Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Sukces i porażka

2023-10-16   kategorie: nowości społeczeństwo

Nie, tytuł tej notki wcale nie dotyczy wyników wyborów w Polsce. To znaczy - w pewnej małej części tak. Więc zacznijmy od tej części.

Jak pisałem kilka dni temu, wynik wyborów w Polsce - to znaczy to, ile procent głosów i ile mandatów w Sejmie dostanie która partia - jest kompletnie nieistotny, ponieważ ktokolwiek by nie rządził, będą to dla Polski rządy złe.

Jest jednak wśród tych wyników jedna liczba, która jest w tych wyborach ogromną porażką. Tą ogromną porażką jest gigantyczna wręcz frekwencja we wczorajszych wyborach. Świadczy ona o totalnym ogłupieniu społeczeństwa przez wyborczą retorykę partii politycznych. Partii, które miały do przekazania w kampanii właściwie wyłącznie najprostsze emocje, polegające na pokazywaniu, jacy to źli są ci "inni", a jacy dobrzy i wspaniali jesteśmy my. Zero programów, zero konkretów, zero strategicznych planów na naprawdę ciężkie czasy, które niewątpliwie Polskę - w ogólnie komplikującej się sytuacji międzynarodowej - czekają.

To, że taki przekaz "chwycił", i ludzie poszli do wyborów tak masowo jak chyba nigdy po 1989 roku, jest ogromną porażką zdrowego rozsądku i triumfem głupoty... :(.

Oczywiście jest wielu argumentujących, że mimo wszystko trzeba iść do wyborów i wybrać "mniejsze zło", opowiadających bajki o tym, że jeżeli ktoś nie głosował, to potem rzekomo nie ma prawa narzekać na władzę i sytuację w kraju (a co, jeżeli głosował właśnie na tę władzę? wtedy ma prawo narzekać?) i inne tego typu zaklęcia z arsenału rzekomego demokraty. Więc odpowiadam: na "mniejsze zło" głosowałem już wielokrotnie. Ostatnim razem w 2018 na Jacka Majchrowskiego jako prezydenta Krakowa, o czym zresztą tu pisałem. I co? I nic. Nic sensownego jak dotąd z tego nie wynikło. Dlaczego sądzić, że wyniknie tym razem? Więc odmawiam dalszego głosowania na jakiekolwiek "mniejsze zło". Koniec. (Zresztą tak naprawdę, szczerze mówiąc, to nie wiem, które zło w tych wyborach było mniejsze.)

Tak długo, jak długo będziemy głosować na "mniejsze zło", nic się w Polsce nie zmieni. Jeżeli istnieje jakakolwiek (choć niewielka) szansa zmiany - to jest nią powszechny bojkot wyborów. Jeżeli frekwencja w wyborach wynosiłaby nie ponad 70%, jak wczoraj, ale 10% czy 20% - to powinno rządzącym wybranym w wyniku tych wyborów, kimkolwiek by oni nie byli, dać coś do myślenia. Na pewno nie mogliby się już powoływać na mandat społeczny jako uzasadnienie swojej władzy i na to, że realizują "wolę suwerena".

Dlatego rekordowo wysoka frekwencja w wyborach to rekordowa porażka zdrowego rozsądku.

No to teraz o - niestety niewielkim - sukcesie, w oczekiwaniu na który cały dzień wczoraj śledziłem tzw. media społecznościowe. Pisałem już również o tym, że wojna izraelsko-palestyńska nie jest naszą wojną, niemniej jednak jeżeli rozlałaby się ona w większy konflikt - na co się zanosiło - jego konsekwencje niewątpliwie dotknęłyby także i nas.

Tzw. świat zachodni, z USA na czele, starym zwyczajem stanął bezwarunkowo po stronie Izraela, jednak wydaje się, że został zaskoczony skalą pro-palestyńskich protestów, jakie wybuchły na całym świecie (nie tylko zachodnim), oraz zdecydowanym głosem państw islamskich, które opowiedziały się jednoznacznie przeciw działaniom Izraela. Izrael przegrał również tę wojnę propagandowo: porównywanie Palestyńczyków do zwierząt, zapowiadanie całkowitego zniszczenia i zrównania z ziemią strefy Gazy i inne tego typu wypowiedzi padające z ust najwyższych rangą polityków izraelskich kojarzą się jednoznacznie z hitlerowskim nazizmem i musiały odwrócić od Izraela sympatię nawet wielu tych, którzy początkowo taką sympatię wykazywali. Dlatego też nie ma zapowiadanego przez mnie wysypu izraelskich flag przy awatarach na Facebooku czy Twitterze (trochę ich jest, ale stosunkowo niewiele), z czego - nie ukrywam - się cieszę; chociaż jeden przejaw resztek rozsądku.

Zatem obecnie Amerykanie dyskretnie się wycofują, stwierdzając oficjalnie, że Izrael nie potrzebuje ich pomocy i poradzi sobie sam (to po co było wysyłać tam aż dwa lotniskowce?), Izrael póki co zawiesza atak lądowy na strefę Gazy (pytanie, na jak długo) i zezwala na wprowadzenie tam - wcześniej blokowanej - pomocy humanitarnej z Egiptu. I to jest ten mały sukces. Czasami jednak opór ma sens i przynosi skutek. Oczywiście konflikt się nie skończył: nadal trwają bombardowania strefy Gazy, nadal również Izrael i libański Hezbollah, który przyłączył się do konfliktu, ostrzeliwują się nawzajem. Ale przynajmniej (na razie) nie grozi nam wojna światowa.

I tyle o porażce i sukcesie. Natomiast w kontekście wielkiej wojny propagandowej, jaka toczy się w mediach (tych tradycyjnych i tych "społecznościowych") wokół tego konfliktu - ale także od półtora roku wokół wojny na Ukrainie - chciałem ogromnie polecić bardzo ciekawą rozmowę, jaką w sobotę przeprowadzili redaktorzy portalu "Strajk", Bojan Stanisławski i Maciej Wiśniowski. Polecam oglądanie od 16 minuty 52 sekundy, gdyż wcześniej rozmówcy zajmują się w sumie mało istotnymi bieżącymi sprawami krajowymi; później natomiast przechodzą do tematu właśnie owej wojny propagandowej, i tę część rozmowy szczególnie warto byłoby, aby wysłuchali ci wszyscy, którzy wklejają sobie flagi w awatary, rozpowszechniają pełni świętego oburzenia fejki o gwałconych dzieciach itd. (ale raczej oczywiste jest, że oni tego akurat nie wysłuchają ;)). A jeśli ktoś ma naprawdę mało czasu, to najistotniejsza wypowiedź pada tutaj z ust Bojana Stanisławskiego w 43:31 i trwa zaledwie 2,5 minuty - krócej niż przeciętna piosenka :). Tak że tego już koniecznie trzeba posłuchać - i wziąć sobie pod rozwagę...

komentarze (0) >>>