Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Kto tu rządzi?

2009-03-17   kategorie: społeczeństwo

Usłyszawszy dzisiaj wiadomość o zarzutach wobec minister Julii Pitery, która ponoć korzystała z tajnych dokumentów, do których nie miała prawa dostępu, i przypominając sobie, jak to kilkakrotnie wcześniej np. odmawiano ujawnienia tajnych informacji posłom, gdyż również takiego prawa nie mieli, pomyślałem sobie: kto właściwie rządzi w tym kraju?

Problem dotyczy zresztą nie tylko Polski, ale chyba całego świata, ale skupmy się póki co na Polsce, bo "bliższa koszula ciału". Czy naprawdę nikogo nie dziwi, że ktoś może ograniczać, do jakich informacji ma prawo mieć dostęp minister - członek rządu, czyli najwyższej władzy wykonawczej, albo poseł - członek najwyższej władzy ustawodawczej? Czy nikt nie widzi absurdu w tłumaczeniu, że np. pewne informacje są zbyt istotne dla bezpieczeństwa państwa, aby można je było ujawnić posłom? Przedstawicielom władzy? To skoro władza nie jest dostatecznie godna zaufania, aby powierzyć jej informacje decydujące o bezpieczeństwu państwa, to kto jest...?

A kto jest tym "kimś", kto utajnia pewne informacje i nie może ich ujawnić nawet posłom czy ministrom? Ano, służby specjalne. To one, a nie kto inny, dokonują klasyfikacji informacji i nadają im klauzule tajności - zatem od praktycznie arbitralnej decyzji specsłużb zależy, że jakaś informacja stanie się "tajna" lub "ściśle tajna", i dostępu do niej nie może mieć nawet poseł ani minister. Przynajmniej "zwykły" poseł czy minister, nie mający tzw. poświadczenia bezpieczeństwa, czyli specjalnego certyfikatu upoważniającego do dostępu do informacji o określonym poziomie tajności. Certyfikatu wydawanego przez kogo? - ABW. Czyli znowu przez specsłużby. Specsłużby decydują zatem, jakie informacje będą utajnione, jak również komu można je ujawnić. A specsłużby pełnią przecież w państwie - przynajmniej formalnie - rolę podrzędną i usługową w stosunku do organów władzy, zarówno ustawodawczej, jak i wykonawczej! Ot, bardzo trywializując, to jest taki cieć, który ma pilnować porządku. Ale ów cieć nie jest od rządzenia - od tego są inni. Tymczasem ów cieć w pełnym majestacie prawa ma prawo decydować o tym, jakie informacje ujawnić owym teoretycznie ważniejszym od niego rządzącym, a jakich nie... To kto tu naprawdę rządzi? Znane powiedzenie mówi, że "kto ma informację, ten ma władzę". Specsłużby mają dostęp do wszelkich tajnych informacji (oczywiście nie mam tu na myśli szeregowych pracowników tychże służb, lecz ich "wielkich szefów"), a czy się nimi podzielą z rządem czy sejmem, i w jakim stopniu, decydują również same...

Abstrahuję tu oczywiście celowo od faktu, że wśród zarówno posłów, jak i ministrów jest sporo osób - jak to wiemy z doświadczenia - dalekich od kryształowej uczciwości, które zapewne z takich informacji mogłyby zrobić zły użytek (a w specsłużbach niby takowych nie ma? Nikt mnie do tego nie przekona!). Ale trudno. Skoro stanowią oni władzę - formalnie rzecz biorąc, z racji samego zajmowanego stanowiska powinni mieć dostęp do wszelkich tajnych informacji. Trzeba być konsekwentnym. Sytuacja, w której specsłużby mają prawo do decydowania o poziomie zaufania do przedstawicieli władzy, niewiele ma - w mojej opinii - wspólnego z praworządnością i trudno w takiej sytuacji nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że prawdziwą władzę sprawują specsłużby...

komentarze (0) >>>