W gospodarce nie chodzi o pieniądze
2020-06-30 kategorie: społeczeństwo Czysta Kraina
Całkiem odkrywczy artykuł pod takiem właśnie tytułem opublikowała niedawno "Krytyka Polityczna". Słowo "gospodarka" tak nierozłącznie splotło się w naszym myśleniu z pieniędzmi ("działalność gospodarcza" to wszak z definicji działalność mająca na celu osiąganie zysków), że dość zaskakujące jest stwierdzenie, że pieniądze wcale nie są głównym obiektem zainteresowania gospodarki ani jej celem.
Autor artykułu przywołuje m.in. pojęcie ekonomii politycznej, a mnie ten termin przypomniał czasy studiów, kiedy w ramach bloku tzw. "michałków" (jak studenci kierunków ścisłych określali blok przedmiotów ogólnospołecznych, takich jak np. filozofia czy psychologia) mieliśmy m.in. semestr zajęć z ekonomii politycznej właśnie. Jako, że były to już schyłkowe lata PRL-u, wszyscy - zarówno wykładowca, jak i studenci - puszczali do siebie oko podczas tych zajęć, że to nie jest "prawdziwa" ekonomia, właśnie ze względu na jej "polityczność".
Po kilkudziesięciu latach panowania "prawdziwej", to znaczy neoliberalnej ekonomii - która miała rzekomo być apolityczna i obiektywna niczym prawo grawitacji (choć ma przecież ewidentne źródła ideologiczne, bo czymże innym jest neoliberalizm, jak nie ideologią?) - widać, że odebranie ekonomii przymiotnika "polityczna" było jednak wielkim błędem. Ekonomia jest i musi być polityczna. Uwolniona od podporządkowania polityce zaczyna - niczym rozrastający się nowotwór - sama podporządkowywać sobie zarówno politykę, jak i wszelkie inne sfery życia, a skutki tego dla organizmu społecznego są podobne, jak skutki nowotworu dla organizmu biologicznego.
Ilekroć słyszałem o "obiektywnych prawach ekonomii", budził się w mojej duszy fizyka sprzeciw. Obiektywne prawa mogą dotyczyć czegoś, co jest niezależne od człowieka. Ekonomia, pieniądze, zasady wymiany handlowej itp. nie są czymś, co pochodzi od natury, jest zewnętrzne w stosunku do nas, lecz zostało od początku do końca wymyślone przez człowieka - a skoro tak, to człowiek może również w każdej chwili to zmienić. Nie ma "obiektywnych praw ekonomii"; gospodarka zawsze dostosowuje swój sposób funkcjonowania do ram narzuconych przez decyzje polityczne.
Tę samą myśl można odnaleźć również w niezwykle cennej i ciekawej książce, którą przeczytałem kilka lat temu, pod tytułem "Uważność na targowisku" (tu i tu można znaleźć dwa fragmenty z tej książki, którą gorąco polecam). Książka jest zbiorem tekstów kilkunastu bardziej i mniej znanych autorów buddyjskich, spoglądających na współczesny kapitalizm, gospodarkę, konsumpcję z buddyjskiego punktu widzenia i z tego punktu widzenia wytykających jego absurdy. W jednym z tekstów składających się na tę książkę mowa jest o tym, że przez wiele wieków ludzkiej historii to, co dziś nazywamy biznesem, rynkiem, miało swoje ściśle określone miejsce w życiu społecznym, poza które nie wychodziło, i było ściśle podporządkowane regułom tego życia jako całości. Dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat - w czasach ekspansji neoliberalizmu - myślenie rynkowe, handlowe, biznesowe zostało rozszerzone poza wyznaczone sobie miejsce i zamiast być podporządkowane życiu społecznemu, zaczęło sobie to życie społeczne, we wszelkich jego dziedzinach, podporządkowywać. Należy zatem wrócić do zdrowego rozsądku i umieścić biznes i rynek z powrotem na jego miejscu, a nie pozwalać mu się panoszyć wszędzie.
W 2004 roku, kiedy ukazała się książka, takie tezy mogły brzmieć jak mrzonki: panowało wtedy bezkrytyczne uwielbienie dla ekonomii neoliberalnej. Dziś zaczynają się przebijać do coraz szerszego grona. Nie wiadomo tylko, czy mamy jeszcze czas na jakąkolwiek zmianę. W obliczu nadchodzącej katastrofy klimatycznej (o której zresztą też wiele mówi się w książce) nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile jeszcze mamy czasu i czy przekroczyliśmy już punkt bez powrotu, czy też nie...
Jeden z konganów zen mówi: "Jeśli cały wszechświat jest w ogniu, w jaki sposób możesz uniknąć spalenia?"