Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Przypadki guru Pitki

2011-12-13   kategorie: kultura Czysta Kraina

Kilka dni temu miałem okazję obejrzeć film pt. "The Love Guru". Z tego, co można wyczytać w Internecie, film został uznany za najgorszy film roku 2008, zdobył kilka Złotych Malin i innych podobnych antynagród. Muszę powiedzieć, że zupełnie nie rozumiem takiej opinii o tym filmie. Mnie on autentycznie rozbawił i jest jedną ze śmieszniejszych komedii, jakie w ostatnim czasie widziałem.

Być może właściwy odbiór tego filmu wymaga obeznania z tematyką - jest to film w pewnym sensie "branżowy". Oglądałem go w gronie samych buddystów - w ramach nieoficjalnego, rozrywkowego spotkania po ceremonii Dnia Oświecenia Buddy ;) - i wszyscy byliśmy setnie ubawieni. Ze zdziwieniem czytam natomiast recenzje w portalach filmowych, w których padają takie słowa, iż reżyser "zaprzepaścił szansę komediowego wyzyskania sytuacji wynikających ze styku różnych kultur". W tym filmie zupełnie nie o to chodzi! Nie chodzi o żaden styk różnych kultur i wynikający z tego możliwy komizm. Chodzi o dokumentne, wręcz do przesady, skarykaturowanie jednego, jedynego zjawiska: popularności i mody na różnego rodzaju samozwańczych guru, którzy szerzą na Zachodzie - głównie w USA - zbanalizowaną pop-wersję wschodnich praktyk duchowych. Trzeba przy tym zdać sobie sprawę, ze film jest zrealizowany w estetyce świadomego kiczu (obecnie zdaje się ten styl nazywa się campem) i w ten sposób trzeba na niego patrzeć. To że postać głównego bohatera - guru Pitki - uważana przez recenzentów za "totalnie nieśmieszną" - jest tak karykaturalnie idiotyczna, zachowuje się w absurdalny sposób, a humor bardzo często jest na poziomie genitalno-analnym (ale jednak - przynajmniej w mojej opinii - bez przekraczania granic dobrego smaku, co bardzo ważne), to świadoma koncepcja twórców filmu i tak właśnie ma być!. Guru Pitka chciał zostać guru po to, aby kobiety za nim szalały - dlatego też jego mistrz kazał mu nosić pas cnoty, dopóki nie nauczy się cenić bardziej kochania siebie samego od bycia kochanym przez innych. Wokół czego mogą krążyć myśli takiego człowieka, będącego nawet w mocno wątpliwej szkole swojego mistrza (stosującego m.in. takie metody nauczania, jak walka za pomocą mopów umoczonych w urynie) jednym z najmniej obiecujących uczniów? I czego może nauczyć ludzi, oczekujących od niego porad w sprawach miłosnych - poza serią dowcipów "poniżej pasa" i paroma zgrabnymi marketingowo sloganami (z obowiązkowym podkreśleniem, iż każdy z nich stanowi znak towarowy)?

A jednak - jak to w hollywoodzkim filmie (z dodatkiem bollywoodzkich scen tanecznych ;)) - nawet taki rozkoszny idiota potrafi zmobilizować oddanego mu w ręce człowieka do wykorzystania swojego potencjału i wyjścia z psychicznego "dołka", aby osiągnąć swój cel. Przy okazji samemu uwalnia się od brzemienia wiecznej rywalizacji z jego największym konkurentem na "rynku guru", którego pozycji wciąż nie może doścignąć, rozwiązując w ten sposób swój problem. Dzięki temu może wreszcie zdjąć noszony od kilkunastu lat pas cnoty i cieszyć się w pełni towarzystwem kobiety, w której w międzyczasie zdążył się zakochać. Mizerne i odpowiadające "popowemu" charakterowi nieudolnego guru to zrozumienie, ale w pełni utrzymuje się w konwencji filmu...

Tak więc mimo miażdżąco negatywnych recenzji, którymi radzę się nie przejmować, film szczerze polecam. Dostarcza on świetnej zabawy na dwu poziomach, bo w bardzo ciekawy sposób łączy "toaletowe" i inteligentne poczucie humoru - co wcale nie jest takie częste... Może jedyne moje zastrzeżenie do niego, to że jest za długi - scenarzystom zabrakło jednak trochę pomysłów na fajerwerki głupoty guru Pitki i nie bardzo są one w stanie wypełnić pełnometrażowy film - chwilami zieje z niego pustka. Idealnym rozmiarem dla tej produkcji byłaby krótka, gdzieś tak 45-minutowa nowela filmowa - wtedy zabawa byłaby nieprzerwana...

komentarze (0) >>>