Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

V jak vendetta

2010-10-16   kategorie: kultura

Bardzo rzadko zdarza mi się obejrzeć film, po zakończeniu którego, gdy przez ekran przepłyną już wszystkie napisy i ucichnie muzyka, jeszcze przez długą chwilę pozostaje szczególny stan zaniemówienia, w którym jakby cały świat się zatrzymał. Trwa cisza, w której nie można znaleźć słów ani myśli, tylko wciąż od nowa przeżywa się to, co obejrzane przed chwilą...

Niewiele przeżyłem takich stanów, bo niewiele jest takich filmów. A już rzeczą zupełnie nieprawdopodobną wydaje się trafić na taki film przypadkiem w telewizji.

To właśnie stało się dzisiaj. Gdzieś przypadkowo na ekranie telewizora przykuło moją uwagę coś, co początkowo wyglądało jak scena z przeciętnego filmu sensacyjnego klasy B. Nie wiem, jak długo już trwał film i co działo się wcześniej, zresztą nie miałem nawet pojęcia, co właściwie oglądam - sprawdziłem to w gazecie sporo później, gdy film na dobre mnie wciągnął. A wciągnął, bo po tej typowej scenie z filmu sensacyjnego zaczęły dziać się rzeczy już mniej typowe - ekscentryczny terrorysta noszący cały czas teatralną maskę wchodził w coraz bardziej dziwną relację z przebywającą w jego domu - nie do końca wiadomo, na ile pod przymusem, a na ile dobrowolnie - dziewczyną. A kiedy okazało się, że rzecz mimo pozorów osadzenia w znanych nam współczesnych realiach dzieje się w istocie w świecie niczym z "Roku 1984" Orwella, moja ciekawość już sięgnęła zenitu...

A film ze sceny na scenę stawał się coraz bardziej dziwny i niesamowity, aż do zupełnie obłędnego i wizualnie zapierającego dech w piersiach finału na placu przed londyńskim parlamentem - po którym zapadła właśnie ta cisza, o której napisałem na początku; bliskie spotkanie z czymś niewysłowionym.

Jeżeli będziecie mieć okazję, zobaczcie koniecznie. Polecam z całego serca.

komentarze (1) >>>