Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Wszędzie biało, zasypało

2010-12-01   kategorie: prywatne społeczeństwo rower

Co roku, kiedy - tak jak w poniedziałek i dzisiaj - na zewnątrz wszystko zasypie śnieg, najchętniej zrobiłbym tak, jak robiło się na wioskach za dawnych czasów: kiedy spadły śniegi, siedziało się w domu i nigdzie nie wychodziło - poza absolutną koniecznością - aż śniegi nie stopniały ;). Śnieg jest fajny i miły, dopóki mogę obserwować go sobie z okna i nie muszę po nim chodzić - a zwłaszcza jeździć.

W takich okolicznościach widać jednak dobitnie, jak dalece współczesne społeczeństwo oddaliło się od stylu życia biorącego pod uwagę to, że jesteśmy częścią natury. Pracodawca nie będzie się specjalnie interesował faktem, że wszystko zasypał śnieg, lecz będzie wymagał ode mnie obecności w pracy niezależnie od warunków. Co najwyżej, jeśli nie mogę dotrzeć, mogę sobie wziąć urlop na żądanie. Gnane ekonomią, biznesem, "produktywnością" i paroma jeszcze tego typu bożkami nasze społeczeństwo najchętniej zignorowałoby nie tylko ekstremalne warunki pogodowe, ale wszelkie sytuacje nadzwyczajne - wszystko zawsze ma być "normalnie", tak jak zwykle. Tylko że w nadzwyczajnej sytuacji normalne zachowanie nie jest takie samo "jak zwykle". Kiedy wszystko zasypuje śnieg, normalnym zachowaniem jest siedzenie pod dachem, a nie gonienie po mieście, żeby np. dotrzeć na spotkanie biznesowe ;).

Oczywiście, że są pewne instytucje, które pracować muszą, abyśmy mogli spokojnie siedzieć w tych zasypanych śniegiem domach. Ktoś musi zadbać, abyśmy mieli prąd, powinniśmy mieć możliwość kupienia sobie jedzenia w sklepie na rogu, a ktoś to jedzenie musi dowieźć. Gdybyśmy niespodziewanie poczuli się źle, potrzebny jest lekarz i szpital, a żebyśmy nie umarli z nudów, ktoś musi przypilnować, aby działała łączność, np. internetowa, żeby w radiu grała jakaś muzyka, a w telewizji można było zobaczyć film. Ale czy coś złego by się stało, gdyby w czas wielkich śniegów wzięli sobie wolne prawnicy, budowlańcy, urzędnicy, sklepy z meblami i elektroniką, producenci oprogramowania, różnego rodzaju firmy wykonujące bliżej nieokreśloną działalność polegającą na przekładaniu papierów ;), szkoły i uczelnie, itp. itd.? Duża część życia społeczno-gospodarczego by zamarła, no i co? Tak samo zamiera np. we wszelkiego rodzaju święta. Gdyby w miejsce idiotycznego, uchwalonego z chorej politycznej ambicji zakazu handlu w te ostatnie, wprowadzić do kalendarza dodatkowe, "ruchome" dni wolne od pracy ogłaszane w czasie wielkich opadów śniegu, pewnie lepiej by się to przysłużyło ludziom, także psychicznie - byłby czas na to, żeby odpocząć, zwolnić, oddać się refleksji... Śnieg za oknem sprzyja refleksyjnemu nastrojowi. ;)

Nikomu to jednak nie przyjdzie do głowy, bo przecież "nowoczesne" i "efektywne" społeczeństwo zjawiska naturalne ignoruje, prąc do przodu na siłę czy ma to sens, czy nie... Trzeba więc przedzierać się przez zaspy na ulicach, napotykając co krok potwierdzenia faktu - o którym tu już pisałem (trzy lata temu, i od tego czasu nic ani na jotę się nie zmieniło) - że w zimie wszystkim służbom odpowiedzialnym za odśnieżanie na sercu leży głównie dobro kierowców samochodów. Pieszy - nie mówiąc już o rowerzyście - traktowany jest jak obywatel drugiej kategorii. A najciekawsze jest to, ze wszelkiego rodzaju służby odśnieżające zdają się zupełnie nie zastanawiać nad sensem tego, co robią, bo gdyby się zastanawiały, niechybnie doszłyby do wniosku, że aby skorzystać z odśnieżonych przez nich chodników, piesi musieliby umieć fruwać! Chodniki bowiem nagminnie odśnieżane są "w kratkę": na kawałku odśnieżone, na kawałku obok natomiast śnieg po kolana... I najciekawsze, że nikomu to nie wydaje się dziwne, nikt nie robi o to szumu - ciekawe jaka byłaby reakcja, gdyby w podobny sposób odśnieżać jezdnie dla samochodów? 200 metrów odśnieżone, po czym 5 metrów zasypane śniegiem; znowu 500 metrów odśnieżone i trzy metry śniegu. O co chodzi, przecież to tylko kilka metrów? Jakoś przejadą! Taka właśnie filozofia zdaje się obowiązywać przy odśnieżaniu miejsc przeznaczonych do poruszania się pieszych.

Rozumiem, że absurdy opisane w tej notce wynikają z technologii odśnieżania - chodnik odśnieżany jest zazwyczaj przez mały traktorek z pługiem, który jedzie wzdłuż chodnika określoną trasą i odśnieża na szerokość swojego pługa - tam, gdzie pług nie sięgnie, zalega śnieg. Powoduje to jeszcze jedno absurdalne zjawisko obok już opisanych. Jeśli gdziekolwiek na chodniku jest jakieś zwężenie, które powoduje, że wspomniany traktorek nie może przejechać - np. spowodowane przez słupy lamp ulicznych czy znaków drogowych, co w Polsce jest zjawiskiem dość częstym - traktorek zjeżdża na jezdnię i wraca na chodnik kilka metrów za przeszkodą. Oczywiście obszar pomiędzy miejscem, gdzie traktorek zjechał z chodnika, a miejscem, gdzie nań wrócił, pozostaje zasypany.

Ja to wszystko rozumiem. Ale czy, u diabła, osobom odpowiedzialnym za odśnieżanie nie przyjdzie do głowy, że w takich sytuacjach, jeżeli jakiegoś fragmentu nie da się odśnieżyć traktorkiem, to obsługujący ten traktorek pracownik powinien po prostu go zatrzymać, zsiąść, chwycić za łopatę i ręcznie odwalić śnieg z wejścia na przejście dla pieszych, dojścia do sygnalizatora czy nieprzejezdnego dla traktorka fragmentu chodnika? I dopiero potem wsiąść ponownie i jechać dalej? Przecież, jeżeli faktycznie korzysta się z tych chodników, ta myśl narzuci się sama po przejściu pierwszych kilkuset metrów. Wniosek - albo zarządzający odśnieżaniem po chodnikach nie chodzi, albo - jeżeli chodzi - jest na tyle głupi, że nie widzi związku między swoją pracą a odczuwalnym na własnej skórze ;) komfortem owego chodzenia (czy raczej jego brakiem), a ową pracę traktuje jak kompletną abstrakcję, którą sobie zwyczajnie olewa.

Jednak tak czy owak, mimo iż ścieżek rowerowych nie odśnieżają, a chodniki "w kratkę", rower i tak okazuje się najlepszym środkiem transportu w taką śnieżycę. Jadąc dziś przez miasto widziałem ulice pełne samochodów stojących w gigantycznych korkach; wraz z nimi stały autobusy i tramwaje, które nie miały jak przejechać. A rower - choć powoli, podskakując na wybojach i przebijając się przez zwały śniegu - ale jednak jechał. A oni stali. I tym optymistycznym akcentem... ;)

komentarze (0) >>>