Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Przerażający popis ignorancji

2011-08-31   kategorie: kultura

W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" w tekście "Przerażający eksces wolności" pani Dorota Jarecka pokazuje zaiste przerażający, ale popis swojej nieumiejętności czytania ze zrozumieniem. A wydawało mi się, że zanim ktoś coś zacznie publicznie pisać, powinien się najpierw nauczyć czytać...

Zacznijmy od początku. Pani Jarecka pisze: "Krzysztof Varga ("Duży Format", 25 sierpnia 2011) domaga się przeprosin od artystów. Dorota Nieznalska powinna go przeprosić za to, że zrobiła pracę na temat bramy w Stoczni Gdańskiej, Wilhelm Sasnal za to że nie maluje obrazów Petera Bruegla, Julita Wójcik, że obierała ziemniaki w Zachęcie, zamiast ugotować je mężowi w domu, Artur Żmijewski za to, że w ogóle coś robi i pisze. [...] Obrażacie mnie - twierdzi - panowie i panie od sztuki, wmawiacie mi jakieś znaczki, twierdząc, że to alfabet."

Tymczasem co tak naprawde twierdzi Krzysztof Varga w przywołanym felietonie? "Przeczytałem wywiad z Dorotą Nieznalską w poprzednim "Dużym Formacie" i zdaje się, że nadal mam problem ze zrozumieniem (podkreślenie moje) jej sztuki oraz ze zrozumieniem jej zdziwienia, że ktoś się jej słynną "Pasją" wystawioną w 2001 roku mógł oburzyć. [...] Ja w ogóle mam duży problem ze sztuką współczesną - oglądam i nie rozumiem, nie wiem, czy ma mi się podobać, czy też nie, ktoś zazwyczaj musi mi wyjaśnić, co artysta chciał mi powiedzieć. [...] Nie mam pojęcia, po co Zuzanna Janin sfingowała swój pogrzeb jako akcję artystyczną, nie wiem, po kiego Julita Wójcik obierała kiedyś ziemniaki w Zachęcie, co miał oznaczać rekin w formalinie Damiena Hirsta i wiele innych dzieł sztuki. Może ktoś mi to wszystko wyklaruje, będę bardzo wdzięczny." Konia z rzędem temu, kto znajdzie tutaj jakieś "domaganie się przeprosin" od artystów, które zdaje się zrodziło się tylko w głowie pani Jareckiej.

A co obraża Krzysztofa Vargę? "Politycy różnych opcji obrażają naszą inteligencję nagminnie, uważając, że jesteśmy nic niemyślącymi idiotami, polityka zamieniła się w tym kraju w telewizyjną rozrywkę, co też mnie obraża. Polskie komedie filmowe obrażają regularnie moje poczucie humoru, programy w paru stacjach telewizyjnych i artykuły w paru portalach obrażają moje poczucie smaku [...] Obraża mnie też nazywanie połowy Polaków zaprzańcami i zdrajcami, to mnie ostatnio obraża najbardziej." Pytam zatem - czy politycy, scenarzyści polskich komedii filmowych i autorzy artykułów "w paru portalach" to są owi "panowie i panie od sztuki", w obronie których tak ochoczo, acz zupełnie zbędnie, staje pani Jarecka?

Żeby nie było żadnych niejasności, w ostatnim zdaniu swojego tekstu Krzysztof Varga wyraźnie pisze, od kogo oczekuje przeprosin: "Jest w Polsce pewna siła polityczna, która wciąż domaga się przeprosin, to może mnie też oni powinni przeprosić." To powinno rozwiać wszelkie wątpliwości, ale pani Jarecka oczywiście wie lepiej... Wie lepiej, że "A jednak gdzieś tli się marzenie o represji. Nawet wśród tzw. liberalnej inteligencji. Niby wszystko wszystkim wolno. Ale to, co niezrozumiałe, budzi lęk. Przerażenie i torsje wywołuje penis na krzyżu i myśl o nagiej na nim kobiecie." Tymczasem co pisze Varga? "Gdybym jednak był katolikiem, to na widok penisa na krzyżu dostałbym ataku furii [...] Tak samo, jakbym był katolikiem, to szlag by mnie trafił, gdybym widział pieśniarkę Madonnę, jak się przypina na koncertach do krzyża. [...] Tak, uznałbym to za bluźnierstwo, bo z punktu widzenia prawdziwego chrześcijanina to jest bluźnierstwo. Natomiast nie poszedłbym z tym do sądu (podkreślenie moje), ponieważ wierzyłbym raczej w Sąd Ostateczny". A więc Varga pisze, ze gdyby był katolikiem, to czułby się obrażony penisem czy nagą kobietą na krzyżu. Ja, chociaż katolikiem nie jestem, jak najbardziej rozumiem że katolik mógłby poczuć się takimi wizerunkami obrażony - katolicy mają bowiem tendencję do nadmiernie poważnego i egzaltowanego traktowania obiektów swojego kultu, to nie buddyzm, który chętnie śmieje się sam z siebie... Ale dlaczego pani Jarecka chce katolikom (podkreślam katolikom) prawa do czucia się obrażonymi takimi wizerunkami odmawiać, skoro jest to niejako wpisane w istotę ich wiary? No i oczywiście stwierdzenie "nie poszedłbym z tym do sądu" jest "marzeniem o represji". Doprawdy powalająca logika. Zwłaszcza że kilka akapitów wcześniej Varga jednoznacznie stwierdza: "artyści nie powinni być sądzeni za swoją sztukę, gdyż to jest zwykła cenzura, a cenzura powinna być zakazana. Artysta może być sądzony jako obywatel, gdy kogoś okradnie, pobije czy zamorduje, za sztukę nigdy. Za sztukę należy bronić, jakakolwiek ona by była." Zaiste, Varga wykazuje tu wielką chęć do represjonowania artystów za sztukę, która - zdaniem wiedzącej lepiej pani Jareckiej - go obraża.

Nie chce mi się dłużej komentować przeinaczeń i zwykłych - nie można tego nazwać inaczej - kłamstw, których dopuszcza się pani Jarecka w swoim tekście. Ja ze swojej strony czuję się obrażony faktem, że ktoś w "Gazecie" dopuścił do druku tak nierzetelny i zwyczajnie fałszywy tekst. To, co napisała pani Jarecka, wykracza poza wyrażanie opinii - to jest zwyczajne kłamstwo i imputowanie komuś (w tym wypadku Vardze) czegoś, czego w żadnym wypadku nie powiedział. A kłamstw publikować nie należy (i nie uważam, żeby to była cenzura). I dodatkowo czuję się obrażony faktem, ze pod tak jawnie kłamliwym tekstem ktoś odpowiedzialny za strony internetowe "Gazety Wyborczej" wyłączył możliwość dodawania komentarzy. Dlaczego? Czyżby pani Jarecka była z jakiegoś powodu "nietykalna"?

A co do meritum sporu o współczesną sztukę, całkowicie popieram Krzysztofa Vargę. Pani Jarecka niechcący sama daje dowód, że Varga ma rację, pisząc "Literatury na temat sztuki współczesnej wyprodukowano aż nadto, dostęp do niej jest łatwy. Może nie jest dobra. Może jej ciągle za mało wobec dramatycznego poziomu edukacji plastycznej w szkołach i niskiej kultury wizualnej w narodzie. Ale dyskutujmy o tym, a nie udawajmy zaatakowanych przez nieznane moce." Otóż nikt mnie nie przekona, że sztuka, która wymaga dodatkowej literatury, która wyjaśniłaby, o co w ogóle w tej sztuce chodzi, jest dobrą sztuką. Sztuka ma przekonywać widza sama, a nie wzywać posiłki w postaci tłumaczeń "co autor chciał przez to powiedzieć". Dobrze pamiętamy ze szkoły tę znienawidzoną formułkę, która zawsze zapowiadała, że za chwilę pojawi się bezsensowna wiwisekcja dzieła artystycznego, rozcinanie go na kawałki i obracanie każdego kawałka wte i wewte, zabijające całe piękno owego dzieła i zabijające w dzieciach całą wrażliwość artystyczną.

Jeżeli takiego kawałkowania i takich wiwisekcji potrzeba, aby odbierać współczesną sztukę, to Varga ma rację, ze jest ona nic niewarta. Na szczęście przeczy temu fakt, że istnieją we współczesnej sztuce dzieła, których nikt nikomu nie musi tłumaczyć. Chociażby przywołane w tekście pani Jareckiej prace Davida Czernego ("rzeźbę przedstawiającą Vaclava Klausa, do którego odbytu zagląda się, wchodząc po drabinie") jakoś nie wymagają tony objaśnień. Po prostu są artyści i "artyści". Jeżeli ktoś nie ma nic do powiedzenia, to może ten brak pokrywać uczonym pustosłowiem i tonami literatury tłumaczącej "co artysta miał na myśli". I takie jest moje zdanie w tym temacie.

komentarze (0) >>>