Stężenie głupoty mnie dzisiaj zabiło
2020-10-17 kategorie: nowości społeczeństwo Czysta Kraina
Stężenie głupoty mnie dzisiaj zabiło. Najpierw Grzegorz Braun na proteście przeciwko zamknięciu klubów fitness wydzierający się "woooolność! woooolność! nie dajmy sobie odebrać woooolności!". Potem kolejny debil organizujący jakiś marsz z krzyżem przez centrum Warszawy, opowiadający pierdoły o tym, że "ważniejsze od zdrowia fizycznego jest zdrowie wieczne, o które oni tutaj będą walczyć, walczyć ze złem" (którym to złem jest LGBT). I nawet opat zaprzyjaźnionego ośrodka zen rozesłał dzisiaj informację, w której pokazuje, jaki to jest "niezależny", "alternatywny" i się "nie poddaje", szydząc między wierszami z wprowadzonych obostrzeń epidemicznych (m.in. obowiązku noszenia maseczek) - a z treści tej informacji wynika, że w tym ośrodku do tej pory żadnego reżimu sanitarnego nie stosowano: nie było ograniczeń liczby uczestników praktyk, nie noszono podczas praktyk maseczek, nie dezynfekowano rąk; wprowadzane są dopiero teraz.
Abstrahuję od sensowności wprowadzanych przez rząd ograniczeń - bo dla każdego chociaż trochę inteligentnego człowieka jest oczywiste, że władze Polski działają chaotycznie, bez żadnego planu, strategii i sensu, i podejmowane działania są "od przypadku do przypadku". Dlatego tym bardziej trzeba w tym wszystkim mieć własny rozum, nie można liczyć na to, że ktoś o nas zadba i zajmie się problemem. Jeżeli wasza "woooolność" obejmuje również wolność do rozsiewania zarazy i zarażania innych, to ja taką wolność mam gdzieś. W Polsce niestety wolność jest powszechnie rozumiana jako bezwarunkowe, nieograniczone prawo do robienia czego tylko się chce, bez jakichkolwiek ograniczeń - bo jakiekolwiek ograniczenia to zamach na tę świętą "woooolność". Jakoś zupełnie nie przebiło się do świadomości piewców "woooolności" to, że drugą stroną wolności jest odpowiedzialność za swoje działania - i że, jak mówi popularne powiedzenie, "wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność twojego nosa", czyli podstawowym ograniczeniem wolności jest to, że podejmowane w jej ramach działania nie mogą w jakikolwiek sposób uderzać w inne osoby i im szkodzić. Świadome narażanie innych osób na zarażenie - poprzez np. negowanie istnienia wirusa - zdecydowanie poza tę granicę wykracza. No tak, ale skoro oni nie wierzą w istnienie wirusa, to nie wierzą, że ktoś może się zarazić - więc jesteśmy w błędnym kole głupoty, z którego nie widać wyjścia...
Tak jak z koła samsary - a przecież to wyjście istnieje :). Z punktu widzenia zen i buddyzmu, jeżeli podstawowym celem naszej praktyki jest pomaganie innym, to w obecnej chwili najbardziej powszechnym i najpotrzebniejszym sposobem pomocy innym, który wszyscy możemy podjąć - jest siedzenie na dupie. Unikanie wszelkiego niekoniecznego przemieszczania się po mieście, unikanie wszelkich niekoniecznych zgromadzeń ludzkich. Nieprzebywanie w miejscach, gdzie gromadzą się większe grupy ludzi, a już w szczególności niepowodowanie takich zgromadzeń. To jest nasza praktyka na tę chwilę, to jest nasza uważność i to jest to, co możemy - i powinniśmy - w tym momencie przede wszystkim zrobić dla wszystkich czujących istot. Siedź w domu i nigdzie nie wyłaź, jeżeli absolutnie nie musisz. Niezależnie od tego, czy rząd zamknąłby kluby fitness, czy nie, każdy myślący i czujący, dbający o dobro swoje i innych człowiek po prostu nie powinien tam chodzić. Tak samo można odpuścić sobie w obecnych czasach wizyty w kinach, teatrach, restauracjach (jeżeli potrzebne nam jedzenie, można je zamówić na wynos), klubach tanecznych itp. - wszędzie tam, gdzie nasza obecność nie jest konieczna.
Zaleciłbym to także pseudokatolickim "rycerzom" paradującym dzisiaj z krzyżem po Warszawie (pseudokatolickim, bo z tego, co mi wiadomo - choć nie jestem w tym zakresie znawcą - głoszone przez nich poglądy są sprzeczne z oficjalnym zdaniem Kościoła Katolickiego). Dużo wam wasza walka o "zdrowie wieczne" nie pomoże, jeżeli przy okazji narazicie np. swoich bliskich na utratę tego fizycznego, materialnego zdrowia, o którym wypowiadacie się z takim lekceważeniem. Bo chociaż może i życie wieczne jest dla katolicyzmu ważniejsze niż to "doczesne" (jedyne, które mamy na pewno - cała reszta to jedynie przypuszczenia), to nie sądzę, żeby Jezusowi, na którego tak gęsto się dzisiaj powoływaliście, podobało się lekkomyślne, bezsensowne narażanie innych, i żeby po śmierci pogłaskał was za to po główce. Raczej wręcz przeciwnie.
Za dużo jak na jeden dzień. Problem w tym, że jeszcze do niedawna takie wyskoki szkodliwej głupoty - szkodliwej, bo narażającej innych na niebezpieczeństwo - pojawiały się raczej pojedynczo, to tu, to tam. Można było ufać, że, ogólnie rzecz biorąc, jakiś rozsądek w społeczeństwie jeszcze istnieje. Teraz, gdy epidemia koronawirusa gwałtownie przybrała na sile, zdaje się, że równolegle z nią nastąpiła istna erupcja wulkanu szkodliwej, panoszącej się, wrzeszczącej głupoty. Wydaje się, że nie sposób już znaleźć miejsca, dokąd by nie docierała, i gdzie można byłoby się jakoś przed nią schronić... :(