Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Kogoś porąbało na dobre

2017-11-25   kategorie: społeczeństwo

Właśnie przeczytałem o tym, że niejaki pan Bujara z "Solidarności" wyraża niezadowolenie, iż uchwalony właśnie przez Sejm zakaz handlu w niedziele nie obejmuje sklepów internetowych, i będzie walczył o to, aby e-handel również został objęty zakazem.

Pomijając kwestię słuszności lub nie samego zakazu (o czym parę słów dalej), chętnie zapytałbym pana Bujarę, czyjego to niby interesu pracowniczego broni chcąc zakazywać w niedzielę e-handlu? Bo cały ten projekt ustawy o zakazie niedzielnego handlu "Solidarność" uzasadniała troską o dobro pracowników. Czyje zatem dobro chce chronić zakazując e-handlu? Serwerów i programów obsługujących sklepy internetowe? Przecież one nie potrzebują dnia odpoczynku, nie potrzebują czasu dla rodziny ani na pójście do kościoła, bo są, do ciężkiej cholery, AUTOMATAMI. Z tej całej niezbyt rozsądnej ustawy ktoś rozsądnie wyłączył e-handel, a jakiś pan, który najwyraźniej nie ma zielonego pojęcia, jak działa sklep internetowy, i prawie na pewno nigdy w życiu żadnego takiego sklepu - mówiąc informatycznym slangiem - nie "postawił", upiera się, żeby koniecznie zakazać e-handlu w niedzielę. Chyba tylko po to, aby utrudnić życie ludziom korzystającym z tego e-handlu, bo żadnym pracownikom w ten sposób w niczym nie ulży.

A co do samego zakazu, zadziwiający jest fakt - o czym zresztą już nieraz wspominałem - że proponująca tę ustawę "Solidarność" wzięła sobie za cel tylko i wyłącznie handel, ani słowem nie wspominając o pracownikach, którzy pracują w niedzielę w innych branżach, takich jak np. gastronomia, kina, fitness-kluby itp., zazwyczaj będąc zatrudniani na podobnie "śmieciowych" warunkach jak pracownicy handlu. I nawet nie przebąkuje o tym, żeby zamierzała w przyszłości objąć niedzielną pracę w tych branżach podobnymi zakazami, jak handel. Nie. Całemu złu jest winien tylko i wyłącznie handel w niedziele.

Moje osobiste zdanie jest takie: prawdą jest, że warunki zatrudnienia w handlu są totalnie patologiczne. Ludzie zmuszani są do pracy w wymiarze godzin i dni urągającym wszelkim normom wynikającym z prawa pracy. I to, co przede wszystkim należałoby zrobić, to wysprzątać to szambo - skutecznymi kontrolami i dotkliwymi karami egzekwować po prostu przestrzeganie w tej branży istniejących przepisów prawa pracy. To naprawdę by wystarczyło, aby ulżyć pracownikom. Zaś jeżeli to jest ponad siły naszych władz, i zamiast rozwiązań systemowych stać je tylko na działania proste i doraźne, to zamiast zakazu zdecydowanie lepsza była już propozycja innego związku zawodowego, aby za pracę w niedzielę - i to we wszelkich branżach i zawodach, nie tylko w handlu - wypłacać pracownikom wynagrodzenie w wysokości 250% stawki za pracę w normalny dzień. Właściciele sklepów szybko by sobie przekalkulowali, czy im się to opłaca.

Bo niektóre sklepy w niedzielę otwarte być muszą. Nie mam nic przeciwko zamknięciu hipermarketów i galerii handlowych, ale sklepy spożywcze otwarte być powinny. Było nie było, żywność jest bezwzględnie towarem pierwszej potrzeby, a sytuacje życiowe obecnie układają się na tyle różnie, że czasami akurat jesteśmy zmuszeni do kupienia jedzenia w niedzielę. Bo na przykład cały tydzień byliśmy w delegacji służbowej i przyjeżdżamy do domu z pustą lodówką (załóżmy, że sytuacja dotyczy osoby mieszkającej samotnie). Owszem, dawno temu, za czasów tzw. "komuny", wszystkie sklepy były w Polsce w niedzielę (a nawet w sobotę) zamknięte - ale należy wziąć pod uwagę, że w zupełnie innym rytmie się wówczas żyło i pracowało. Ale to właśnie już w tamtych czasach koniecznością okazało się powstanie pierwszych sklepów całodobowych, w których w razie potrzeby można było zrobić podstawowe zakupy w czasie, kiedy inne sklepy były zamknięte...

Podobno teraz taką rolę mają spełniać stacje benzynowe. No cóż, pożyjemy, zobaczymy... Ale co komu padło na mózg z zakazywaniem handlu internetowego w niedzielę, to trudno pojąć...

komentarze (0) >>>