Polska pod władzą UEFA
2012-04-07 kategorie: społeczeństwo
Bulwersujący artykuł przeczytałem w ubiegłym tygodniu w tygodniku "Polityka". Tekst pokazuje, w jak znacznym stopniu państwo polskie musiało podporządkować swoje prawo żądaniom stawianym przez UEFA, aby móc gościć (bo nie organizować! organizatorem jest UEFA!) mistrzostwa Euro 2012. I zrobiło to - jak zresztą zrobiło każde inne państwo na świecie, w którym odbywały się piłkarskie mistrzostwa Europy, świata, czy Igrzyska Olimpijskie - bez mrugnięcia okiem.
(Uwaga: podlinkowany artykuł niestety nie jest już dostępny za darmo - "Polityka" przeniosła go do płatnego archiwum)
Po przeczytaniu tego artykułu trudno się nie zastanawiać, dlaczego właściwie politycy na całym świecie bez szemrania wypełniają żądania prywatnego biznesu (jakim jest UEFA i podobne jej organizacje, jak FIFA czy MKOl), działającego w sposób skrajnie nieprzejrzysty, niemal wprost przyznającego się do brania łapówek, nad którym nikt nie ma żadnej kontroli? Biznesu, który zgarnia dla siebie cały finansowy zysk z organizacji mistrzostw, natomiast państwo - czyli nas wszystkich, podatników - obciąża zarówno wszelkimi kosztami, jak i odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia - i nikt z przedstawicieli tego państwa nie widzi w tym nic rażąco niesprawiedliwego, i ochoczo podpisuje umowy narzucające takie skrajnie nierówne warunki? Biznesu, który wymaga dla siebie prawnych gwarancji braku konkurencji, który chce zmonopolizować i traktować jako swoją "własność intelektualną" niemal wszystko, co choćby w odległy sposób wiąże się z piłką - i nikt z zaprzysięgłych zwolenników wolnego rynku nie pała gniewem?
Jeżeli jest o co oburzać się na organizację Euro 2012 w Polsce, to właśnie o to - o to, że my wszyscy musimy składać się na krociowe zyski panów z UEFA; o to, że UEFA i jej partnerzy biznesowi "z marszu" dostają uprzywilejowaną pozycję pozwalającą im ograniczać wolność gospodarczą naszych firm; o to, że specjalnie dla organizacji o nieprzejrzystych, a często wręcz korupcyjnych mechanizmach działania tworzone są wyjątki w przepisach służących m.in. właśnie zapobieganiu korupcji. To są wszystko rzeczywiste i bardzo poważne zarzuty przeciwko całej tej imprezie, tymczasem medialną karierę robią osoby wygłaszające idiotyczne komentarze w rodzaju głośnej ostatnio wypowiedzi Kazimiery Szczuki o "samczych igrzyskach". Weź sobie, Kaziu, poczytaj ten tekst w "Polityce", to zobaczysz, że z tymi igrzyskami są o wiele poważniejsze problemy niż ich rzekoma "samczość" - chyba, że to przekracza twój poziom zrozumienia... (co ciekawe, większość znanych mi kobiet chętnie ogląda MŚ czy ME w piłce nożnej i nierzadko trudniej je oderwać od telewizora, niż mężczyzn ;), więc zupełnie nie wiem skąd Szczuka wytrzasnęła tę "samczość").
Jak w ogóle mogło dojść do powstania takich organizacji, nad którymi nikt nie ma praktycznie żadnej władzy i które wszystkim państwom świata są w stanie narzucić swoje warunki? Są one przecież zarejestrowane w jakimś państwie (konkretnie akurat w Szwajcarii) i przynajmniej teoretycznie działają na mocy obowiązującego w tym państwie prawa. Czy zatem nie podlegają żadnej kontroli?
Oczywiście, trudno jest uderzyć w jedną z tych organizacji, bo wszystkie inne staną za nią murem. Podobnie jak w Polsce nie udała się próba wprowadzenia zarządu komisarycznego do skorumpowanego PZPN, bo UEFA zagroziła odebraniem nam Euro (co akurat, jak widać z artykułu z "Polityki", wcale niekoniecznie byłoby szkodą dla naszego kraju - no ale zadziałała magia "prestiżu" i nazwy). To musiałoby być uderzenie zmasowane - wszystkie rządy na świecie musiałyby solidarnie, jednocześnie, znaleźć zarzuty prawne przeciwko organizacjom sportowym (co zapewne łatwe nie jest, bo skoro tworzy się dla nich specjalne wyjątki w prawie, to trzeba byłoby udowodnić nielegalność samych takich wyjątków - ale zapewne wykonalne), i wszystkie naraz zdelegalizować. Sport przeżyje i się odrodzi, a lewy, lukratywny biznes panów z UEFA, FIFA i okolic zostałby ukrócony. Tylko... co dalej? Kluby sportowe niewątpliwie szybko utworzyłyby jakieś własne, alternatywne struktury organizacyjne na miejsce zlikwidowanych organizacji (już kilkakrotnie zresztą chciały to zrobić, ale monopol UEFA i pokrewnych okazywał się zbyt silny) - problem w tym, jak zapewnić kontrolę nad nimi i to, aby ich działanie nie łamało podstawowych zasad demokratycznego państwa i wolnego rynku?
Chociaż to i tak problem czysto abstrakcyjny, bo do niczego takiego przecież nie dojdzie. Chociażby z tego powodu, że trudno sobie wyobrazić taką solidarną współpracę wszystkich państw na świecie. Każdy polityk przecież głównie szuka okazji, żeby zaszkodzić drugiemu. Bo w końcu to nie on płaci za swoje działania. Płacimy zawsze my.
Chyba trzeba byłoby zacząć od tego, żeby to zmienić...