Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Znowu zima...

2007-11-18   kategorie: rower

Znowu przyszła zima - w tym roku wcześniej niż zwykle - i znowu, jak co roku, mam ochotę napisać parę słów na temat odśnieżania z punktu widzenia rowerzysty.

Zimą szczególnie widać, jak bardzo mentalność naszego społeczeństwa jest ukształtowana przez monokulturę samochodową: nie tylko psa z kulawą nogą nie interesuje odśnieżanie ścieżek rowerowych, ale także niewiele większym zainteresowaniem wszelkich "odśnieżaczy" cieszą się chodniki. Liczą się tylko samochody: one muszą mieć czarną, gładką jezdnię i komfortowe warunki do jazdy. Jeżeli nie, to od razu robi się szum w mediach, i dziennikarze z wszelakich gazet i telewizji rozwodzą się nad tym, jakie to trudne są "warunki ruchu". Ruch dla nich równa się ruchowi samochodowemu, zauważcie! To, że tuż obok tej gładkiej i czarnej jezdni może być zaśnieżony i oblodzony chodnik, na którym piesi będą przewracać się i łamać nogi - a wcale nie jest to w naszym mieście sytuacja rzadka - zdaje się nikogo nie obchodzić. W końcu kto zimą chodzi pieszo? Przecież wszyscy jeżdżą samochodami... ;->

Dosyć tej ironii, teraz pora na konkrety. Jak już napisałem, ścieżek rowerowych pies z kulawą nogą nie odśnieża, ale z chodnikami jest już trochę lepiej. Są takie, jak opisałem powyżej, ale są i porządnie odśnieżone, gdzie nawierzchnia jest niemal tak dobra jak ta, którą mają do dyspozycji samochody. Jednak nawet wtedy jest jeden punkt krytyczny - miejsca styku jezdni i chodnika, czyli przejścia dla pieszych. Tutaj nagminnie powtarzają się dwie zupełnie absurdalne sytuacje.

Pierwsza. Znakomicie, starannie odśnieżona jezdnia, obok niej całkiem przywoicie odśnieżony chodnik. Tyle tylko, że odśnieżony obszar chodnika dzieli od jezdni około półmetrowy pas wypełniony zwałami śniegu po kolana - dokładnie w tym miejscu, gdzie wchodzi się na przejście dla pieszych. Chcąc skorzystać z przejścia, trzeba przez te zwały się przedzierać...

Z drugim genialnym pomysłem na odśnieżanie przejść dla pieszych można się spotkać na przejściach wyposażonych w sygnalizację świetlną uruchamianą przyciskiem. Jak wiadomo, przejście takie wygląda w ten sposób, że gdzieś z boku na słupie znajduje się przycisk, który trzeba wcisnąć, aby włączyć zielone światło. No i nasi wspaniali "odśnieżacze" odśnieżają takie przejścia w taki sposób, że usuwają śnieg tylko z wąskiego pasa chodnika na samym środku przejścia - powiedzmy szerokości 1,5 m, podczas gdy całe przejście ma szerokości ok. 3 m. W ten sposób pomiędzy odśnieżoną częścią a słupkiem z tym nieszczęsnym przyciskiem pozostaje znowu ok. pół metra do metra zwałów śniegu, przez które trzeba się przebić, aby wcisnąć przycisk...

Jak setki odbitek z tej samej kliszy, takie sytuacje powtarzają się na większości skrzyżowań co roku. Czy naprawdę nikt ani przez chwilę nie zastanowił się nad ich absurdalnością? Nie wierzę, żeby tylko mnie to przeszkadzało...

komentarze (0) >>>