Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Obłęd kontratakuje

2023-02-05   kategorie: nowości społeczeństwo

Partia wojny w Polsce "zaniepokoiła się" wynikami sondażu wskazującego, że coraz więcej Polaków odnosi się z rezerwą do wojennego amoku panującego w większości polskich mediów i polityce polskiego państwa. Amoku, polegającego na absolutnym, bezkrytycznym i bezdyskusyjnym wspieraniu Ukrainy w każdym wymiarze i w każdej formie, przy równoczesnym równie absolutnym, bezkrytycznym i bezdyskusyjnym byciu w każdym aspekcie przeciwko Rosji i wszystkiemu, co rosyjskie. Jeżeli ktoś uważa, że jednak być może Rosja została w jakiejś części sprowokowana do tej wojny przez NATO, które rozszerzało się w kierunku jej granic całkowicie ignorując rosyjskie sprzeciwy, jeżeli uważa, że Polska udziela uchodźcom z Ukrainy zdecydowanie zbyt dużej pomocy, na którą jej nie stać, jeżeli wreszcie uważa, że nawet najgorszy pokój jest lepszy od wojny i w związku z tym zdecydowanie sprzeciwia się angażowaniu się Polski w tę wojnę (takie były m.in. pytania we wspomnianym sondażu) - to, zdaniem partii wojny, "zgadza się z tezami rosyjskiej propagandy". I to zdaniem partii wojny "może wywołać niepokój".

Nie wiem, co głosi rosyjska propaganda, bo pozwolę sobie tutaj zauważyć, że Polaków od tej propagandy już na początku wojny odcięto - dostęp do rosyjskich mediów, czy to tradycyjnych, czy internetowych, został w znacznej mierze utrudniony (osobną kwestią jest pytanie o legalność takiego postępowania). Większość młodych pokoleń Polaków nie zna już też języka rosyjskiego, w związku z czym twierdzenie, jakoby Polacy ulegali rosyjskiej propagandzie, już z tych chociażby powodów brzmi z lekka absurdalnie.

Jednak to, co głosi rosyjska propaganda, mnie po prostu nie interesuje. Od lat zarzucam polskim mediom i osobom publicznym to, że bardziej interesuje je to, jaki jest punkt widzenia Rosji, niż to, jaki jest nasz własny, polski punkt widzenia, bez oglądania się na to, co mówi Rosja lub ktokolwiek inny. Już 15 lat temu miałem to za złe "Gazecie Wyborczej", że bardziej przejmuje się opiniami Rosji niż interesem Polski. Polska kieruje się jakąś absurdalną logiką, zgodnie z którą jeżeli Rosja coś mówi, to trzeba zrobić coś dokładnie odwrotnego, nawet jeżeli byłoby to ze szkodą dla Polski i Polaków - liczy się przede wszystkim to, żeby było przeciwne Rosji. Wygląda na to, że gdyby ktoś z rosyjskich oficjeli zaczął publicznie głosić, że Ziemia krąży dookoła Słońca, to politycznie poprawni, wspierający Ukrainę Polacy powinni twierdzić, że to Słońce krąży dookoła Ziemi, aby tylko nie być "w zgodzie z rosyjską propagandą".

Żarty na bok. Jest czymś absolutnie oburzającym i niedopuszczalnym, że partia wojny lansuje swój pogląd jako jedynie słuszny i obowiązujący, a osoby mające choć trochę inne zdanie od razu dyskredytuje się mianem "ruskich onuc", "ruskich agentów" czy "ruskich trolli". Użycie takich określeń dla mnie znamionuje, że osoba ich używająca po prostu nie ma argumentów i nie potrafi rzeczowo dyskutować, więc ucieka się do argumentum ad personam, czyli po prostu obrażania przeciwnika - rzeczy wykluczonej w jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji. Z chwilą pojawienia się argumentów ad personam jakakolwiek dyskusja się kończy, gdyż dyskusja z osobą używającą takich argumentów jest jak przysłowiowa gra w szachy z gołębiem.

Tym samym jednak przestaje istnieć jakakolwiek debata publiczna, jakikolwiek pluralizm poglądów, a nawet wolność słowa - ponieważ na osoby wyzywane od "ruskich onuc" urządza się nagonki, doprowadza do blokowania ich stron internetowych, rozbija organizowane przez nie publiczne spotkania, aby tylko uniemożliwić im głoszenie swoich poglądów. Na szczęście jeszcze się ich nie aresztuje i nie wsadza do więzień, chociaż pojawiają się już po stronie partii wojny publicyści? komentatorzy? (nie wiem jak ich nazwać), którzy postulują ich fizyczną likwidację!

Taka sytuacja (włącznie z nawoływaniami do fizycznej likwidacji) spotkała ostatnio znanego polskiego geopolityka Leszka Sykulskiego, który ogłosił powstanie "Polskiego Ruchu Antywojennego" (linkuję tu kopię strony z Internet Archive, gdyż niedługo po powstaniu została ona właśnie zablokowana). W kręgach partii wojny Sykulski powszechnie jest uznawany za "rosyjskiego agenta", ale wobec powszechnego uznawania za takowego każdego, kto nie zgadza się z narzucaną "jedynie słuszną" narracją, stwierdzenia takie pozbawione są obecnie jakiejkolwiek wiarygodności. Dowodów na agenturalność Sykulskiego nikt nigdy natomiast żadnych nie przedstawił. (Przewrotnie możnaby stwierdzić, że oskarżanie wszystkich o bycie rosyjskimi agentami jest świetną taktyką dla prawdziwych rosyjskich agentów, którzy w ten sposób doprowadzą do takiej dewaluacji tego typu zarzutów, że już absolutnie nikt nie będzie ich brał na poważnie).

Niezależnie od tego, kim jest Sykulski, dla mnie ważne jest to, że jest przeciwko wojnie. Z częścią postulatów "Polskiego Ruchu Antywojennego" się nie zgadzam - moim zdaniem zostały tam niepotrzebnie pomieszane rzeczy podstawowe, jak sprzeciw przeciwko wojnie, z absolutnie drugorzędnymi, jak rzekoma likwidacja gotówki czy "ideologia gender". Ale moim zdaniem żaden zdrowo, rozsądnie myślący człowiek nie może NIE zgodzić się z takimi postulatami jak "Polak w Polsce gospodarzem, a nie sługą obcych narodów", "Zero wrogów wśród sąsiadów" czy "To nie nasza wojna! Nie idźmy na tę wojnę!". Tak jak napisał dziś w "Myśli Polskiej" (kolejna strona blokowana jako rzekoma "rosyjska propaganda" - co zabawne w przypadku strony czasopisma ukazującego się nieprzerwanie od 1941 roku) Przemysław Piasta - po stronie antywojennej ludzi jest tak mało, że niezależnie od tego, "kto kim jest", nawet jeżeli się nawzajem nie lubimy, nawet jeżeli nie jesteśmy w stanie działać razem - działajmy każdy z osobna, ale we wspólnym kierunku, i nie przeszkadzajmy jedni drugim.

I chyba właśnie to hasło "to nie nasza wojna", w połączeniu z wynikami wspomnianego na wstępie sondażu, tak ugodziło partię wojny, że przystąpiła do wściekłego, panicznego kontrataku. Kontratak ten odbył się piórem Krzysztofa Wojczala, którego skądinąd jeszcze rok temu chwaliłem na tej stronie za trafną analizę przyczyn, dla których Rosja musi (podkreślam: musi, nie ma innego wyjścia) najdalej do 2022 roku wywołać wojnę na Bliskim Wschodzie bądź na Ukrainie. W pisanym w 2019 roku tekście Wojczal całkiem rzeczowo wywodził, że systematyczne odcinanie Rosji od europejskiego rynku gazowego (przez państwa Europy przy wsparciu USA, nie przez Rosję) musi się skończyć wojną, gdyż Rosja nie ma innych argumentów, aby wpłynąć na Zachód, poza siłowymi - a więc użyje siły.

W najnowszym tekście Wojczala jakiekolwiek rzeczowe analizy zastąpiło powtarzanie polskiego propagandowego "przekazu dnia" o imperialnych ambicjach Putina, który bez żadnej wątpliwości w następnej kolejności po Ukrainie zamierza zaatakować Polskę - a może i pójść dalej i podjąć walkę z całym NATO. Wojczal rozpoczyna od przeciwstawienia hasłu "to nie nasza wojna" hasła "to jest nasza wojna", a dalej tekst jest emocjonalny, pełen wielosłowia, które ma przykryć miałkość argumentacji, a ta - jeżeli się już pojawia - jest na poziomie przedszkolaka, jak np. użyte w tekście porównanie do strażaka, który gasi pożar, nawet jeżeli dom został podpalony przez nielubianego przez niego (tzn. strażaka) sąsiada.

Warto zwrócić uwagę, że ta teza - tzn. o bezdyskusyjności tego, że Putin zamierza zaatakować Polskę - na której to tezie oparty jest tak naprawdę cały tekst (i de facto cała propaganda partii wojny), jest tezą, która została "na siłę" podana Polakom do wierzenia jako aksjomat tak oczywisty, że nie wymagający dowodu - podczas gdy tak naprawdę wcale oczywistą nie jest. O ile Rosja ma wyraźny interes w atakowaniu Ukrainy - którą zawsze uważała za część Rosji (i można się spierać, na ile z punktu widzenia historycznego takie podejście jest słuszne - bo na pewno nie jest to oczywiste), o tyle nie zgłasza żadnych pretensji ani roszczeń w stosunku do Polski i nigdy w historii nie traktowała terytorium Polski jako części swojego terytorium. Nawet w czasie zaborów ziemie polskie nie zostały przyłączone wprost do Rosji, lecz utworzono pokraczny pseudopaństwowy twór taki jak Królestwo Polskie, posiadający częściową autonomię, a de facto będący terytorium okupowanym. W Polsce, w przeciwieństwie do Ukrainy, nie ma też znaczącej mniejszości rosyjskiej. No i Putin jest jednak - co by o nim nie mówić - politykiem mającym pewien rozsądek i doprawdy trudno go posądzić o chęć atakowania kraju należącego do NATO. Wbrew temu, co twierdzi Wojczal i partia wojny.

Oczywiście "wdrukowanie" w mózgi Polaków tezy o nieuchronnie zagrażającym nam ataku rosyjskim nie odbyło się z dnia na dzień, a trwa już od lat dziewięćdziesiątych, praktycznie zaraz po pokojowym(!) opuszczeniu Polski przez wojska radzieckie, które stacjonowały na jej terytorium za czasów PRL-u. Od razu wtedy zaczęto nam wmawiać, że musimy wstąpić do NATO, aby obronić się przed nieuchronnym atakiem ze strony Rosji (notabene, już wtedy mnie intrygowało, dlaczego tak mocno forsowana była kolejność: najpierw NATO, potem Unia Europejska, podczas gdy każdemu zwykłemu Polakowi oczywiste się wydawało, że wtedy sprawy gospodarcze były dla nas wielokrotnie ważniejsze niż dość abstrakcyjna kwestia udziału w jakimś pakcie wojskowym). To, w jaki sposób odbywają się takie wieloletnie procesy kształtowania umysłów ludzi w kierunku wojny, znakomicie pokazał Alejandro Jodorowsky w filmie "Święta góra", którego fragment dokładnie w tym kontekście - warunkowania Polaków do antyrosyjskości - już wielokrotnie na tej stronie przytaczałem. No i dostarczano nam te "zabawki", przedstawiające w odpowiednim świetle "Peruwiańczyków". Upłynęło 15 - a nawet więcej - lat, i wychowane na nich dzieci dorosły i gotowe są, aby "zabijać Peruwiańczyków z przyjemnością". Czego przykładem takie teksty, jak p. Wojczala.

Jeżeli podać w wątpliwość tę kluczową tezę tekstu Wojczala - że Putin po ewentualnym zajęciu Ukrainy zamierza posunąć się dalej i zająć Białoruś, Mołdawię, utworzyć tam bazy wojskowe, po czym prowadzić "wojnę hybrydową" przeciwko państwom NATO: Polsce, krajom bałtyckim i Rumunii - niewiele z całego tekstu zostaje. A trzeba zaznaczyć, że teza o tak dużym ciężarze gatunkowym, na której oparta jest cała konstrukcja tekstu, jest podawana czytelnikom "na wiarę", w sposób absolutnie propagandowy, bez nie tylko dowodów, ale choćby jakichś argumentów na jej poparcie. Czy Wojczal wyczytał takie zamiary Rosji gdzieś w rosyjskiej doktrynie wojennej? To może przytoczyłby odpowiednie dokumenty na poparcie swojej tezy? Jak to się ma do zupełnie innego uzasadnienia przyczyn tej wojny, jakie sam głosił jeszcze w swoim tekście z 2019 roku? Dlaczego nie wyjaśnia, z jakiego powodu i na jakiej podstawie zmienił zdanie?

Tak naprawdę nie mamy nawet pewności, czy Putin faktycznie zamierza zajmować całą Ukrainę. Mając taki cel, raczej nie atakuje się 150 tysiącami żołnierzy kraju tak dużego, jak Ukraina, potrafiącego wystawić w odpowiedzi ponad dwukrotnie liczniejszą armię. Jaki jest faktycznie cel Putina w tej wojnie, tego nikt tak do końca nie wie. Ale Wojczal i partia wojny oczywiście wiedzą i podają swoim czytelnikom do wierzenia jako aksjomat, bez żadnego uzasadnienia. Ja wam tak mówię i macie w to wierzyć, bo tak jest.

Przecząc sobie samemu z 2019 roku, kiedy to twierdził, że Zachód odcina Rosję od europejskiego rynku gazowego i z tego powodu Rosja musi zareagować agresywnie, twierdzi w obecnym tekście, że Putin "sam – jeszcze przed inwazją z 24 lutego – odciął Europę od rosyjskiego gazu". Panie Wojczal, naprawdę uważa pan, że ludzie mają tak krótką pamięć? Że już nie pamiętamy tego, że przecież kraje Europy jak najbardziej kupowały od Rosji gaz jeszcze na początku inwazji, dopiero potem niezbyt chętnie i de facto pod naciskiem USA wprowadziły na ten gaz sankcje? Kto tu zatem kogo odciął od gazu? Naprawdę uważa pan, że może pan wmówić ludziom, że czarne jest białe?

Wojczal wymienia też w swoim tekście trzy rzekome przyczyny, dla których Rosja zaatakowała Ukrainę (ciekawe, skąd je zna? pytał Putina i ten mu powiedział?), ale żadna z nich nie jest tą, o której wspominał w swoim tekście z 2019 roku. Znowu, może by się należało czytelnikom wyjaśnienie, skąd ta zmiana zdania?

Po przytoczeniu infantylnej i - jak wspomniałem - na przedszkolnym poziomie analogii do pożaru w kinie, kompletnie nietrafionej, Wojczal przechodzi do opisywania swoich propozycji tego, co jego zdaniem państwa Zachodu powinny zrobić. Generalnie jest to rozwinięcie pomysłu Jarosława Kaczyńskiego o "misji pokojowej NATO" na Ukrainę (pomysłu, któremu - przypomnę - sprzeciwiło się wówczas zarówno NATO, jak i sama Ukraina). Teraz jednak nie miałaby to już być misja pokojowa, tylko misja zdecydowanie i jednoznacznie wojenna, mająca na celu takie zastraszenie Rosjan, aby im nawet do głowy nie przyszło atakowanie. W tym celu musi ona być zdolna zademonstrować "totalną przewagę".

I tutaj aż prosiłoby się o rzeczową analizę, czy taka misja w ogóle jest możliwa? Ilu żołnierzy, ile i jakiego sprzętu byłoby potrzeba do jej przeprowadzenia? I z jakich państw? Które państwa dysponują niezbędnymi zasobami i jaka jest polityczna szansa, że będą one chciały w niej uczestniczyć? Bo jeden z najistotniejszych problemów swojego pomysłu Wojczal zbywa lakoniczną wzmianką w nawiasie "bo wątpliwym jest jedność NATO w kwestii wkraczania na Ukrainę". No właśnie panie Wojczal, to jest główny problem z pana pomysłem, nad którym pan przechodzi obojętnie! Wszyscy wiemy, że wśród państw NATO są duże różnice zdań co do udziału w tej wojnie i państwa Europy Zachodniej bynajmniej chętne do takiego wkraczania na Ukrainę nie są. Więc kto miałby wkroczyć? Wspomniane Polska, kraje bałtyckie i Rumunia? Bez broni, która została (przynajmniej w przypadku Polski) przekazana Ukrainie, i pewnie w dużej części już tam zniszczona przez Rosjan?

Takiej analizy niestety brak, żaden konkret się nie pojawia, dostajemy za to jedynie zbiór pobożnych życzeń, a mówiąc dosadniej - mrzonek. Dodam jeszcze, że takie mrzonki może snuć jedynie człowiek będący przedstawicielem pokolenia znającego wojnę jedynie z filmów czy gier komputerowych, ewentualnie co najwyżej z podręczników strategii. Tylko bowiem ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia, czym naprawdę jest wojna, może się emocjonować stwierdzeniami w rodzaju "wkroczymy, a jeśli zaczniecie do nas strzelać, to odpowiedź będzie taka, że na całej Ukrainie nie pozostanie ani jeden żołnierz i ani jedna sztuka rosyjskiego sprzętu zdolne do walki". Zdaje sobie Wojczal sprawę, co taka "odpowiedź" oznacza dla samej Ukrainy i jak ona będzie po takiej "odpowiedzi" wyglądała?

Po czym Wojczal przechodzi do propozycji wysłania na Ukrainę polskich żołnierzy zawodowych, znowu argumentując to tą samą przyjętą apriorycznie tezą, że w przeciwnym razie Putin zaatakuje Polskę i zamiast żołnierzy zawodowych - którzy na taką pracę było nie było, się pisali - będą ginęli w obronie kraju cywile. Manipulacyjnie też argumentuje tutaj, że "obowiązkiem żołnierza jest bronić kraju i jego obywateli, nawet jeśli obrona ta wymaga działań poza terytorium kraju." Znowu jednak sprowadza się to do początkowej, przyjętej na wiarę i bez dowodu tezy, że ewentualna misja polskich żołnierzy na Ukrainie będzie faktycznie obroną kraju. Najśmieszniejsze jest, że swoje - oparte na wziętych z powietrza założeniach - podejście nazywa "zdroworozsądkowym", a tych, którzy wykazują prawdziwie zdroworozsądkowe podejście - czyli sprzeciwiają się udziałowi Polski w wojnie - tradycyjnie wyzywa od "rosyjskiej propagandy". Ale cóż, to typowe taktyki manipulacyjne.

No i to właściwie tyle z tekstu pana Wojczala. Dużo emocji, coraz więcej emocji, popcorn w promocji - jak śpiewał kiedyś Artur Andrus. Słabo, panie Wojczal, słabo. Żenująco właściwie.

A odnośnie hasła "to jest nasza wojna", do którego używania pan namawia, proponuję bardziej adekwatne hasło: TO JEST WASZA WOJNA. Wasza, czyli partii wojny. Polityków, mediów i propagandzistów podobnych panu Wojczalowi (bo o ile kiedyś można było go uznawać za analityka, teraz jest już tylko propagandzistą.) Ale TO NIE JEST NASZA WOJNA - nasza, czyli zwykłych Polaków.

Wojowniku klawiatury, lepiej wróć do swoich gierek strategicznych. Prawdziwa wojna to nie bieganie komputerowych ludzików.

komentarze (0) >>>