Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

No to już wiemy, po co ta wojna

2022-08-10, zmodyfikowana: 2022-08-22   kategorie: nowości społeczeństwo

I tak oto powoli wyszło szydło z worka i chyba już stało się jasne, do czego potrzebna była wojna na Ukrainie.

Oto od września na Ukrainie ma ruszyć wielki program prywatyzacji. Początkowo zdziwiła mnie ta wiadomość, bo wydawało mi się, że ukraińscy oligarchowie - sądząc po skali ich wpływów - zdołali już dawno "sprywatyzować" (czytaj: zagrabić) wszystko, co w tym kraju było do zagrabienia. Okazuje się, że jednak całkiem sporo jeszcze zostało - i to, co pozostało, czeka teraz powtórka z lat 90. w Polsce pod rządami Balcerowicza. Tyle że zapewne przedsiębiorstwa będą wyprzedawane jeszcze bardziej za bezcen i w jeszcze bardziej bandycki sposób, niż miało to miejsce w Polsce.

Niemniej jednak dziwić może przeprowadzanie wielkiej prywatyzacji w kraju będącym w stanie wojny, który wszelkie siły i zasoby powinien przeznaczać na walkę z agresorem - trwonienie energii i pieniędzy na wielkie reformy wewnętrzne wydaje się w takiej sytuacji niezbyt logiczne... Sprawa ma jednak drugie dno.

Z lektury wpisów ukraińskich uchodźców przybyłych do Polski w mediach społecznościowych można wyciągnąć wniosek, że wraz z niesprywatyzowanymi (jeszcze) przedsiębiorstwami, na Ukrainie pozostało jeszcze całkiem sporo post-radzieckich zdobyczy socjalnych. Ukraińców przybyłych do Polski dziwi (czy wręcz oburza) przede wszystkim kiepski - żeby nie powiedzieć fatalny - poziom naszych usług publicznych. Brak miejsc w żłobkach, przedszkolach (pomimo że dla Ukraińców tworzone są specjalne pule takich miejsc), sięgające miesięcy czy lat kolejki do lekarzy specjalistów i szpitali, brak organizowanego przez instytucje państwowe, samorządowe czy oświatowe wypoczynku letniego dla dzieci (niektórzy jeszcze pewnie pamiętają z PRL-u słynne "kolonie letnie"). Ukraińcy do tego wszystkiego są przyzwyczajeni i twierdzą, że to wszystko u nich funkcjonuje i jest znacznie bardziej dostępne niż u nas. Brak czy słaba dostępność tych usług w Polsce jest dla nich jednym z największych rozczarowań.

Z wpisów tych wynika też jeszcze jedno - Ukraińcy to nie są ludzie, których środkami pokojowymi dałoby się przekonać do tego, że muszą z tego wszystkiego zrezygnować. Tak jak przekonano do tego Polaków w okresie naszej transformacji, tłukąc im do głowy, że teraz w "wymarzonym" kapitalizmie państwo już nie jest od tego, aby komukolwiek cokolwiek dawać. A jeżeli ktoś tego oczekuje - to jest roszczeniowym homo sovieticusem, który mentalnie utkwił w czasach "komuny" i nie potrafi przystosować się do nowej, jedynie słusznej rzeczywistości, co jest oczywiście tylko jego winą i wręcz dyskredytuje go jako człowieka.

Z Polakami ten numer przeszedł, ale wystarczy poczytać wspomniane ukraińskie wpisy w mediach społecznościowych, aby mieć pewność, że z Ukraińcami by się to nie udało - oni potrafią znacznie lepiej pilnować swoich interesów i bronić tego, co ich zdaniem im się należy. Więc żeby Ukraińcom zabrać ich "socjal", trzeba czegoś więcej niż tylko zawstydzania ich, że myślą "po komunistycznemu". No i to "coś więcej" się właśnie nadarzyło - wojna jest idealną okazją do przeprowadzenia "prywatyzacji" tak, aby Ukraińcy nie protestowali za bardzo - bo cała potransformacyjna bieda będzie przecież tak czy owak winą wojny i Putina...

A zyska na tym - tak jak w Polsce lat 90. - grupa sprytnych "biznesmenów" będących w dobrych układach z władzami państwa oraz kapitał zagraniczny. W przypadku Polski był to kapitał niemiecki, francuski czy amerykański. Tym razem chyba rodzimi "biznesmeni" liczą na to, że w przypadku Ukrainy będzie to kapitał polski. Przepowiadam jednak, że się przeliczą - a skutki tego poniosą przecież nie oni, lecz my wszyscy...

komentarze (0) >>>