Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Nienawidzę

2023-12-02, zmodyfikowana: 2023-12-03   kategorie: nowości społeczeństwo

Nigdy, przenigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek użyję tego słowa. Że kiedykolwiek kogokolwiek znienawidzę.

Nawet w stosunku do ludzi, którzy zrobili mi poważne krzywdy w życiu, nie czułem nigdy nienawiści. Mam do nich żale, wspomnienia tych faktów budzą we mnie smutek, czasami złość - ale nie nienawiść. A jednak tym razem kogoś znienawidziłem.

Nienawidzę polityków izraelskich, za to, co robią w Strefie Gazy.

Nienawidzę ludzi stojących za izraelskimi i proizraelskimi propagandowymi kontami w "mediach społecznościowych" za masowe rozsiewanie kłamliwej, tępej, prymitywnej, prostackiej propagandy urągającej inteligencji czytających to ludzi, a mającej na celu wybielanie Izraela i zrzucanie całej winy za to, co się dzieje, na "terrorystów z Hamasu".

Nienawidzę przywódców Zachodu - zwłaszcza USA i Unii Europejskiej, ze szczególnym wyróżnieniem pani, którą Twitter pięknie nazywa "Warsula von der Lying" - za bezczelne, bezdyskusyjne, bezmyślne i bezalternatywne popieranie izraelskich zbrodniarzy.

Nienawidzę hipokrytycznych zachodnich mediów, prezentujących i promujących taki sam punkt widzenia.

Last but not least, nienawidzę lobbystycznych syjonistycznych, proizraelskich organizacji funkcjonujących w wielu krajach świata, za wpływanie - często w bardzo wymiernej materialnej postaci - na wyżej wymienionych, i nakłanianie ich do opisanych zachowań.

Nie zasługujecie na nic mniej niż nienawiść. Niech was piekło pochłonie.

 
Do napisania tej notki zabierałem się kilka razy od dłuższego czasu, lecz bardzo trudno było w obliczu tego, co się dzieje, zebrać myśli. Nie przypuszczałem, pisząc niecałe dwa miesiące temu, że wojna w Gazie "nie jest naszą wojną", że wojna rychło zmieni się w rzeź i masakrę. Choć był to jednak trochę mój błąd; nie przywiązywałem dostatecznej uwagi do przeszłych konfliktów w Palestynie i umknął mi stopień okrucieństwa poprzednich inwazji Izraela na Gazę, w tym tej w 2014 roku, o której opowiada m.in. film dokumentalny Killing Gaza, który serdecznie polecam.

Jednak w 2014 roku Izrael zamordował w Gazie 2 tysiące Palestyńczyków; obecnie, w ciągu niecałych 2 miesięcy masakry, jest to już ponad 21 tysięcy, tak więc skala tamtej zbrodni została wielokrotnie przekroczona. Nadal uważam, że "nie jest to nasza wojna", jeżeli chodzi o państwo polskie; jako państwo nie powinniśmy się do niej mieszać, i - na szczęście - w większości urzędnicy i instytucje polskiego państwa tak robią. Są jednak niechlubne wyjątki w osobach części polityków, którzy demonstracyjnie wyrażają "solidarność z Izraelem" - jak chociażby prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Co innego jednak, jeżeli chodzi o społeczeństwo. Stopień okrucieństwa tego, co dzieje się w Gazie, nie powinien pozostawić obojętnym nikogo, kto ma jakieś elementarne ludzkie uczucia. Dlatego też jako społeczeństwo możemy - i powinniśmy - protestować; dlatego też 27 października, kiedy Izrael rozpoczął na szerszą skalę ataki na Gazę, zmieniłem wystrój moich stron na szary i umieściłem na głównej stronie flagę palestyńską, aby wyrazić mój ból i współczucie dla masakrowanych Palestyńczyków. Chociaż tyle mogę zrobić.

Ktoś może argumentować, że przecież wiele było w niedawnej przeszłości, a nawet obecnie, w tej chwili, na świecie innych konfliktów zbrojnych nawet bardziej - według tego kogoś - okrutnych, które nie wywoływały takich protestów. To też częsty (pseudo)argument, którym posługuje się propaganda (pro)izraelska. Różnica polega jednak na tym, że żaden z tych konfliktów nie był prowadzony z jawną intencją całkowitego zniszczenia terenu czy ludności, przeciwko której jest skierowany. A o tym jawnie mówią politycy izraelscy, deklarujący "zamienienie Strefy Gazy w morze ruin", mówiący o tym, że "trzeba się pozbyć wszystkich 2 milionów mieszkańców Gazy" (chodziło tu konkretnie o przesiedlenie ich małymi grupami - po kilkanaście tysięcy - do różnych krajów świata), stwierdzający że "jedyne, co ma prawo wjechać do Strefy Gazy, to setki ton materiałów wybuchowych Sił Powietrznych Izraela", natomiast "ani grama pomocy humanitarnej", czy też grożący zrzuceniem na Strefę Gazy bomby jądrowej. Wszystko to są oficjalne wypowiedzi izraelskich polityków w izraelskich mediach, a nie propaganda rozpowszechniana przez Hamas.

I słowa te znajdują potwierdzenie w czynach. Izrael stosuje bombardowania na skalę masową, równa wszystko z ziemią "jak leci", atakuje szkoły, szpitale, kościoły, meczety. Zabija pracowników ONZ i dziennikarzy - liczba jednych i drugich zabitych w Gazie sięga już wielu dziesiątek. Ktoś obliczył i rozpowszechnił w Internecie wartość makabrycznego parametru, jakim jest "wydajność zabijania dzieci", dla Izraela i hitlerowskiej III Rzeszy. Według tych wyliczeń, na dzień ich dokonania, Izrael w obecnej masakrze zabijał 178 dzieci dziennie, podczas gdy hitlerowska III Rzesza w okresie całej II wojny światowej - 127 dzieci dziennie.

Trzeba też pamiętać o tym, czym jest Strefa Gazy. To nie jest żaden odrębny kraj, z którym Izrael prowadzi wojnę. Jest to terytorium okupowane, de facto obóz koncentracyjny, w którym na obszarze 360 kilometrów kwadratowych - niecałe 70% powierzchni Warszawy - skoncentrowane jest 2,2 miliona ludzi. Od 2005 roku co prawda wojska izraelskie wycofały się z bezpośredniej okupacji tego terenu, jednak w zamian Izrael nałożył na Strefę Gazy blokadę, kontrolując wszystko i wszystkich, co przedostaje się do lub ze strefy. Mieszkańcy otoczonej murem strefy nie mogą się z niej wydostać inaczej, jak tylko na podstawie wydawanych przez Izrael przepustek. Izrael kontroluje - i bardzo skąpo racjonuje - dostawy elektryczności i wody do Strefy Gazy. Rezolucje ONZ kilkakrotnie potwierdzały fakt, że taki stan rzeczy czyni ze Strefy Gazy nadal terytorium okupowane. W czasie trwania blokady Izrael pięciokrotnie dokonywał na Strefę Gazy inwazji militarnej - obecna jest właśnie tą piątą i jak dotąd najokrutniejszą.

Strefa Gazy została przez Izrael utworzona jako miejsce przesiedlenia ludności palestyńskiej po czystce etnicznej z 1948 roku, znanej jako "Nakba", podczas której zabito ponad 15 tysięcy Palestyńczyków, a ponad 700 tysięcy wysiedlono - większość z nich trafiła właśnie do Strefy Gazy. Nakba stała się de facto "mordem założycielskim" państwa Izrael. Słowa "Nakba" nie wolno w Izraelu oficjalnie wypowiadać, o wydarzeniach z 1948 roku mówi się jako o "wojnie o niepodległość Izraela", ale jest ono świetnie znane wszystkim Izraelczykom, i np. nielegalni osadnicy izraelscy na ziemiach palestyńskich (owo osadnictwo to osobny temat, który wymagałby długiego omówienia) nagminnie go używają wygrażając Palestyńczykom, że "zrobią im drugą Nakbę".

Nie ulega zatem żadnej wątpliwości, że z punktu widzenia wszelkich kategorii definicyjnych to, co robi Izrael w Strefie Gazy, to ewidentne ludobójstwo. O "ludobójstwo" zachodnie media i politycy oskarżali Rosję w kontekście wojny na Ukrainie. Oskarżenia te sypały się z fanatyczną wręcz zaciekłością. Putin był "zbrodniarzem", "ludobójcą", "terrorystą". Międzynarodowy Trybunał Karny wydał przeciwko niemu nakaz aresztowania.

Żadne z tych słów nie padły w stosunku do Izraela i Benjamina Netanyahu. Wręcz przeciwnie, cały czas słyszymy tylko, że "Izrael ma prawo do samoobrony". Rosja swoją agresję na Ukrainę również tłumaczyła obroną rosyjskiej ludności republik donieckiej i ługańskiej, która to ludność była prześladowana przez rząd ukraiński - co było zresztą faktem. Zatem dlaczego Izrael ma "prawo do samoobrony", a Rosja takiego prawa nie ma? Dlaczego na Izrael nikt nie nakłada sankcji, nie wyklucza jego sportowców z międzynarodowych rozgrywek i nie wydaje przeciwko Benjaminowi Netanyahu nakazu aresztowania?

Izrael - oraz sprzyjające mu media i politycy na Zachodzie - cały czas gra ofiarę, eksponując 1200 Izraelczyków zabitych przez Hamas (początkowo podawano 1400; z kolei z tych 1200 prawdopodobnie ok. 300 - uczestnicy owego nieszczęsnego festiwalu muzycznego tuż przy granicy ze Strefą Gazy - najprawdopodobniej zginęło wskutek "friendly fire"; chaotycznego ostrzału przez przybyłe z odsieczą helikoptery armii izraelskiej, których piloci nie wiedzieli, kto jest kim i do kogo strzelać - tak wynika z ustaleń izraelskiej policji, opublikowanych przez izraelską gazetę "Haaretz", która obecnie za tę publikację jest dyskryminowana i cenzurowana), a zupełnie pomijając tysiące Palestyńczyków zabijanych w odwecie przez Izrael. Dziwna to "samoobrona", która nieproporcjonalnie przewyższa skalą szkody wyrządzone zaatakowanemu i skierowana jest nie przeciwko napastnikowi, ale przeciwko niewinnym ludziom. To tak, jakby ktoś przyszedł do twojego domu i np. zabił twoją córkę, a ty za to spaliłbyś całą wioskę, w której ten napastnik mieszka, a na dodatek jeszcze strzelał do wszystkich uciekających z pożaru, próbujących się ratować. To brutalna i nieproporcjonalna zemsta, a nie żadna samoobrona.

Dodać jeszcze trzeba, że ta napaść na twój dom nie była całkiem bezpodstawna i nie wzięła się znikąd - napastnik również działał w akcie zemsty i desperacji, bo ty wcześniej uwięziłeś go w piwnicy jego własnego domu, pozbawiając dostępu do wody i jedzenia i kontrolując, kiedy, po co i na jak długo może z tej piwnicy wyjść.

Przy czym o ile spośród ok. 900 faktycznych ofiar Hamasu (odliczając wspomniane wyżej 300 ofiar własnego ostrzału) kolejne ok. 300 to żołnierze - jak wynika z opublikowane przez Izrael listy nazwisk tych ofiar - czyli ofiary cywilne stanowią 2/3 zabitych przez Hamas, o tyle według ekspertów zajmujących się tematem wśród ponad 21 tysięcy Palestyńczyków zabitych przez Izrael znalazło się może ok. 200 żołnierzy Hamasu - czyli tutaj ofiary cywilne stanowią ponad 99%.

Dorzućmy do tego jeszcze jedną liczbę. Oskarżana tak powszechnie przez Zachód o "ludobójstwo" Rosja zabiła - według oficjalnych danych ONZ opublikowanych we wrześniu, a więc jeszcze przed rozpoczęciem masakry w Gazie - niecałe 10 tysięcy ukraińskich cywilów w ciągu półtora roku wojny. Zginęło natomiast prawdopodobnie około 400 tysięcy ukraińskich żołnierzy - to daje nam około 2,5% ofiar cywilnych w przypadku wojny Rosji z Ukrainą. Ponieważ w ciągu miesiąca Izrael zabił więcej cywilów, niż Rosja w ciągu półtora roku, daje to w przypadku Izraela ok. 18 razy większą "wydajność zabijania" - jeżeli odwołać się znów do takiego makabrycznego parametru - niż w przypadku Rosji.

Do tego wszystkiego trzeba jeszcze dodać fakt, wielokrotnie potwierdzany przez urzędników ONZ, że zgodnie z konwencjami międzynarodowymi Izrael - jako okupant - nie ma w istocie prawa do "samoobrony" przed atakami dokonywanymi przez ludność terytorium okupowanego, gdyż takie ataki traktowane są jako uprawniona walka narodowo-wyzwoleńcza - wyraźnie wypowiedziała się na ten temat Francesca Albanese, Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. Palestyńskich Terytoriów Okupowanych.

Izrael celowo atakuje cele cywilne, aby wzbudzać strach i szok wśród ludności Gazy, czyli ją terroryzować. Według niedawno opublikowanego artykułu, Izrael dysponuje specjalnym komputerowym systemem sztucznej inteligencji, wspomagającym wybór takich właśnie celów, i w oparciu o ten system prowadzi bombardowania.

A jednak cały czas słyszymy o "prawie Izraela do samoobrony" i "konieczności rozprawienia się z Hamasem". To właśnie jest ta tępa, prymitywna, obłudna propaganda, o której wspomniałem na wstępie, i za którą siejących ją propagandzistów tak nienawidzę. Zawodowi, opłacani propagandziści (Izrael ma oficjalny państwowy program proizraelskiej propagandy i zajmujące się tym rządowe i pozarządowe instytucje - jest to tzw. hasbara) wypluwają z siebie w mediach "społecznościowych" i tradycyjnych prymitywną propagandę z szybkością (i finezją) karabinu maszynowego, publikując co chwilę nowe brednie i kłamstwa. Co z tego, że w mediach "społecznościowych" spotykają się one z natychmiastowym odporem osób wykazujących ewidentne kłamstwo; sama liczba i intensywność takich "wrzutek" powoduje, że te propagandowe kłamstwa "przyklejają się" i pozostają w umysłach przeciętnych konsumentów mediów, którzy nie są zainteresowani zgłębianiem tematu.

Wracając wciąż do owych 1200 osób (w istocie 900) zabitych przez Hamas, izraelska propaganda sięga nawet do sformułowania, że "było to największe morderstwo Żydów od czasu Holocaustu". Granie kartą Holocaustu w tym kontekście jest wyjątkowo niesmaczne, w sytuacji gdy to właśnie Izrael dokonuje porównywalnego z Holocaustem ludobójstwa na Palestyńczykach. Jednak znów wiele osób - czy to z nieświadomości, czy też ze złej woli - podchwytuje ten ton. Dla mnie szczególnie oburzającym jest fakt, że Muzeum Auschwitz (którego dyrekcji o nieświadomość w tej kwestii podejrzewać raczej nie mogę, a przynajmniej nie chcę) przyłącza się do poparcia dla Izraela publikując na Twitterze nawiązujące do Holocaustu oświadczenie, w którym o tragedii Palestyńczyków nie wspomina się ani słowem. W odpowiedzi zaś na głosy niezadowolenia - głównie ze strony Żydów z różnych krajów(!) - krytykujących takie stanowisko, rozpoczyna kampanię masowego blokowania osób wyrażających krytykę.

Przepraszam bardzo, ale Muzeum Auschwitz nie jest muzeum ani izraelskim, ani żydowskim. Jest muzeum polskim, założonym i finansowanym przez państwo polskie, a jego zadaniem jest utrzymywanie pamięci o tragedii nazistowskich obozów koncentracyjnych w intencji tego, aby NIKT na NIKIM więcej nie dokonywał takiego rodzaju zbrodni. Natomiast jego zadaniem NIE jest jednoznaczne stawanie w każdej sytuacji po stronie państwa Izrael - zwłaszcza gdy państwo to popełnia zbrodnie wojenne. Uważam, ze w takiej sytuacji organ prowadzący muzeum, czyli Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powinien przywołać dyrekcję muzeum do porządku i zabronić jej publikowania takich oświadczeń, jako że jest to działanie wykraczające poza cele przewidziane w statucie muzeum. Oczywiście - znając państwo polskie - zapewne tego ani nie zrobił, ani nie zrobi...

Ogromnym rozczarowaniem jest dla mnie postawa państw Europy i Unii Europejskiej. Nie można się było wiele spodziewać po USA, które to państwo - jak wiadomo - jest przesiąknięte izraelskimi organizacjami lobbingowymi w rodzaju AIPAC, ale Europa, która w kwestii konfliktu ukraińskiego zachowywała się dosyć rozsądnie, tym razem dostała tzw. "małpiego rozumu". Poza Irlandią, która jednoznacznie potępiła zbrodnie Izraela, zewsząd płyną tylko obłudne wyrazy poparcia dla Izraela - o tragedii Palestyńczyków mordowanych przez tenże Izrael, podobnie jak w przypadku Muzeum Auschwitz, ani słowa.

Szczególnie zawiodłem się na Niemcach. Ze zwiedzania niemieckich pomników, miejsc pamięci i cmentarzy poświęconych wydarzeniom II wojny światowej odniosłem wrażenie, że państwo to w sposób dojrzały i "dorosły" już rozliczyło się z dokonywanymi przez siebie w tym ponurym okresie zbrodniami i sprawę zamknęło. Okazało się, że bardzo się myliłem. Niemieccy przywódcy cały czas żyją w tak wielkim strachu, że ich kraj zostanie oskarżony o rzekomy "antysemityzm", że gotowi są zrobić wszystko, byleby tylko zadowolić Izrael. Do tego stopnia, że bez podstawy prawnej będą rozpędzać policyjnymi pałkami propalestyńskie demonstracje, próbować ich zakazywać, czy też - jak usiłowała to robić policja w Berlinie - ogłaszać uczestnikom tych manifestacji, że nie wolno im używać np. słowa "ludobójstwo". Do tego stopnia, że stwierdzą, że "bezpieczeństwo Izraela jest w interesie narodowym Niemiec". Bardzo to smutne.

W "mediach społecznościowych" od czasu do czasu powtarza się wpis o treści: "Wiecie, co jeszcze umarło w Gazie? Mit zachodniego humanitaryzmu".

I jest to bardzo trafne spostrzeżenie. Nie tak dawno wspominałem tu o "upadku Zachodu", na który to temat zresztą myślałem od dawna. Masakra dokonywana przez Izrael w Gazie i hipokrytyczna postawa przyjęta wobec niej przez Zachód jest tą rzeczą, która obnażyła ten upadek Zachodu w całej jego jaskrawości. Ginące dzieci Gazy zawołały do świata zachodniego, że "król jest nagi".

Postawa Zachodu wobec wydarzeń w Gazie pokazuje bowiem jednoznacznie, że wszystkie "wartości", którymi Zachód tak się w swojej polityce szczyci, i które chciałby eksportować na cały świat - demokracja, praworządność, wolność słowa, prawa człowieka - są nic nie warte. Nie istnieją. Nie ma praw człowieka, gdy Izrael bezkarnie może pozbawiać Palestyńczyków życia, domów, wody, pomocy medycznej przy akceptacji całego Zachodu. Nie ma wolności słowa, gdy bezpodstawnie zakazuje się propalestyńskich demonstracji (jak we Francji czy w Niemczech). Nie ma praworządności, gdy w Polsce wydala się studentkę z uczelni za antyizraelski transparent, który niosła na demonstracji (podkreślam - antyizraelski, nie antysemicki!), a równocześnie żadnych konsekwencji w tej samej Polsce nie ponoszą Ukrainki, które oblały farbą rosyjskiego ambasadora, a następnie pobiły Polkę, która chciała złożyć kwiaty pod pomnikiem żołnierzy radzieckich (do czego miała zresztą powody osobisto-rodzinne, wiele tym żołnierzom zawdzięczała - jak tłumaczyła potem w wywiadzie, który został usunięty z serwisu Youtube). Nie ma wreszcie demokracji - czyli rządów ludu - gdy w dziesiątkach miast europejskich społeczeństwo jasno wyraża swoje stanowisko uczestnicząc w masowych propalestyńskich manifestacjach, a politycy konsekwentnie to ignorują i wciąż brną w swoją powtarzaną w kółko śpiewkę "poparcia dla Izraela".

Stało się całkowicie jasne, że Zachód - a w szczególności Europa, bo za Stanami Zjednoczonymi stoją nadal jeszcze (ale jak długo?) dwa czynniki: siła finansowa i militarna - nie ma już zupełnie nic do zaoferowania światu. Kompletnie nic. Moralnie i politycznie Europa zbankrutowała.

Całą obłudę i kłamstwo zarówno Izraela, jak i krajów zachodnich obnażyła w swoim absolutnie rewelacyjnym wystąpieniu delegatka Palestyny w ONZ, Nada Abu Tarbush. Gorąco polecam uważne przesłuchanie każdej sekundy tego niezwykłego przemówienia, bo rzadko kiedy można usłyszeć tak dobitne i tak proste słowa prawdy z ust dyplomaty. A jeszcze sposób wygłoszenia tego przemówienia, pełen wręcz królewskiego dostojeństwa - jak widać, można być wręcz nieprawdopodobnie dobitnym bez błazeńskich gestów typu przypinanie sobie do ubrań gwiazd Dawida, jak to zrobiła delegacja izraelska w ONZ (za co zresztą skrytykował ją nawet sam izraelski instytut Yad Vashem, twierdząc iż jest to bezczeszczenie pamięci o Holocauście).

Rozczarowuje jednak także postawa krajów arabskich. Co prawda kraje te oczywiście gromko potępiają Izrael, za słowami nie idą jednak żadne czyny. A słowa - co jest raczej oczywiste dla wszystkich - opętanych morderczym szałem polityków izraelskich nie powstrzymają.

Oczywiście nierozsądnym byłoby oczekiwać, że kraje te od razu zaangażują się w wojnę z Izraelem - ale czymś, co mogłyby realnie zrobić, byłoby na przykład wstrzymanie dostaw ropy naftowej do Izraela i jego sojuszników, tak jak to już raz zrobiły w roku 1973, zresztą także przy okazji konfliktu militarnego z Izraelem - tzw. wojny Jom Kippur, w której Egipt i Syria chciały odbić zajęte przez Izrael w poprzedniej wojnie terytoria półwyspu Synaj i wzgórz Golan. Jednak chyba od 1973 roku arabskim książętom i emirom na tyle zasmakowały amerykańskie dolary, które pozwoliły im powiększyć ich bogactwo i zaopatrzyć się w wiele luksusowych dóbr, że teraz już nie potrafią zdobyć się na taki krok.

Po stronie Palestyńczyków stanęli zdecydowania jak dotąd tylko Liban oraz Jemen. Siły zbrojne libańskiej partii politycznej Hezbollah (uznawane oczywiście przez Zachód za "organizację terrorystyczną", podobnie jak palestyński Hamas) systematycznie ostrzeliwują pozycje armii izraelskiej i - jeżeli wierzyć ich komunikatom - zadają jej dosyć poważne straty. Z kolei Jemen, mimo iż oddalony od Izraela o 1200 kilometrów, i sam będący od 2015 uczestnikiem wojny prowadzonej przeciw niemu przez inne państwa arabskie (głównie sąsiadującą z nim Arabię Saudyjską), nie tylko prowadzi ostrzał Izraela przy pomocy rakiet i dronów, ale też podjął akcję, która wydaje się być dla Izraela szczególnie bolesna: uprowadzania i zatrzymywania w jemeńskich portach izraelskich statków (nie tylko pod izraelską banderą, ale również należących do firm i osób z Izraela bądź obsługiwanych przez izraelskie firmy) płynących przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Jak dotychczas Jemeńczycy zatrzymali dwa statki, ale wskutek tego część izraelskich armatorów już ogłosiła, że zmieniają kurs swoich statków i będą płynąć dookoła Afryki - co oczywiście wiąże się dla nich z wymiernymi konsekwencjami finansowymi. Nie kryję, ta akcja Jemenu budzi we mnie sympatię. Poza chwilami grozy przeżytymi przez załogę statku, gdy na pokładzie lądują uzbrojeni komandosi, nic złego się nikomu nie dzieje, a Izrael "dostaje po kieszeni". Przynajmniej tyle - bo to i tak niewielka kara za zbrodnie, których się dopuszcza.

Smutniejszym niestety aspektem całej sprawy jest to, że sytuacja wydaje się nie mieć rozwiązania. Izrael jest - jak wspomniałem - w "morderczym szale" i chyba nikt nie jest go w stanie powstrzymać w sposób inny niż siłą. Więc albo wymorduje wszystkich Palestyńczyków w Gazie - bo do tego ewidentnie dąży - albo w celu powstrzymania go potrzebna będzie wielka wojna. I jedna, i druga ewentualność jest straszna... :(

Na koniec chciałbym jeszcze zachęcić do przeczytania znakomitego artykułu Scotta Rittera pt. "Dlaczego już nie wspieram Izraela i nigdy nie będę". Wspomnienia byłego amerykańskiego wojskowego (obecnie eksperta i analityka spraw wojskowych), który przeszedł drogę od bycia w pełni po stronie Izraela i brania udziału we wspólnych akcjach z jego służbami wywiadowczymi, po stanie się gorącym tegoż Izraela przeciwnikiem, dają wiele do myślenia... Scott Ritter wspomina w tym artykule m.in. o tym, że to sam Benjamin Netanyahu - kiedy jeszcze nie był premierem Izraela - przyczynił się do powstania Hamasu, który miał się stać "przeciwwagą" dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny, z którą ówczesny premier Izraela, Icchak Rabin, prowadził rozmowy pokojowe. W perspektywie tych rozmów miało dojść do utworzenia odrębnego państwa palestyńskiego - co prawda nie w granicach wyznaczonych rezolucją ONZ z 1947 zakładającą podział ówczesnego brytyjskiego Mandatu Palestyny na część arabską i żydowską, ale jednak - i związanego z tym ostatecznego zakończenia konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Dla Netanyahu, zdeklarowanego syjonisty, którego politycznym celem było całkowite wypędzenie Palestyńczyków z ich terytoriów, było to nie do przyjęcia - i dlatego zainspirował powstanie Hamasu, który miał rozbić jedność Palestyńczyków i tym samym storpedować proces pokojowy między Izraelem i Palestyną - co się udało. Tym bardziej więc widać, jak pełne hipokryzji jest obwinianie Hamasu przez tego samego Netanyahu...

komentarze (0) >>>