Bywają również łańcuszki propagandowe: zawierające tekst agitujący za czymś, ostrzegający przed czymś czy protestujący przeciw czemuś, wraz z prośbą o rozsyłanie go dalej pod znane sobie adresy (kilka miesięcy temu np. pojawił się w Usenecie łańcuszek nawołujący do protestu przeciwko francuskim próbom nuklearnym). Te są przez społeczność Internetu raczej akceptowane, tak długo jak nie nabierają charakteru spamu, tzn. nie są rozsyłane do wszystkich grup, także nie mających nic wspólnego z przedmiotem listu.
W stosunku do tego typu łańcuszków wskazana jest jednak duża doza krytycyzmu, gdyż rozpowszechniane przez nie wiadomości często należą do tzw. "miejskich legend" (urban legends). "Miejskie legendy" są wiadomościami nieprawdziwymi lub dawno nieaktualnymi, których żywot jednak, mimo wielokrotnego dementowania, jakoś nie może się zakończyć i wciąż krążą "z ust do ust"; co jakiś czas ktoś nieświadomy nieprawdziwości informacji ponownie "wskrzesza" ją i w dobrej wierze puszcza w obieg. Przykładem "miejskiej legendy" funkcjonującej w Polsce (jednak nie za pośrednictwem Usenetu, lecz tablic ogłoszeniowych różnych instytucji i zakładów pracy, na których co jakiś czas pojawia się kolejne wcielenie tej wiadomości) jest prośba o pomoc w zebraniu odpowiedniej liczby kodów kreskowych wyciętych z opakowań towarów, za które autor prośby ma nadzieję otrzymać z Niemiec (nie wiadomo dokładnie od kogo...) wózek inwalidzki czy inny sprzęt medyczny dla kogoś chorego. W Usenecie najbardziej znaną "miejską legendą" jest historia o chłopcu nazwiskiem Craig Shergold, umierającym w szpitalu na nowotwór mózgu, który przed śmiercią ma jedno marzenie: znaleźć się w księdze rekordów Guinnessa jako osoba, która otrzymała najwięcej na świecie kartek pocztowych. Listowi towarzyszy więc apel o wysłanie kartki do nieszczęśliwego Craiga, aby pomóc mu w spełnieniu jego marzenia. Jeżeli jednak otrzymamy taką wiadomość, nie wysyłajmy kartki. Cała historia miała bowiem miejsce w roku 1989, rekord został umieszczony w księdze Guinnessa w 1991, zaś sam Craig został szczęśliwie zoperowany i cieszy się dobrym zdrowiem. Zaś szpital, w którym niegdyś leżał, jak i fundacja, która pierwotnie rozpropagowała po świecie jego prośbę, "dzięki" żyjącej swoim własnym życiem historyjce wciąż dławią się stosami kartek napływających z całego świata.
Zadatki na nową "miejską legendę" ma też siejąca panikę w Internecie latem tego roku informacja o wirusie "Good Times". Miał to być rzekomo wirus komputerowy rozsyłany pocztą elektroniczną w postaci listu z tytułem "Good Times". Przy próbie odczytania tego listu miało następować kasowanie zawartości twardego dysku komputera. Oczywiście ze względu na samą tylko różnorodność systemów pocztowych wykorzystywanych przez użytkowników Internetu istnienie takiego wirusa jest niemożliwe, jednak historia ta zdołała wywołać sporo przestrachu u mniej zorientowanych użytkowników, i mimo kilkakrotnego dementowania jej w najpopularniejszych grupach Usenetowych, pojawia się ciągle na nowo (więcej informacji o "miejskich legendach" znaleźć można pod adresem http://www.cathouse.org/UrbanLegends/).