Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Z prasy odpryski

2012-03-12   kategorie: społeczeństwo

Czytam w prasie, że prokuratorskie śledztwa w sprawie kościelnej Komisji Majątkowej najprawdopodobniej zakończą się niczym, gdyż nie sposób członkom tej komisji udowodnić przekraczania prawa - po prostu komisja została stworzona w taki sposób, że była całkowicie poza prawem i nie ma żadnych przepisów, które w jakikolwiek sposób możnaby zastosować do regulacji jej działalności... I zastanawiam się, czy jest to czyjaś zła wola, że wiedząc o takim, a nie innym statusie komisji - a wątpię, żeby prokuratorzy o tym nie wiedzieli - tak właśnie formułuje się zarzuty, oskarża się członków komisji o nieudowadnialne naruszenia prawa?

Należałoby chyba raczej podważyć legalność funkcjonowania samej komisji, a to w oparciu o konstytucyjną zasadę równości wobec prawa. Wszystkie inne podmioty - osoby fizyczne, firmy itp. - które utraciły mienie w czasach PRL-u i chciały je odzyskać, musiały korzystać z regularnej drogi sądowej. Kościół tymczasem zyskał w tym względzie specjalne przywileje - powołano specjalną komisję, która "zwracała" mu ("zwracała" w cudzysłowie, bo wartość owych zwróconych majątków często wielokrotnie przekraczała wartość utraconych) utracone mienie bez sądu i bez jakiejkolwiek kontroli ze strony innych instytucji państwowych. Jeżeli to nie jest złamanie zasady równości wobec prawa, to co będzie takim złamaniem? Zatem samo istnienie Komisji Majątkowej należałoby uznać za nielegalne, ergo - nielegalne są wszystkie wydane przez nią decyzje. A odpowiedzieć karnie powinni - przed Trybunałem Stanu - politycy, którzy zdecydowali o powołaniu takiej komisji. I w ten sposób należałoby do sprawy podejść, a nie bawić się w nieskuteczne procesy o złamanie prawa przez członków komisji.

 
Z innej beczki: wszystkich emocjonuje ostatnio dyskusja o podwyższeniu wieku emerytalnego. Tymczasem amerykański ekonomista Robin Hanson zaproponował całkowicie inne - i wydaje się znacznie bardziej zgodne z naturą ludzką - podejście do kwestii emerytury. Nikt nie powiedział, że obowiązujący obecnie model długiego, ciągłego okresu pracy i potem emerytury pod koniec życia jest najoptymalniejszy. Zamiast tego Hanson proponuje przeplatanie przez całe życie okresów pracy z okresami wolnymi - jak gdyby "emeryturę na raty". Na przykład dwa lata wolnego co osiem lat pracy. Albo dwa miesiące wolnego w każdym roku.

Muszę przyznać, że bardzo mi się ten pomysł podoba i jest chyba zgodny z odczuciami większości ludzi. Prawie każdy człowiek, jeżeli nie ciążyłby na nim przymus wynikający z pracy na etacie, i miałby całkowitą swobodę organizacji własnej pracy, układałby ją sobie chyba w taki właśnie sposób - przeplatając okresy pracy z okresami odpoczynku i zajmowania się własnymi zainteresowaniami i przyjemnościami. Więc może faktycznie pora na zmiany...?

 
No i wreszcie na koniec czytam w "Gazecie Wyborczej" wywiad z panią Joanną Muchą, która twierdzi, że jest fanką żeńskich form, i dlatego każe nazywać siebie "ministrą". Niech sobie pani Mucha popiera żeńskie formy, ale niechże przy tym nie kaleczy języka polskiego! Żeńską formą słowa "minister" jest "ministerka", i jeżeli pani Mucha koniecznie chce, aby używano wobec niej żeńskiej formy, to powinna się domagać, aby nazywano ją tak właśnie. Ale to już nie brzmi tak "cool", jak nieistniejące w języku polskim słowo "ministra", prawda? ;)

Zaś na temat kompetencji pani Muchy jako "ministry" wypowiadać mi się trudno, niemniej jednak z wywiadu wynika, że pani Mucha ocenia je jako zbliżone do kompetencji swoich męskich kolegów z rządu. Czyli równie marne ;). Może i zatem słusznie ma żal o to, że media przepytują ją ze znajomości piłki nożnej, podczas gdy ministra sprawiedliwości, filozofa Jarosława Gowina nikt nie przepytuje ze znajomości kodeksu karnego. Nie oznacza to jednak, że pani Muchy media nie powinny przepytywać, tylko że powinny przepytywać również pana Gowina i wszystkich innych ministrów! Nie przemawia do mnie argument sprowadzający się do porównywania siebie z innymi na zasadzie "skoro jestem równie kiepska jak oni, to mam takie samo jak oni prawo rządzić". Zawsze byłem i jestem zdania, że porównywać się można i należy tylko do zadania, które przed nami stoi, a nie do innych. Jeżeli nie jestem w stanie podołać jakiemuś zadaniu pracując wspólnie z innymi, którzy też nie są w stanie podołać swoim zadaniom, to wcale nie znaczy, że wykonuję swoje zadanie dobrze... Jakość pracy innych nie powinna być dla mnie wyznacznikiem jakości mojej własnej pracy - takim wyznacznikiem powinno być tylko to, co mam do zrobienia. Tymczasem pani Mucha zdaje się bronić prawa kobiety do bycia kiepskim ministrem, skoro kiepskimi ministrami są mężczyźni. A ja uważam, że nikt - ani kobieta, ani mężczyzna - nie powinien zakładać sobie kiepskiego wykonywania swojej pracy. Jeżeli wychodzi z takiego założenia, to lepiej powinien czy powinna od razu z takiego stanowiska zrezygnować.

komentarze (0) >>>