Godzina na Płaszowie
2009-06-06 kategorie: prywatne
Bardzo lubię dworzec kolejowy Kraków-Płaszów. Nawet z jego zniszczonymi do cna peronami i koszmarnym budynkiem dworcowym. Lubię specyficzną, sennawą nieco atmosferę na peronach, panującą tam ciszę (dzięki oddaleniu od głównej ulicy nie dociera tu tak mocno wszechobecny hałas miasta) i szeroką, otwartą przestrzeń, w której ciągnące się w dal tory niosą ze sobą zapowiedź podróży.
Na takich właśnie dworcach jak Płaszów najmocniej odczuwa się magię podróży koleją, której nie są w stanie zniszczyć ani zdewastowane wagony, ani wiecznie spóźniające się pociągi, ani ogólna nieudolność PKP... Wcale się więc nie dziwię, że ten właśnie dworzec jest miejscem, w którym zazwyczaj rozpoczynają się i kończą wszelkie szkolne wycieczki, kolonie, obozy itp. - choć wybór tego miejsca powodowany jest akurat względami czysto praktycznymi, a nie kolejową magią ;). Ale świetnie się składa, że akurat tam ta magia działa...
Była kiedyś taka stara piosenka opowiadająca o jednym z warszawskich dworców, z której zapamiętałem tylko jedną linijkę refrenu: "Na wszystkie smutki - niedziela na Głównym". Może nie całą niedzielę i nie "na wszystkie smutki", ale spędzenie godzinki na peronie płaszowskiego dworca jako środek na uspokojenie, wyciszenie i dostrzeżenie rzeczy dotąd być może niedostrzeganych zalecałbym wszystkim...