Jaka piękna katastrofa
2010-09-26 kategorie: prywatne rower
Przez tyle lat jeżdżenia rowerem już różne awarie mi się zdarzały. Zwykle wychodziłem z nich obronną ręką i udawało się jakoś dalej kontynuować jazdę, choćby tylko do najbliższego serwisu. Tego, że przeżyję coś takiego, jak dzisiaj, jednak bym się nie spodziewał.
Wybrałem się dzisiejszego ranka na wycieczkę rowerową z Focusem. Trasa zapowiadała się atrakcyjnie i nastawiałem się na miło spędzony dzień. Niestety, jeszcze przed półmetkiem trasy, na równej, prostej drodze nagle usłyszałem gwałtowne TRACH! Ni stąd ni zowąd, jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, pękła mi oś w tylnym kole, a jej kawałki wypadły na drogę. O dalszej jeździe oczywiście nie mogło być mowy. Sytuacja nie do pozazdroszczenia: jesteśmy w środku lasu, wszędzie daleko, rower trudno nawet prowadzić, gdyż pozbawione osi koło nie chce się toczyć i co rusz blokuje się o różne elementy konstrukcyjne roweru.
Długo debatowaliśmy nad sposobem wybrnięcia z tej sytuacji. Jednym z pomysłów było dojście do najbliższej wioski i próba nakłonienia tam jakiegokolwiek posiadacza roweru do odstąpienia swojej osi. Nawet gdyby się to powiodło, nie było jednak pewne czy uda się ją założyć, gdyż w chwili pęknięcia osi pod moim ciężarem przemieściły się łożyska i inne elementy konstrukcyjne piasty koła - odkształcenie było wyraźnie widać. Można było ewentualnie próbować zdobyć całe zastępcze koło... Ostatecznie jednak skończyło się telefonem do jednego ze znajomych rowerzystów, który tym razem musiał skorzystać z samochodu, aby przetransportować mnie wraz z uszkodzonym pojazdem z powrotem do Krakowa... W tym celu jednak musiałem najpierw dojść do jakiejś drogi dostępnej dla samochodów. Podczas prowadzenia roweru z piasty koła powypadały wszystkie pozostałe tam do tej pory elementy, tak że ostatnie metry dzielące mnie od szosy pokonywałem już trzymając koło w jednej ręce, a drugą podtrzymując za siodełko pozbawiony tylnego koła rower...
Gdy myślałem o czekającej mnie jutro wizycie w serwisie, pozazdrościłem kierowcom, którzy mają swoją pomoc drogową, naprawiającą bądź odholowującą uszkodzone w trasie samochody. Szkoda, że nie ma czegoś takiego dla rowerzystów - taki mobilny serwis rowerowy bardzo by się w takich sytuacjach przydał...
A wy? Jaki mielibyście pomysł na wyratowanie się z tej niewesołej sytuacji?