie dostaną i nikt do niczego ich nie wybierze, nawet same się nie wybiorą, rządzący mężczyźni winni więc zapisać w ustawie, że chcą czy nie chcą, mądre czy głupie, krowy czy nie krowy, ma ich być pięćdziesiąt procent wszędzie tam, gdzie stoją jakieś konfitury (bo przecież nie wśród śmieciarzy), a na straży tego prawa postawić policjanta oraz policjantkę oczywiście.

Dalej: uważam i twierdzę stanowczo, że kobieta jest obywatelką - zupełnie tak, jak mężczyzna jest obywatelem. Feminista odwrotnie, utrzymuje, że oprócz rzecznika praw obywatelskich niezbędny jest rzecznik praw kobiet. Przecież tak jak mamy lekarza i weterynarza - tak samo mieć musimy rzecznika praw obywatelskich i rzecznika praw kobiet, a każdy z nich niech się zajmuje tym, co do niego należy. Trudno, żeby lekarz medycyny leczył kozy,a rzecznik praw obywatelskich zajmował się kobietami - próbują przekonywać feminiści.

Jeśli w konstytucji stoi, przykładowo, że "Wszyscy ludzie są równi wobec prawa", to feminista będzie nalegał, żeby tam dopisać "i kobiety też"." [...]

No cóż, chyba nie można było tego ująć trafniej... Może tylko w kwestii terminologicznej nie zgodziłbym się z Kresem, bo to, co on opisuje jako "antyfeminizm", pasowałoby chyba raczej nazwać "postfeminizmem". Ale to raczej akademicka dyskusja, a w felietonie "antyfeminizm" niewątpliwie zabrzmiał bardziej prowokująco... ;)

komentarze (0) >>>