Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Jakiego Boga nie ma?

2009-01-10   kategorie: Czysta Kraina

Takie mogące się wydawać dziwnym pytanie nasunęło mi się, kiedy czytałem o ciekawej ateistycznej kampanii reklamowej odbywającej się właśnie w Anglii, a wraz z tym pytaniem przyszedł szereg myśli i refleksji...

Ateiści i wierzący ciągle spierają się o istnienie Boga. Niczym też nowym nie jest pojawianie się w tym kontekście pytania - jakiego Boga? Oczywiście ateista może odpowiedzieć - żadnego, ale nie do końca jest to prawda. Jak by na to nie patrzeć, w naszym kręgu kulturowym ateiści zazwyczaj sytuują siebie - czy też są sytuowani przez innych - w opozycji do chrześcijaństwa i jego postrzegania Boga.

No więc po raz kolejny wypada zadać pytanie - którego Boga? Tym razem "którego" a nie "jakiego", bo jak wiadomo w chrześcijaństwie Bóg w pewnym sensie "składa się" (widzicie cudzysłów i stwierdzenie "w pewnym sensie", więc nie poprawiajcie mnie, że to nie tak) z trzech elementów, czy też raczej aspektów - jak ja to wolę widzieć - czyli Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego.

Wydaje się, że z tego punktu widzenia spory o istnienie Boga dotyczą głównie tego, co reprezentuje sobą aspekt Boga Ojca. Jak zobaczymy za chwilę, to właśnie jego domeną są różnego rodzaju prawa, zasady, dogmaty i sztywno pojęta moralność, czyli to, co najczęściej dzieli wyznawców różnych (w tym żadnych) religii. Można oczywiście też spierać się o to, czy Jezus był Synem Bożym (no bo nie o istnienie samego Jezusa - wiadomo że ktoś taki żył), ale co to właściwie dokładnie znaczy - być Synem Bożym? A teraz najciekawsze pytanie. Czy można, nawet będąc ateistą, zakwestionować istnienie Ducha Świętego?

Zwróćmy uwagę - o Duchu Świętym w Biblii i innych tekstach chrześcijańskich w zasadzie niewiele się mówi. Biblia składa się - na najwyższym poziomie ogólności, nie chodzi mi o szczegółowe podziały - z dwóch ksiąg: Starego i Nowego Testamentu. Stary Testament można określić jako księgę Boga Ojca. I szczerze mówiąc, ów Bóg Ojciec na podstawie ST jawi się jako postać moralnie dosyć wątpliwa, nie wahająca się zabijać, oszukiwać, popełniać różnych okrucieństw dla własnych interesów (nie bez kozery ktoś zrobił to zdjęcie Biblii z ostrzeżeniem naklejonym na okładce, które przedstawiałem w tej notce - coś w tym jest...) Istotę Boga Ojca ze Starego Testamentu zdaje się najlepiej wyrażać zdanie z Dekalogu (w jego oryginalnej, biblijnej wersji), będące komentarzem do przykazania o zakazie wizerunków: "Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań." Wypisz wymaluj, tyrania jak się patrzy. Niezłe ziółko z tego Boga Ojca...

Nowy Testament to z kolei księga Jezusa - Syna Bożego. Jaka jest główna myśl jego nauki, wszyscy wiemy - że najistotniejsza jest miłość, ważniejsza niż przestrzeganie praw. Jeśli przyjąć, że Jezus faktycznie był Synem Bożym i jego śmierć na krzyżu miała być odkupieniem grzechów, to chyba w równym stopniu miała odkupić grzechy ludzi wobec Boga co grzechy Boga - tego właśnie okrutnego, tyrańskiego, starotestamentowego Boga wobec ludzi. Albo może inaczej: miała zmienić taki właśnie obraz Boga ukazywany dotąd ludziom. Może właśnie po to został powołany do istnienia aspekt Syna Bożego? Bo jeżeli pominąć to, co w oficjalnej wykładni Biblii twierdzi się o proroctwach w Starym Testamencie zapowiadających przyjście Jezusa (niezbyt dla mnie przekonujących i raczej robiących wrażenie - jak zresztą zazwyczaj przy wszelkich proroctwach - interpretacji dorabianej post factum), to wcześniej raczej się o nim nie mówiło i nie ma zbyt wielu podstaw, aby stwierdzić, że ten aspekt Boga istniał od początku...

No dobrze, a co z Duchem? Dlaczego istnieje księga Ojca i Syna, a nie istnieje księga Ducha Świętego? Może dlatego, że jego księgą jest cały świat? Że jego obecność po prostu się czuje i dlatego nie sposób jej zaprzeczyć? Mistrz zen Richard Baker, zapytany kiedyś o różnice pomiędzy religiami, odpowiedział "To nie są różne drogi prowadzące do tego samego celu. Ani nie są to różne nazwy dla tej samej drogi. To są różne drogi prowadzące do tego samego lasu, do tej samej tajemnicy.".

Czy ów tajemniczy las, do którego prowadzą różne drogi, to właśnie Duch Święty, natura Buddy, tao, Moc z "Gwiezdnych Wojen"... ;) ? Każdy ową tajemnicę zwie inaczej, ale każdy ją czuje? Nawet zupełny ateista, który twierdzi że w życiu kieruje się świecką, humanistyczną etyką, gdy twierdzi, że i bez Boga wiadomo, co jest dobre a co złe, czyż nie czuje tego samego? Bez Boga? Ale którego? Boga Ojca pewnie tak... Ale bez Ducha...?

A który z tych trzech - Ojca, Syna, Ducha - jest najważniejszy? Tu Kościół katolicki grubo się myli, stwierdzając w modlitwie, że Duch Święty "od Ojca i Syna pochodzi". Nie, to Ojciec i Syn pochodzą od Ducha. To on jest pierwotną, samoistną treścią istnienia. I to on posiada moc tworzenia, czy też raczej - jest mocą tworzenia. Nie do końca było to ścisłe, gdy stwierdziłem, że Stary Testament jest księgą Boga Ojca. W większości tak. Ale jej początek - stworzenie świata - to przecież działanie Ducha Świętego. Przecież to nie Bóg Ojciec - władca, potrafiący co najwyżej pilnować przestrzegania praw i surowo karać za ich nieprzestrzeganie - stworzył świat. Ten aspekt Boga nie łączy się z kreatywnością. To Duch - i toż przecież już w drugim wersecie Biblii mamy odwołanie się wprost do niego...

Kościół mówi, że tylko grzech przeciwko Duchowi Świętemu jest niewybaczalny. Można kraść, zabijać, popełniać najokrutniejsze zbrodnie i zostanie to odpuszczone, ale grzech przeciwko Duchowi - nie. Czym więc jest ów grzech przeciwko Duchowi? Teolodzy wymyślają najróżniejsze interpretacje, jedna bardziej skomplikowana od drugiej, a wyjaśnienie jest chyba bardzo proste... Domyślnie każdy z nas czuje kontakt z mocą Ducha. Ten grzech to po prostu zrobienie ze swoim umysłem czegoś takiego, w wyniku czego ów kontakt się straci. A to, że jest niewybaczalny, oznacza tylko tyle, że taki człowiek po prostu już nie ma szansy na dobre, szczęśliwe życie. Bo bez tego kontaktu się nie da.

Więc może księga Ducha zostanie spisana dopiero wtedy, kiedy wszyscy to zrozumiemy i kiedy Duch Święty wszystkich nas zjednoczy - wierzących w różne religie i niewierzących, zresztą w jego świetle te podziały przestaną mieć sens? Tylko czy wtedy spisywanie jakiejkolwiek księgi będzie potrzebne, skoro wszystko będzie już jasne...? Będziemy wszyscy oświeceni...?

I może to jest powodem, dla którego księgi Ducha nie ma?

Mnich spytał mistrza zen Jo Ju: "Czy pies ma naturę Buddy?"
"Mu!" - odpowiedział Jo Ju.
"Mu" oznacza "nie". Ale co oznacza "Mu" mistrza Jo Ju?

Składam dłonie w hapczang i nisko kłaniam się wszystkim, którzy to przeczytali...

komentarze (2) >>>