Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Upadku Zachodu ciąg dalszy, odc. 54321

2024-09-02   kategorie: nowości społeczeństwo

Demokracja jest podobno władzą ludu. Podobno.

Ale kiedy tenże lud wybiera w wyborach kogoś, kogo poglądy nie pasują rządzącemu w większości tzw. "świata zachodniego" liberalnemu mainstreamowi, to pomimo iż tenże liberalny mainstream mieni się być "obrońcą wartości demokratycznych", absolutnie nie zamierza zaakceptować demokratycznego wyboru ludu, o nie. Demokracja jest bowiem wtedy i tylko wtedy, kiedy wygrywają "nasi". Kiedy wygrywają "nie nasi", jest to "zagrożenie dla demokracji".

I tak oto w niemieckiej Saksonii dokonano "korekty" wyników demokratycznych wyborów z powodu rzekomego błędu w oprogramowaniu do zliczania głosów. Powód bardzo wygodny, bo nikt tego nigdy nie sprawdzi - to znaczy nigdy nikomu nie pozwoli się sprawdzić. "Korekta" niby nieznaczna, ale jednak znacząca, bo na jej skutek partia AfD, która uzyskała drugi wynik w wyborach - a której cały niemiecki mainstream boi się jak ognia i już na długo przed wyborami urządzał na nią wściekłe nagonki - będzie mieć o jeden mandat w parlamencie mniej niż potrzeba do zablokowania decyzji rządzącej koalicji. I trzeba trafu, że akurat o ten jeden mandat dokonano "korekty". Naprawdę niezwykły zbieg okoliczności, nieprawdaż?

W instytucjach europejskich, gdzie demokracji nie ma już zgoła żadnej i nawet niespecjalnie dba się o zachowywanie jej pozorów, poradzono sobie jeszcze bardziej bezczelnie - mimo, że w wyniku ostatnich wyborów do PE znaczną liczbę głosów, niespotykaną dotychczas w historii tej instytucji, zdobyły rozmaite partie konserwatywne (a nawet radykalnie konserwatywne), rządzący liberalny mainstream po prostu stwierdził sobie, że nie dopuści przedstawicieli tych partii do żadnych stanowisk w instytucjach europejskich, bo nie. Ot tak po prostu. We Francji zaś, gdzie wybory wygrała z kolei radykalna lewica, prezydent Macron zwyczajnie nie pozwolił jej na próbę sformowania rządu. Również "bo nie".

Żeby było jasne - nie jestem jakimś zwolennikiem AfD czy turbokonserwatystów (to już prędzej francuskiej radykalnej lewicy ;)). Jestem jednak zdecydowanym zwolennikiem demokracji (a przynajmniej dotychczas tak mi się wydawało) i popularność tych partii odbieram jako wyraz sprzeciwu ludu wobec kierunku, w jakim prowadzi Zachód rządzący liberalny mainstream - jest to bowiem kierunek prowadzący do jakichś totalnych absurdów i na zatracenie, co od pewnego czasu widać już aż nadto wyraźnie. Ignorowanie takiego sprzeciwu i uporczywe forsowanie swojej "jedynie słusznej" racji wyklucza rządzących zajmujących takie stanowisko z grona demokratów - jest to sprawa całkowicie oczywista.

Oczywiście mainstreamowi "demokraci" sięgną tutaj do swojego ulubionego argumentu, a mianowicie tego, że "Hitler też zdobył władzę w demokratycznych wyborach", w związku z czym trzeba bronić się przed współczesnymi Hitlerami. Trzeba jednak pamiętać o prawie Godwina - jeżeli ktoś odwołuje się w dyskusji do argumentum ad Hitlerum, to znaczy że tak naprawdę nie ma argumentów i przegrał dyskusję. Ironicznie, to właśnie mainstreamowym "demokratom", szafującym tym argumentem i bardzo chętnie nazywających swoich przeciwników faszystami, bliżej w istocie w sposobie swoich działań do rzeczonego Hitlera niż wielu ich przeciwnikom. Weźmy chociażby - jako jeden z wielu przykładów - niedawne aresztowanie twórcy komunikatora Telegram, Pawła Durowa, pod wieloma de facto wyssanymi z palca zarzutami, z których prawdziwy - i ten rzeczywiście istotny - był tylko jeden: odmowa kontrolowania i cenzurowania treści przekazywanych przez ten komunikator zgodnie z żądaniami europejskich "demokracji".

Jak napisałem powyżej, jestem zwolennikiem demokracji, a przynajmniej tak mi się wydawało do tej pory. Obserwując bowiem drogę, jaką idą zachodnie "realne demokracje" (jeśli ktoś nie kojarzy, określenia tego używam jako aluzji do PRL-owskiego "realnego socjalizmu") coraz częściej zastanawiam się, czy dla społeczeństwa - a zwłaszcza tak głupiego en masse społeczeństwa, jakimi są obecne społeczeństwa zachodnie (polskiego nie wyłączając) - nie jest jednak lepszy autorytaryzm w stylu chińskim. Gdzie każdy zna swoje miejsce, wie co mu wolno, a czego nie wolno (i nie ma złudzeń na temat rzekomej wolności czy demokracji), a władza rządzi wprawdzie dyktatorsko, ale per saldo skutki jej rządów są korzystne dla społeczeństwa. Na Zachodzie bowiem obecnie mamy sytuację, w której władza udaje, że istnieje jakaś wolność i demokracja (i podtrzymuje w ludziach tę iluzję), podczas gdy de facto nikt nie może być pewny, co mu wolno, a czego nie (co najdobitniej pokazują ostatnie absurdalne kary za posty w mediach społecznościowych w Wielkiej Brytanii), więc de facto władza rządzi również dyktatorsko - ale skutki jej rządów są dla społeczeństwa zdecydowanie niekorzystne. Tylko bogacze, jak zawsze, bogacą się coraz bardziej...

komentarze (0) >>>