Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Budda uromantyczniony

2017-12-08   kategorie: Czysta Kraina

Na tekst pod takim właśnie tytułem natrafiłem na portalu sasana.pl. Tekst to trudny i zapewne do pełnego zrozumienia będę potrzebował przeczytać go jeszcze kilka razy, ale mam bardzo mocne odczucie, że dotyka on arcyważnej sprawy.

Rzecz dotyczy traktowania praktyki buddyjskiej przez wielu praktykujących na Zachodzie. I nie tylko zresztą - jak mi się wydaje - praktyki buddyjskiej. Autor, będąc buddyjskim mnichem, skupił się na buddyzmie, ale mam wrażenie, że dokładnie to zjawisko, które opisał w swoim tekście, legło u podstaw całego ruchu New Age i przeróżnych, rozlicznych, często nader dziwnych form "duchowości", jakie w związku z tym ruchem się wykształciły i zaczęły być praktykowane.

Wydaje mi się, że moi nauczyciele - w odróżnieniu od tych nie wymienionych z nazwiska, wspomnianych w artykule - nigdy nie zamykali drzwi do "radykalnego" wymiaru praktyki, do wejścia w to "nieuwarunkowane poza czasem i przestrzenią" - wręcz przeciwnie, cały czas podkreślali jego znaczenie i wciąż wskazywali na konieczność osiągnięcia tego punktu. Często jednak miałem wrażenie, że istnieje jakaś nieuchwytna, trudna do opisania bariera między ich rozumieniem celu praktyki, a rozumieniem uczniów słuchających ich mów i zadających im pytania. To chyba właśnie ta granica, o której pisze autor tekstu.

Zupełnie natomiast istnienia obszaru poza tymi "drzwiami" zdają się być nieświadome wspomniane przeze mnie wcześniej liczne formy new-age'owej duchowości. Poczucie szczęścia i błogości płynące ze zjednoczenia z "kosmicznym umysłem", Bogiem, Wszechświatem, absolutem - nazwij to jak chcesz - wydaje się być dla nich ostatecznym celem drogi i pożądają go z ogromnym zapałem i gorliwością. Zawsze przypomina mi się w tym kontekście jeden z zenowskich koanów, który mówi, że "nawet jeśli staniesz na szczycie stumetrowego słupa, musisz zrobić jeszcze jeden krok naprzód". Nigdy jak dotąd nie "zadano" mi tego koanu i nie pracowałem nad nim, więc nie mogę powiedzieć z całą pewnością, ale jestem bardzo mocno przekonany, że ma on związek z opisywanym w tym tekście problemem i kwestią pozbycia się "ostatniego złudzenia", o którym często wspomina się w opowieściach zen. (No bo co się stanie, jeżeli zrobisz krok naprzód ze szczytu słupa? Twoja wysoka pozycja dosłownie runie na ziemię i boleśnie się przy tym potłuczesz :))

Bardzo istotną kwestią wspomnianą w tym tekście jest zwrócenie uwagi na to, iż "zamykanie drzwi" do tego "radykalnego" wymiaru praktyki jest także zamykaniem drzwi do samej praktyki dla osób pochodzących z tzw. "wykluczonych" grup społecznych, nie będących beneficjentami nowoczesnego systemu kapitalistycznego. Dość często spotyka się zarzut wobec buddyzmu (i innych praktyk duchowych), że jest to w zasadzie zajęcie dla osób stosunkowo zamożnych, mających zaspokojone potrzeby materialne, wygodne i bezpieczne życie i szukających w praktyce buddyjskiej wypełnienia duchowej pustki, którą odczuwają stwierdziwszy, że to dostatnie i wygodne życie wbrew oczekiwaniom nie daje im szczęścia. (Nie tak dawno zresztą w serwisie Wykop pojawił się filmik, na którym jeden z polskich youtuberów wygłaszał takie właśnie zarzuty wobec buddyzmu). Oczywiście zapewne wśród praktykujących są i tego rodzaju osoby (aczkolwiek moje osobiste doświadczenia z ośrodków buddyjskich wskazują raczej na coś wręcz przeciwnego - jest tam wręcz nadreprezentacja osób na różne sposoby cierpiących, chorych, biednych itp. w stosunku do tego, co moglibyśmy spotkać w "typowych" środowiskach np. szkół czy zakładów pracy), nie jest to jednak w żadnym wypadku zarzut wobec buddyzmu, a raczej wobec specyficznego sposobu jego praktykowania, o którym pisze Thanissaro Bhikkhu, sposobu, przy którym traci się z oczu bodaj najważniejszy aspekt tej praktyki. Niezależnie od tego, jak wielu faktycznie jest ludzi praktykujących w ten sposób, prawdą jest, iż takie właśnie rozumienie buddyzmu dominuje wśród osób nie związanych z tą drogą, co powoduje pojawianie się takich właśnie - wynikających z niezrozumienia istoty tej praktyki - wypowiedzi krytycznych. Tymczasem właściwie rozumiana praktyka wcale nie odcina ludzi "wykluczonych", a wręcz przeciwnie - jak najbardziej może się odnieść także do ich problemów i cierpienia.

Cóż, dzisiaj Dzień Oświecenia Buddy i tradycyjna praktyka nocna organizowana tego dnia. Dobry czas na to, aby po raz kolejny przypomnieć sobie o właściwej drodze - prowadzącej do "pierwotnego punktu", tej "jednej czystej i jasnej rzeczy, niezależnej od życia i śmierci". Po raz kolejny usiąść i spróbować ten punkt odnaleźć...

komentarze (0) >>>