Wracamy do trabantów? (artykuł wstępny z numeru 10/97 "Internetu") W artykule na str. 38 pt. "Niedzielne webmajstrowanie" Jarosław Rafa poruszył bardzo istotny obecnie problem, a mianowicie jak tworzyć strony WWW, aby dawały się one odczytać w dowolnej przeglądarce, na dowolnej platformie systemowej. Artykuł bardzo celnie wytyka najpospolitsze przywary nieudolnych "webmajstrów" wskazując im jednocześnie proste i dość oczywiste (niestety nie dla wszystkich) recepty na poprawne operowanie kodem HTML. Wydawało by się, że sama istota zagadnienia nie podlega dyskusji, tj. że strony WWW powinny być pisane z uwzględnieniem możliwości (a raczej braku możliwości) nawet najgorszego oprogramowania i sprzętu. Tak też myślałem, dopóki nie przeczytałem owego artykułu. Po jego lekturze ogarnęły mnie jednak wątpliwości. Nie znaczy to, że mój redakcyjny kolega coś przeoczył bądź źle napisał. Nie, po prostu on podjął jeden aspekt sprawy i konsekwentnie się go trzymał, nigdzie po drodze nie zbaczając, natomiast ja nieco przewrotnie chciałbym się dobrać do problemu z drugiej strony. Pytanie, jakie mi się nasunęło, brzmi: czy rzeczywiście strony WWW należy dostosowywać do marnego oprogramowania bądź niestandardowego lub przestarzałego sprzętu? Czy nie jest to ewidentne cofanie się w rozwoju? Ja wiem, że chodzi o to, aby daną stronę mogli odczytać wszyscy bez wyjątku, ale w takim razie po co właściwie tworzyć nowe oprogramowanie? Po co Microsoft i Netscape wyczyniają istne cuda ze swoimi przeglądarkami? Po co konsorcjum W3C ślęczy całymi miesiącami nad projektami nowych wersji standardu HTML? Po co te wszystkie technologie multimedialne typu RealAudio czy Shockwave? Po co kupować jakieś Pentiumy MMX-y, monitory Trinitron, 24-bitowe karty graficzne pracujące w rozdzielczościach 1600x1200, SoundBlastery i inne kosztowne gadźety? Po co... No właśnie. Skoro nie ma po co, to proponuję skończyć z tą hipokryzją i jednym iście rewolucyjnym posunięciem załatwić sprawę raz na zawsze. Wróćmy do 16-kolorowych kart graficznych, a nawet do czarno-białych Herculesów, zrezygnujmy z kart dźwiękowych i będzie spokój. Na stronach WWW umieszczajmy tylko tekst (i to wyłącznie standardową czcionką) i nie ryzykujmy z tabelami, formularzami, czy nie daj Boże ramkami! Przecież może się zdarzyć, że jakaś przeglądarka napisana na ZX Spectrum albo Commodore 64 nie będzie w stanie ich zinterpretować! I co wtedy? Świat się zawali! Trzeba też będzie, dla pełnej satysfakcji, zrezygnować z wysokich rozdzielczości. Przecież nie można pisać, że "najlepiej oglądać w 800x600", bo obrażą się posiadacze kart VGA i Macintoshy. Ojej, byłbym zapomniał! Trzeba jeszcze uwzględnić właścicieli Amig i Atari (wszystkich pięciu), których dewizą życiową jest potępianie w czambuł wszystkiego, co związane z pecetami - w tym także i rozdzielczości. Tak więc nie ma rady, maksimum, na jakie możemy sobie pozwolić, żeby każdego zadowolić, to 320x200 - i taką rozdzielczość proponuję uznać za obowiązujący i nieprzekraczalny standard w kolejnej wersji specyfikacji HTML. Proponuję też, żeby Netscape skończył odwieczną walkę z Microsoftem (i vice versa) i niech w przykładnej zgodzie stworzą nową, okrojoną wersję Lynxa. Zaś Intel niech wznowi produkcję procesorów 8086, które całkowicie wystarczą do ściągania czystego tekstu ze stron WWW... No tak, oczywiście jak zwykle zagalopowałem się. Mam nadzieję, że ten ironiczny ton wybaczy mi przede wszystkim Jarosław Rafa, na którego artykule pozwoliłem sobie niejako żerować, ale ani przez chwilę nie miałem zamiaru czynić doń jakichkolwiek aluzji, zwłaszcza negatywnych. Tak w gruncie rzeczy chodzi mi po prostu o to, że przy całym szacunku dla użytkowników przestarzałego oprogramowania i/lub sprzętu nie można jednak zapominać, iż świat idzie naprzód. Jeśli ktoś już koniecznie pragnie się zaskorupić i pozostać na etapie powiedzmy "wczesnego Lynxa", to oczywiście ma do tego prawo, ale niech nie oczekuje, że cały świat wraz z nim cofnie się w rozwoju. Dziś nie produkuje się już trabantów i jakoś nikt się nie przejmuje faktem, że kiedyś samochód ten miał wielu zwolenników. Nie ma litości dla zacofanych. Nie ma również, moim zdaniem, najmniejszego powodu, by akurat Internet stał się wyjątkiem od tej zasady... Krystian Grzenkowicz (kg@mi.com.pl)