WWW a sprawa polska ================================ komentarz Andrzeja Horodeńskiego ("ENTER", nr 11/96) Jest bardzo możliwe, że zdarzy się - może już się zdarzyła - następująca sytuacja. W jakimś odległym kraju jeden dżentelmen powie do drugiego dżentelmena podczas business lunchu: "Wiesz, spotkałem niedawno zabawnego faceta. Potrafił jednym haustem wypić cały kieliszek brandy, a poza tym opowiadał interesujące rzeczy o kraju, z którego przyjechał - Poland". Na to drugi wyciągnie notebooka z telefonem GSM i spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej, rozpoczynając od rzeczy najnaturalniejszej w świecie - zapuści adres http://www.poland.com. Niestety, otrzyma odpowiedź "host unknown". Jego przekonanie, że tak właśnie należy zacząć, ma solidne podstawy. Sprawdziłem tę prostą procedurę - działa w przypadku większości krajów europejskich. Szwecja, Holandia, Szwajcaria, Portugalia, Węgry publikują bardzo rozległą, przejrzyście opracowaną informację o gospodarce, kulturze, geografii, sieci turystycznej, systemie prawnym itp., a także mnóstwo linków do organizacji gospodarczych, biur turystycznych, agend rządowych. Pod www.japan.com znajdziemy również krótki kurs języka japońskiego. Za modelowy przykład dobrej promocji przez Internet można uważać rosyjską stronę www.russia.com. Wirtualny serwer www.ghana.com zawiera niemal wszystko, co powinien wiedzieć zarówno żądny wrażeń turysta jak żądny zysków przedsiębiorca. Kraje islamskie nie są jeszcze zbyt aktywne w Pajęczynie, ale próba wywołania www.iraq.com owocuje informacją, że Saddam Hussein też już coś kombinuje. Są też wpadki. Oto pod adresem www.usa.com znajdujemy listę linków do nieznanych szerzej firm, natomiast adres www.china.com zajął Hong Kong (ale to już niedługo...). Powyższą eksplorację przeprowadziłem inspirowany przebiegiem II Forum Teleinformatyki, na którym okazało się, że kwiat naszej rządowej informatyki nie bardzo rozumie potrzeby uprawiania promocji kraju w Internecie (z chwalebnymi wyjątkami PAP-u i MPiH). Propozycja, by tą sprawą zajęła się wyspecjalizowana agenda rządowa, wywołała na sali reakcję na pograniczu paniki - jeszcze jeden urząd?! Ja rozumiem, że niewesołe doświadczenia z dotychczas istniejącymi urzędami muszą napawać lękiem przed powoływaniem kolejnych, więc ten popłoch korzystnie świadczy o obywatelskim poczuciu naszych informatycznych urzędników. Niemniej tkwi tu dość zasadniczy błąd - z faktu, że agendy rządowe głównie sieją zamęt i przynoszą szkody własnemu państwu, wcale nie wynika, że powinniśmy godzić się z ich działalnością wstrzymując się jedynie od powoływania kolejnych. Przeciwnie, należy pozamykać te szkodliwe, a zacząć wreszcie tworzyć pożyteczne! Administracja państwowa nie może się uchylić od tej roboty, bo dbałość o dobre imię kraju należy do jej statutowych obowiązków. Owszem, istnieje polska home page robiona społecznie przez... fizyków z Uniwersytetu Warszawskiego. Wielkie brawa dla inicjatywy, ale kto będzie szukał pod adresem info.fuw.edu.pl/PolskaHome.html? Jest niezły serwer www.polishworld.com, ale to też jeszcze nie to. Przede wszystkim, tak ważne przedsięwzięcie powinno mieć prawne gwarancje aktualności, zgodności itp. wraz z zapewnionym dostępem do niezbędnych danych. Na razie nie istnieje prawna ochrona URL-i, więc czym prędzej należy zająć adresy takie jak www.polska.com (polen, pologne, poland, bulanda itd.); adres www.pl.com już został zajęty przez firmę PowerLink. Istnieje bowiem ryzyko, że lada dzień pod adresem www.poland.com ktoś umieści taką oto informację: "Polska - kraj geograficznie należący do Europy, kulturowo i cywilizacyjnie do Azji. Najwyższe w świecie spożycie alkoholu na głowę. Wysokie bezrobocie. Plaga przestępczości. Ludność nastawiona ksenofobicznie i antysemicko...".