Jacek Kryg ORIENT A EUROPEJSKA PSYCHOTERAPIA "Pismo Literacko-Artystyczne", nr 6/1989 Nie trzeba specjalnego wtajemniczenia w sprawy kultury ani filozofii, aby stwierdzić, że niemal każda działalność człowieka Zachodu posługującego się założeniami filozofii Wschodu wykazuje pewne odstępstwa od myśli oryginalnej. Niektórzy znawcy interesującej nas problematyki twierdzą nawet, że w tym, co my nazywamy "wschodnim", jedynie nazwy pozostają oryginalne, a reszta nie ma nic wspólnego z atmosferą, z myślą, ani z pewną poetyką reprezentującą chińską, czy też indyjską wizję świata. Bardzo często niektóre systemy wschodnie wzbogacane zostają o nowe elementy niewiadomego pochodzenia, są ze sobą kojarzone, pozbawione są niektórych swych części, lub nawet ograbiane ze swej istoty. Wszystko zaś po to, by spełnić warunki użyteczności i praktyczności, rozumianych w obowiązujących u nas kategoriach. Nieczęsto zaś się zdarza, aby korzystających z owych systemów naszła refleksja o wierności tego, co się robi wobec myśli oryginalnej, o konieczności pełnego zaufania i oddania się metodzie, o całościowej wizji świata jaka zawarta jest w absolutnie każdym systemie wywodzącym się ze Starożytnego Wschodu, bez względu na to, czy dotyczy on samoobrony, metody zaparzania herbaty, sposobów rozwoju duchowego, czy medytacji. Nie wnikając w zawiłą problematykę adaptacji obcych idei przez rodzimą kulturę warto odnotować, że współczesna psychoterapia bodaj najczęściej odwołuje się do doświadczeń Wschodu korzystając nie tylko z terminologii, ale i z metod tzw. doświadczania własnego ciała.Co więcej, zainteresowanie psychoterapią nie maleje, pomimo deklarowanej jej efektywności, lecz bardzo szybko wzrasta. Można już nawet mówić o osobach, które nie potrafią żyć bez sesji terapeutycznych, a więc o osobach uzależnionych, zupełnie niemal nie dających sobie rady w obliczu problemów życia codziennego. Gdy zaś fakt ten skojarzymy z myślą Wschodu, która do psychoterapii dotarła poprzez jogę, buddyzm, taoizm i Zen, owo uzależnienie może wręcz razić. Musi się więc narodzić pytanie, czy prawdziwa wschodnia metoda może przynieść z sobą pewne anomalia w postaci ucieczki od życia? A może zachodzi tutaj błąd w sztuce, który nie tylko związany jest z działaniem ściśle praktycznym, lecz także, a może przede wszystkim, ze sposobem myślenia. Dlatego też, unikając jakichkolwiek rozważań o problemie tzw. "normalności", warto jest przypatrzeć się co rzeczywiście proponuje Wschód, a co wykorzystuje się w praktyce terapeutycznej i to bez względu na to, czy sięga się do Lainga, Rogersa, Orra lub Lowena. Zagadnienie to zdaje się interesujące i dlatego, że może wskazywać na pewne niebezpieczeństwa charakterystyczne dla złego wykorzystania narzędzi każdego typu. Przede wszystkim trzeba sobie jasno uzmysłowić, że psychoterapia psychiatria czy też resocjalizacja nigdy na Wschodzie nie istniały. Tych, których my nazywamy szaleńcami, zwykle posyłano do klasztorów niejako w myśl definicji T. S. Szasza: "Jeżeli mówimy do Boga, modlimy się; jeśli Bóg przemawia do nas, cierpimy na schizofrenię. Jeżeli zmarli mówią do nas, jesteśmy spirytystami; jeśli Bóg mówi do nas, jesteśmy schizofrenikami" [1]. Jeżeli zaś nie było nigdy chorych psychicznie, czy też potrzebujących w tym zakresie pomocy, nie można też mówić o psychoterapeutach lub innych lekarzach psychiki. Dzisiaj, jak da się to wyraźnie zauważyć, mówiąc o inspiracji Wschodu utożsamia się psychoterapeutę z kimś w rodzaju mistrza klasztornego, zaś pacjenta z jego uczniem. Nawet zastąpienie słowa "pacjent" terminem "klient", jak się to szeroko propaguje, niewiele zmienia. Z założeń a priori wynika, że pacjent przychodzi do lekarza od umysłu, aby go uleczył. Czy można mówić o czymś takim w klasztorach? Społeczeństwa, które określamy jako prymitywne, zwykle były i nadal pozostają niezmiernie wręcz plastyczne. Tam znaleźć można odpowiednie miejsce dla tych uznanych za "czubków", miejsce w pełni normalne, tyle że nieco inne ze względu na swą charakterystykę. Nie może więc być mowy o potrzebie kuracji psychicznej. Z całą pewnością zaś, nie można za potrzebujących takiej kuracji uznać wychowanków klasztoru. Czela bowiem nie szuka uzdrowiciela umysłu, lecz mistrza, który pomoże mu przekroczyć własny umysł. Mistrz zaś sam już doświadczył owego przekroczenia i właśnie dlatego jest mistrzem. Na Wschodzie nie istnieje psychoterapia, łatwo więc zauważyć, że to w Europie powstała psychologia szaleństwa nawiązująca do psychologii głębi Freuda, Junga czy Adlera. Gdyby zaś pokusić się o próby opracowania psychologii Wschodu, to przede wszystkim trzeba by skończyć z myśleniem o umyśle jako czymś chorym, na rzecz pełnego zajęcia się rozwojem świadomości człowieka. Psychologia w takim rozumieniu nie zajmowałaby się leczeniem umysłu, lecz rozwojem duchowym człowieka z pełnym uwzględnieniem drogi do wyzwolenia. Czy jest zaś możliwe przejście "przez psychoterapię ku duchowej edukacji", jak widzą to niektórzy psychoterapeuci, wcale nie jest takie oczywiste [2]. Praktyka dnia codziennego dostarcza najlepszych przykładów. Do psychoterapeutów rzeczywiście zgłaszają się osoby potrzebujące pomocy, do mistrzów zaś jedynie osoby "czujące", które poświęcić chcą się nowemu typowi doświadczenia. Wytrawny mistrz nie wszystkich przyjmuje, tylko tych z odpowiednimi predyspozycjami. Trzeba przecież niezmiernego wręcz hartu woli, aby zaakceptować wszystko to, co nakazuje guru. Trzeba być nie tylko "normalnym" (nawet w naszym rozumieniu tego terminu), lecz i wyróżnionym, aby podołać mozołom i trudnościom związanym z rozwojem duchowym, które to trudności cięższe są do zniesienia, od trudności o charakterze społecznym. Czy można więc techniki Wschodu zastosować do leczenia najsłabszych jednostek, które potrzebują pomocy, by dojść do harmonijnego stanu funkcjonowania we własnym środowisku? Zdaje się, że to kłopoty, a nie własna wola często bywają kryterium wyboru tego, co oferuje Wschód. Z całą pewnością zaś stanowią podstawę udania się do psychoterapeuty. Tymczasem myśl Wschodu wyraźnie głosi, że doświadczenie własnej harmonii (czytaj normalności) jest koniecznością i zarazem warunkiem dla przekroczenia własnego człowieczeństwa. Czy więc rozpoczynanie rozwoju duchowego niejako z niższego poziomu nie jest po prostu błędem w tej sztuce ezoterycznej? W obiegowych sądach psychoterapia współczesna oraz starożytne ścieżki rozwoju duchowego mają coś wspólnego - jest to wniknięcie w jaźń człowieka. Pytanie, jakie winno się w tym miejscu narzucić, dotyczy celu penetracji głębi zwykle niedostępnej. Ogólnie rzecz ujmując, współczesnej psychoterapii zależy przede wszystkim na przygotowaniu pacjenta do lepszego funkcjonowania w społeczeństwie, do zwykłego radzenia sobie w życiu, zaś celem stawianym przez starożytny Wschód jest doprowadzenie adepta do wyzwolenia. Czy można te cele pogodzić? Gdyby udało się psychoterapeucie spełnić oczekiwania społeczeństwa, na gruncie którego działa, wtedy jakiekolwiek wyzwolenie nie może wchodzić w rachubę. Z kolei osoba w pełni wyzwolona nie jest typem człowieka szczególnie przydatnego w jakimkolwiek społeczeństwie. W tym wypadku cele indywidualne nie tyle występują przeciwko celom społecznym, lecz z całą pewnością rozmijają się. Przykładów na to jest wiele, brak zaś zupełnie opisów dotyczących pomnożenia efektywności działań społecznych dzięki praktykowaniu np. jogi lub zenu. Nawet wielcy mistrzowie, którzy w niektórych momentach swego życia chcieli wykorzystać swoje niezwykłe siły duchowe dla działań społecznych, wycofali się z takiego rozumienia praktyki. Przykładem niech tutaj będzie Sri Aurobindo, który chciał dzięki jodze uzyskać szczególną moc dla wygnania kolonizatorów z Indii [3]. W uwagach, które tutaj czynię, nie chodzi o przekreślenie racji psychoterapii, które są racjami potrzebujących pomocy pacjentów. Oczywiście korzystanie z metod zaczerpniętych ze Wschodu może harmonizować i życie społeczne, lecz nie to jest ich celem zasadniczym, tym bardziej że owa harmonizacja dokonuje się kosztem zburzenia wielu wartości ciągle wysoko cenionych przez współczesne społeczeństwa. Bardziej chodzi mi o zachowanie wierności wobec starej tradycji, która wykorzystywana bywa niemalże w każdym zakresie. W końcu zaś efektywność praktyk psychoterapeutycznych, jak i praktyk w ogóle wiążących się z religiami Wschodu niemalże nakazuje zweryfikowanie dotychczasowego stanowiska, aby tym lepiej pomagać sobie i innym. Oczywiste jest, że korzystanie z pewnych technik doskonalenia fizycznego, umysłowego i duchowego może być przydatne, lecz jedynie do pewnego poziomu. Ale czy w takim przypadku można szafować metodami pochodzącymi z Chin i Indii? Tzw. pójście dalej związane jest ze znacznie większą ilością zagadnień aniżeli można by przypuszczać. Trzeba bowiem pamiętać, że wkraczając w obszar tego, co oferuje nam Wschód często spotkać się można z problemami daleko wybiegającymi poza racjonalne myślenie. Przykładem niech tutaj będzie jedno z opowiadań Mircea Eliade [4]. Ten znany badacz religii, który sam praktykował w zakonach tybetańskich, nie mogąc swoich doznań natury mistycznej zamieścić w spełniających warunki naukowości pracach, zbeletryzował je. W opowiadaniu "Tajemnica doktora Honigbergera" opisuje zniknięcie adepta jogi, któremu powiodły się ćwiczenia prawdziwego urzeczywistnienia swojej istoty. Rodzina, przyjaciele, znajomi zostali zaskoczeni faktem zniknięcia, lecz z punktu widzenia praktyki jogi było to coś normalnego. Być może nie przydarzającego się każdemu siedzącemu w assanach, lecz zawsze możliwego do zaistnienia. Nawet gdyby opis zniknięcia potraktować symbolicznie i odnieść go do zniknięcia społecznego, wtedy nadal problem ten nie pozostaje rozwiązany. Bo czy psychoterapeuci ostrzegają swoich pacjentów o tych niezwykłych stanach i dziwnych doświadczeniach, które choćby teoretycznie, lecz mogą sie przytrafić? Oczywiście nie każdego praktykującego może coś takiego spotkać. Niemniej jednak poczynając od technik wstępnych, których charakter jest uniwersalny i odpowiedni dla wszystkich, trzeba założyć możliwość dojścia do poziomów najwyższych. Tak więc potrzebna jest właściwa motywacja, właściwe podejście oraz określony kierunek przebiegu praktyki. Na Wschodzie mówi się, że kto raz spróbował doskonalenia, temu nie będzie łatwo wycofać się z dążenia do określonego doświadczenia. Czy współczesnej psychoterapii też na tym zależy? Jeżeli zaś nie, to czy można wybiórczo skorzystać z czegoś, co w samych swoich założeniach jest skończoną całością? Podręczniki doskonalenia duchowego wyraźnie głoszą, że potrzeba tego typu rozwoju musi w adepcie stopniowo narastać, aż do momentu, kiedy uzna on, że jest w stanie mu się bez reszty podporządkować. Tymczasem myślenie Zachodu, które bywa niezmiernie wręcz efektywne, ujmuje wszystko w kategoriach aktywności. Nawet zakazy bardziej głoszą o czynieniu czegoś tam, aniżeli o wstrzymaniu się od określonych czynności. W psychoterapii jawi się to w ten sposób, że w czasie jednego treningu korzysta się z wielu technik, wyraźnie chcąc coś tam osiągnąć. Podkreślam, nie czemuś się poddać, lecz przede wszystkim coś osiągnąć. Wschód zaś dostarcza nam nie tylko metod kompletnych, całościowych, zamkniętych, lecz takich, którym trzeba oddać się bez reszty. Nie można jednak tego zrobić, jeśli nie wierzy się w daną metodę, jeżeli szuka się prób uzupełnienia jej o nowe wartości, jeżeli nie traktuje się wybranej metody jako jedynej w swoim rodzaju całości. Trzeba bowiem zawsze pamiętać, że metoda kompletna zawiera w sobie wszystko co w jej ramach może się przydać. Jeżeli zaś tak jest, o czym przekonują nas mistrzowie dosyć licznie odwiedzający Polskę, to uzupełnianie jej o dodatkowe elementy może doprowadzić do dysharmonii. Może więc dana metoda okazać się terapią szkodliwą, chociaż nie grożącą zatratą życia fizycznego. Za wschodniego mistrza współczesnych psychoterapeutów uznano Bhagawana Rajneesha, który przybył na Zachód, aby krzewić wiedzę Wschodu. Z całą pewnością nie jest on psychoterapeutą, a czytając jego prace ma się momentami wrażenie, że nie bardzo mu ta aktywność człowieka dwudziestego wieku odpowiada. O co go nie zapytać, wszystkim radzi stosowanie medytacji. Uważa bowiem, że medytacja jest najlepszym lekarstwem na nieporozumienia psychoterapeutyczne, jak i na większość bolączek dnia codziennego. Wątpliwość, jaka się tutaj pojawia, dotyczy zasadności stosowania medytacji jako ratunku, jako ucieczki przed niepowodzeniami. Jest ona tym bardziej uzasadniona, że wiele podręczników natury praktycznej każe być świadomym w momencie wyboru nowego rodzaju doświadczenia. Czy zaś niepowodzenia, kłopoty i bolączki w ogóle nie osłabiają tej świadomości? Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że według myśli Wschodu, ścieżki rozwoju duchowego przeznaczone są dla ludzi normalnych w każdych warunkach. Należy widzieć je jako propozycje dla ludzi dobrze sobie radzących w szarości życia, dla ludzi, którzy potrafią zrezygnować z wartości oferowanych przez wysoko rozwinięte społeczeństwa na rzecz nowych wartości, ujętych w kategoriach celów indywidualnych bezpośrednio związanych z głębią człowieka. Dzisiejsza psychoterapia zaś, z nielicznymi wyjątkami, nie tylko nie namawia do zrezygnowania z wartości natury społecznej, lecz często wzmacnia je. Wielu ludzi korzystających z najróżniejszych treningów przekonanych jest o tym, że nie tracąc nic, co oferuje Zachód, może także i zagarnąć to, co proponuje Wschód. Być może właśnie takie stanowisko - bardziej posiadać, a nie być - jest powodem niskiej efektywności działań nie tylko psychoterapeutycznych, lecz związanych w ogóle z rozwojem duchowym. Daje się zauważyć, że rośnie liczba osób korzystających z usług różnych ośrodków psychoterapeutycznych, że różne ośrodki nawiedzane są przez tych samych pacjentów szukających sensacji natury religijnej, a przede wszystkim radykalnych wyników. Można nawet zaryzykować twierdzenie o pewnym uzależnieniu się niektórych osób nie tylko od psychoterapeutów, ale i od psychoterapii w ogóle. Problem ten zdaje się być rzeczywiście znaczący. Na najróżniejszych sesjach ukazuje się pacjentom namiastki wspaniałego świata rozwoju duchowego, dezorganizuje się systemy wartości i odsyła się adeptów lepszego życia z powrotem do warunków, z których przybyli. Czasami nie można oprzeć się wrażeniu, iż prowadzący sesje i zajęcia lekceważą propozycje Wschodu mówiące o systematycznym wzbogacaniu jednostki w możliwości korzystania z mocy wewnętrznych każdego z nas, że nie uznają oni tego procesu za niezwykle długotrwały i mozolny, że czasami może nawet nieświadomie opowiadają się za działaniami łatwiejszymi, lżejszymi i przyjemniejszymi. Warto więc jeszcze raz podkreślić, że chcąc być wiernym przekazowi pochodzącemu ze Wschodu, winno się z pełną świadomością wybrać określoną ścieżkę rozwoju, zrezygnowac przynajmniej z niektórych wartości wyznawanych do tej pory oraz uznać uczestnictwo w rozwoju za wartość samą w sobie, a nie za narzędzie służące do reperowania tych lub innych skrzywień. Kolejną istotną sprawą wiążącą się z interesującym nas zagadnieniem jest osoba psychoterapeuty. Jak to już zostało powiedziane, prowadzący zajęcia wykazują tendencje do zajmowania pozycji, która na Wschodzie zarezerwowana jest dla mistrzów. Gdyby zaś sięgnąć do nawet tych lapidarnych opisów przywódców duchowych Hindusów lub Chińczyków, to ma się odczucie, że mistrz Wschodu sam osiągnął wysoki poziom rozwoju duchowego i jest przewodnikiem na drodze wchodzenia w ducha swojego ucznia, nie zaś na drodze jego funkcjonowania społecznego. Z całą pewnością można stwierdzić, że współcześni psychoterapeuci europejscy są osobami poszukującymi, co samo w sobie jest wartością. Czy jednak poszukujący potrafi znaleźć spokój i harmonię innym? Wschód we wszystkich swoich założeniach dąży ku absolutowi. Czy dążenie po omacku, jakie ma miejsce we współczesnej psychoterapii, może tam doprowadzić? Powyższe krytyczne uwagi mają charakter wątpliwości i to tych, wynikłych na gruncie myśli Wschodu, która zawsze wiązała się z określonymi systemami religijnymi. Przecież rozwój duchowy odbywający się na obojętnie jakiej ścieżce związany jest z mistyką, ta zaś bezpośrednio wynika z przeżyć o charakterze religijnym. Można więc powiedzieć, że nie ma możliwości rozwoju duchowego bez wiary, tak jak nie ma ateistycznej mistyki. Jeżeli zaś psychoterapia miałaby korzystać z przekonań filozoficzno-religijnych Wschodu, winna niejako zadbać o doświadczenia religijne pacjentów. Trzeba tutaj zauważyć, że wielu prowadzących sesje i treningi zauważa ten rodzaj potrzeby, tak że dzisiejsza psychoterapia zaczyna być swoistego rodzaju ruchem religijnym, przede wszystkim w formie zewnętrznej. Buduje się ołtarze, pali kadzidła, intonuje nabożne śpiewy, wprowadza w religijny trans, przestrzega się niektórych rytuałów. Czy jednak psychoterapia powołana została do zajęcia się przeżyciami religijnymi pacjentów? Czy ruch ten ma odpowiednią ilość oddanych sobie lekarzy dusz, czyli ludzi na wzór kapłanów? Jak widać, rozprawiając na temat europejskich inspiracji wschodnią myślą więcej jest wątpliwości, aniżeli rozwiązań poszczególnych problemów. Z całą pewnością mozna stwierdzić, że Wschód proponuje zajęcie się sprawami egzystencjalnymi. Wszystkie systemy rozwoju stanowią pytania o sposób nadania życiu ludzkiemu znaczenia. A więc w tym zakresie operuje na polu zwykle zarezerwowanym dla religii. Dlatego też nie sposób jest oddzielić w Chinach starożytnych i w Indiach filozofię od religii. Oczywiście od religii rozumianej jako coś więcej aniżeli praktykowanie pewnych form i rytuałów. Wszystko wygląda na to, że współczesna psychoterapia chciałaby zająć się problemami wynikłymi na tym polu. Rajneesh twierdzi, że osoba chora psychicznie to ta sama osoba, która chora jest ze względu na religię, że w głębi siebie każdy potrzebuje religii, bez której nie można być zdrowym, że nie znamy języka religii, że wreszcie nie umiemy być prawdziwie religijni [5]. Czy tego typu stwierdzenia wiążą się z psychoterapią, czy też z życiem religijnym w ogóle? Czy problemy z tym związane są problemami leżącymi w gestii psychoterapii, czy też życia w ogólnym sensie tego słowa? Wschód będąc egzystencjalny nie zajmuje się rozwiązywaniem problemów szczegółowych, uznając je za pochodne kwestii zasadniczych. Jedną z nich zaś jest pytanie o to KIM JESTEM. W skrajnym przypadku, jak to ma miejsce w nauce Sri Ramany Maharihsi, całość problematyki zawarta jest właśnie w tym pytaniu [6]. To ono stanowi o stylu życia, gdyż wschodnie systemy rozwoju duchowego przede wszystkim określają styl życia człowieka. Nie bardzo zaś wiadomo, czy psychoterapia proponuje styl życia wynikający z zastosowanej metody, czy też propaguje jedynie niektóre wartości pochodzące od społeczeństwa, na którego gruncie znajduje swoje zastosowanie. Trzeba bowiem pamiętać, że problemy, z którymi zgłaszają sie pacjenci do psychoterapeutów zwykle dotyczą konfliktowości, niezaradności, czy też złego funkcjonowania w mniejszej lub większej grupie w ogóle. Jak to głosi myśl Wschodu, są to problemy złudne, przemijające, a ewentualne ich rozwiązanie nie tylko nic nie daje (w wymiarze ogólnym), lecz bardzo często rodzi nowe problemy, dotyczące tego samego poziomu. Jednostka wywodząca się ze społeczeństwa konsumpcyjnego charakteryzuje się głodem posiadania rzeczy materialnych, zaspokojenie tego głodu rodzi nowe pragnienia itd., itp. Schemat ten przenoszony jest i na pozamaterialne wartości i właśnie dlatego metody Wschodu często nie są wręcz w stanie sprostać oczekiwaniom odwołujących się do nich pacjentów. Jeszcze raz warto tutaj podkreślić, że ścieżki rozwoju duchowego pochodzące nie tylko ze Wschodu przeznaczone są dla tych, którzy poszukują sensu istnienia i to w sposób bezpośredni. Wszyscy zaś ci, którzy pragną rozwiązania problemów szczegółowych, nawet gdyby przypisywano im głęboko ukryte problemy egzystencjalne, winni dokonać ich na gruncie, na którym one wystąpiły, a dopiero później sięgać do technik subtelniejszych. Można chyba pokusić się o następujące stwierdzenie, że metody Wschodu nie nadają się dla rozwiązywania spraw świata materialnego, chociaż pośrednio mogą na niego wpływać, gdyż stworzone zostały dla radzenia sobie w problemach natury duchowej. Operują więc na zupełnie innym poziomie i w ramach innych kategorii. Można oczywiście przyjąć, że współczesna psychoterapia ma do czynienia z ludźmi poszukującymi znaczenia w życiu. Wtedy jednak trudno jest ich traktować jako ludzi chorych, jako poszukujących terapii psychicznej. Poszukiwanie bardziej bowiem według myślenia Wschodu, dotyczy normalności, człowieczeństwa, religijności, aniżeli systemów resocjalizacyjnych, psychiatrycznych, czy leczniczych w ogóle. Juz samo zgłaszanie się ludzi poszukujących na "leczenie" do psychoterapeutów należy uznać za chorobotwórcze. Nie można bowiem własną wrażliwość traktować jak chorobę, a niestety wiele seansów psychoterapeutycznych umacnia pacjentów w ich przekonaniu co do swojej nienormalności. Wschód zawsze stał na stanowisku, że myśl kreuje rzeczywistość. Jeżeli zaś człowiek wrażliwy wierzy, że jest chory, tym samym tworzy swoją chorobę, jeżeli zaś nie jest o tym przekonany, to po co udaje się do psychoterapeuty? I tak koło się zamyka. Kończąc tę krótką notę należy zauważyć, że przedstawione tutaj uwagi nie wyczerpują całej problematyki percepcji myśli Wschodu przez współczesną psychoterapię, która rozwinęła się w Europie i USA, jak również nie określają konstruktywnego rozwiązania spraw spornych. Odpowiedzi na wiele wątpliwości należy szukać we własnym wnętrzu, co stanowi kolejną propozycję Wschodu, która często bywa niezauważona. Zbytnio polubiliśmy gotowe rozwiązania płynące z zewnątrz nas zapominając, że człowiek sam w sobie jest mikrokosmosem. Nie wychodząc poza niego, nie szukając w źródłach zewnętrznych, mozna poznać, doświadczyć, a nawet rozwiązać niemalże wszystko. Tym bardziej, że to, co nam jest potrzebne do życia pozamaterialnego, nie bardzo da się ująć w regułki, czy w słowa w ogóle. Starożytni mędrcy Wschodu zwykle namawiali swoich uczniów, aby Prawdę odkrywali, a nie pożyczali od kogoś, kto ją opisał. Prawda bowiem jawi się przede wszystkim w przeżywaniu podstawowej rzeczywistości, nie zaś w jej opisach. W kontekście psychoterapii zaś znaczy to tyle, co rzeczywiste przeżywanie życia na gorąco, nie zaś bezduszne stosowanie choćby najlepszej nawet metody. Wtedy może też się okazać, że odwoływanie się do myśli Wschodu nie jest konieczne, gdyż i bez tego osiągnąć można głębię przeżycia, która zawarta jest w każdej sytuacji. Jeżeli zaś już odwoływac się, to z pełną wiarą w to, co się robi, jak i z pełnym poczuciem uczciwości jaką zachowuje się bądź co bądź wobec wielowiekowej tradycji. PRZYPISY [1] Thomas S. Szasz, Diabeł, masturbacja, choroba psychiczna, Aforyzmy, w: Galernicy wrażliwości, wybór, opracowanie i redakcja Maria Janion i Stanisław Rosiek, Gdańsk 1981, s. 283. [2] Przez psychoterapię ku duchowej edukacji, wybór opracowań Warszawa 1983, wydanie powielaczowe. [3] Aurobindo, Pramacierz i jej postacie, Madras 1958, ze wstępu Wandy Dynowskiej. [4] Mircea Eliade, Tajemnica doktora Honigbergera, Kraków 1983. [5] Guru i psychoterapeuci, oprac. Jacek Santorski i Maciej Zembaty, w: Trzecie Oko, Biuletyn Psychotronika, Warszawa 1985 nr 3, s. 15-19. [6] Nauka Shri Ramana Maharishi, oprac. Wandy Dynowskiej, Madras 1969.