Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Piękno braku granic

2009-04-12   kategorie: prywatne społeczeństwo

Od czasu wejścia Polski do układu z Schengen miałem okazję przekraczać granicę tylko samolotem, toteż nie miałem okazji w pełni odczuć jego zbawiennych skutków. Owszem, to że mogę wylądować np. w Amsterdamie i bez żadnych kontroli i zatrzymywania wyjść prosto na ulicę, robiło wrażenie, ale to jednak nic w porównaniu z widokiem granic pozbawionych punktów kontrolnych. Wczoraj zdarzyło mi się trafić do Cieszyna i zobaczyć, jak obecnie wygląda graniczny most na Olzie. Zapamiętałem go - jak i całe miasto - z czasów jeszcze "przedschengeńskich", gdy odbywała się na nim kontrola graniczna, były szlabany, wartownicy, sprawdzanie dokumentów - cały ten dość upokarzający w sumie rytuał. Do groźnie wyglądającego punktu kontrolnego nie wolno się było zbliżyć bardziej niż na kilkanaście metrów, jeżeli nie zamierzało się przekraczać granicy. A gdy popatrzyło się na miasto z perspektywy znajdującego się tuż nad mostem wzgórza zamkowego, widać było jak nienaturalnie jest ono rozcięte na pół, niczym nożem; jak graniczne punkty kontrolne utrudniają swobodne krążenie ludzi po ulicach i życie miasta. Ot, chociażby spoglądając na drugą stronę Olzy widzi się tam przyjemny park, alejki, ławeczki - ale nie pójdzie się tam ot tak pospacerować, bo granica... :(

Dziś graniczny most jest tylko zwykłym mostem, po którym swobodnie w obie strony przechodzą ludzie, przejeżdżają samochody, motocykle, rowery. Znikły szlabany, zapory; o tym, ze przekraczamy granicę informuje tylko tablica "Česka republika" na środku mostu... W dawnym budynku przejścia granicznego jest teraz nocny klub ;), zresztą zdaje się dość podejrzanej proweniencji. Widać, jak odżyły okolice rzeki: ludzie spacerują po obu jej brzegach, jeżdżą rowerami, a pośrodku Olzy pływają kajakarze... A obok "starych" mostów wyrosły dwie nowe kładki dla pieszych, nie noszące już najmniejszych śladów tego, co oznaczało kiedyś słowo "granica". Gdy przywoła się wspomnienia dawnego wyglądu tej okolicy, gardło ściska autentyczne wzruszenie...

Pamiętam, że doznałem tego wzruszenia po raz pierwszy przejeżdżając z Berlina Wschodniego do Zachodniego krótko po upadku muru. Aby dostać się z Polski do NRD, musiałem jeszcze przejść rygorystyczną kontrolę graniczną; tutaj natomiast swobodnie przejeżdżałem obserwując z okna autobusu zdemontowane bariery i opuszczone budynki dawnego punktu kontrolnego. I zastanawiałem się, czy kiedyś u nas też tak będzie...?

Jak widać, marzenia czasem się spełniają... :)

komentarze (0) >>>