Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Dzień Bez Samochodu

2008-09-22   kategorie: społeczeństwo rower

Od dobrych kilku lat Unia Europejska organizuje Europejski Tydzień Mobilności (16-22 września), którego zakończeniem jest Europejski Dzień Bez Samochodu - 22 września. Akcja jest - jako się rzekło - inicjatywą ogólnounijną, w Polsce patronuje jej Ministerstwo Środowiska, rozmaite działania w ramach Tygodnia Mobilności i Dnia Bez Samochodu podejmują zarówno lokalne samorządy (pomińmy fakt, jak często bywają to działania typowo pokazowe), jak i liczne organizacje pozarządowe czy zupełnie niezorganizowane obywatelskie inicjatywy, jak np. ruch rowerowych mas krytycznych.

Sprawą zagadkową jest natomiast dla mnie niemal całkowite, solidarne milczenie mediów na temat tej akcji. Śmiesznie w takiej sytuacji zachowuje się zwłaszcza "Gazeta Wyborcza", lansując właśnie w tym terminie z uporem godnym lepszej sprawy swój pomysł "jazdy na suwak", który rzekomo ma rozładować samochodowe korki. Pomysł, który jest niczym leczenie zapalenia płuc witaminą C czy naklejanie plasterka na głęboką, zakażoną ranę, bo co ten nieszczęsny "suwak" pomoże w kwestii korków? Tyle, co nic, bo po pierwsze: "suwak" ma zastosowanie tylko w przypadku korków, które biorą się ze zwężeń na drogach - a tych jest mniejszość; po drugie - "suwak" nie zwiększy przecież przepustowości drogi ZA zwężeniem; i tak będzie mogło nią przejechać tyle samo samochodów na minutę, czy na godzinę, co bez "suwaka". Tyle tylko, że kierowcy, którzy dotychczas czekali przed zwężeniem krócej, będą czekać dłużej, za to czas oczekiwania tych, którzy czekali dłużej, się skróci. Z punktu widzenia tych drugich to niewątpliwy zysk, ale patrząc globalnie...?

Media powinny wreszcie wyartykułować jasno jedyną prawdziwą przyczynę korków: jest nią zbyt duża liczba samochodów osobowych w miastach. I nie pomoże tu żadna rozbudowa dróg, gdyż przestrzeń miejska jest ograniczona. Z samej swojej istoty, miasto jest takim miejscem, gdzie dużo ludzi żyje na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Gdyby wszyscy mieszkańcy jakiegokolwiek miasta w świecie chcieli wszędzie dojeżdżać samochodami, żadne miasto by tego nie wytrzymało. Pisałem już w innej notce o odpowiedzialnym użyciu samochodu. Inżynierowie - specjaliści od transportu opracowali wszak znacznie bardziej trafne kryteria takiego użycia niż te moje; jeżeli gazety chcą coś poradzić na korki, to jednym z lepszych sposobów byłoby opublikowanie - i to niejednokrotne, aby dobrze wbiły się kierowcom w pamięć - owych kryteriów i apelowanie o to, aby zanim wsiądzie się do samochodu, każdorazowo przemyśleć, czy wedle tych kryteriów jest to rzeczywiście niezbędne? Czy nie można skorzystać z innego środka transportu?

Zwróćmy uwagę na to, że około 80-90% samochodów przemieszczających się w mieście w typowy dzień roboczy przewozi tylko jedną osobę, nie posiadającą dużego ani ciężkiego bagażu. Biorąc pod uwagę ilość miejsca, jakie zajmuje taki samochód na drodze, jest to gigantyczne marnotrawstwo przestrzeni miejskiej w porównaniu do sytuacji przejazdu np. komunikacją zbiorową czy rowerami. Ivan Illich w książce "Energy and Equity" oblicza, że aby osiągnąć określoną przepustowość (np. 40 tysięcy osób na godzinę) na pewnym odcinku drogi, w przypadku przewozu samochodami osobowymi (i to maksymalnie wypełnionymi) trzebaby zająć 12 pasów ruchu, w przypadku autobusów - cztery, przewóz pociągami wymagałby odpowiednika szerokości 2 pasów, zaś rowerzystom wystarczy tylko jeden pas. Liczby mówią same za siebie, mówią o przyczynach korków.

Akcja "Dzień Bez Samochodu" ma na celu uświadomić ten fakt kierowcom i skłonić ich choćby na ten jeden dzień do rezygnacji z auta i skorzystania z transportu publicznego bądź roweru. Gdyby chociaż 30% kierowców posłuchało takiego apelu, zobaczylibyśmy jak bardzo zmniejszyłby się ruch w mieście, a co za tym idzie - problem korków oraz braku miejsc parkingowych. Takie doświadczenie mogłoby skłonić niektórych do rezygnacji z auta na dłużej, nie tylko w ten jeden dzień. Jak jednak może się to udać, gdy o tej akcji nikt nie wie? Niezbędne jest zaangażowanie mediów, które powinny bezustannie powtarzać o konieczności zmiany preferencji transportowych. Zarówno w polityce miast, które przeznaczają wielkie fundusze na rozwój dróg dla samochodów, zaniedbując komunikację miejską (tramwaje!) oraz infrastrukturę rowerową, jak i prywatnych preferencji każdego z nas. Trzeba, najkrócej mówiąc, "oduczyć" ludzi takiego podejścia, że skoro już ma się samochód, to należy nim jeździć zawsze i wszędzie. Samochód jest idealny np. na dalekie wyjazdy za miasto, ale w mieście sprawa ma się nieco inaczej.

Co prawda zmiana mentalności społecznej opanowanej przez "monokulturę samochodową" jest bardzo trudna, ale wykonalna - jak dowodzi tego przykład tej samej "Gazety Wyborczej", która promując kilkanaście lat temu akcję "Rodzić po ludzku" doprowadziła do zmiany sytuacji w dziedzinie, która wydawała się absolutnie "niereformowalna". W tej chwili już trudno znaleźć szpital, w którym ciężarna nie może "urodzić po ludzku". Wspaniale byłoby, gdyby ta - albo inna - gazeta wykazała się odwagą zainicjowania akcji "Odkorkuj miasto". Nie poprzez protezy typu "suwak", ale jedyną skuteczną metodą - poprzez znaczne zmniejszenie ruchu samochodowego. Sukces takiej akcji - w który głęboko wierzę, bo alternatywą jest tylko całkowite zakorkowanie naszych miast w stopniu uniemożliwiającym jakąkolwiek komunikację - mógłby być w przyszłości dla takiej gazety powodem do chluby równym wspomnianej już akcji położniczej. A takie sprawy w świecie mediów wszak się liczą, przekładają się na prestiż danego tytułu, a ten na całkiem wymierne pieniądze... Więc na co czekacie...?

komentarze (1) >>>