Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Orliński znowu gada głupoty o Internecie

2013-05-24   kategorie: praca społeczeństwo

Wojciech Orliński z "Gazety Wyborczej" znowu wsiadł na swojego "konika" - ten zły, niedobry Internet, i te złe, niedobre korporacje, które za nim stoją. I jak zwykle, kiedy pisze na ten temat, gada głupoty jak potłuczony.

Parę lat temu pisał dokładnie to samo na ten sam temat i polemizowałem z nim wtedy, ale jak widać jego głupota jest niereformowalna i niczego się nie nauczył od ludzi, którzy są w Internecie dłużej od niego i byli jednym z tych, którzy ten Internet tworzyli.

Oczywiście, że w Internet jest wpisana idea wolności. Można ją dostrzec już w samym protokole TCP/IP i protokołach aplikacyjnych warstw wyższych. Każdy komputer w Internecie jest równoprawny, każdy może połączyć się z dowolnym innym, żaden nie ma pozycji w jakiś sposób wyróżnionej. Każdy może na swoim komputerze postawić serwer i rozpowszechniać z niego dowolne treści, przy pomocy dowolnych usług internetowych. Dalej, większość podstawowych usług i protokołów internetowych została zaprojektowana w taki sposób, że bez zastosowania dodatkowych "sztuczek" nałożonych na podstawową usługę może z nich korzystać każdy, anonimowo i bez żadnego uwierzytelniania. Nie wiem, czy Orliński wie, że np. protokół SMTP, używany do wysyłania poczty elektronicznej w Internecie, pierwotnie umożliwiał każdemu wysyłanie poczty z dowolnym adresem nadawcy (nawet nieistniejącym, albo cudzym) przez dowolny serwer, bez żadnej identyfikacji, kto zacz? Jest to zresztą technika do dziś stosowana przez spamerów - wprawdzie serwery pocztowe z biegiem czasu się "pozamykały", wymagają uwierzytelnienia i nie pozwalają przesyłać poczty każdemu, ale wystarczy postawić własny serwer. Zresztą sam spam, będąc bezdyskusyjnie negatywnym zjawiskiem, jest jednak zarazem przykładem wolności, jaka panuje w Internecie - gdyby jej nie było, już dawno odpowiednie "władze internetowe" (które nie istnieją) zapanowałyby nad zjawiskiem spamu i ukróciły go.

Idźmy dalej. Internet wprawdzie stworzony został pod auspicjami projektu wojskowego, ale bardzo szybko atrakcyjną zabawkę "wykradli" wojsku naukowcy i stworzyli tę sieć dla siebie i "pod" swoje potrzeby. A tymi potrzebami była przede wszystkim maksymalnie swobodna i nieskrępowana wymiana informacji. Pionierzy Internetu byli hackerami - w pierwotnym, zapomnianym już nieco dzisiaj znaczeniu tego słowa - a to znaczy, ze wolność była dla nich najważniejszą wartością (słynna hackerska dewiza głosi "Information wants to be free"). I tak zbudowali i zaprojektowali tę sieć, aby tę ideę jak najlepiej realizowała. Co zresztą jest przyczyną tego, że dodanie jakichkolwiek funkcji typu ograniczenia dostępu, uwierzytelniania czy płatności do serwisów internetowych jest rzeczą technicznie dość trudną i uciążliwą, a przede wszystkim - nienaturalną. Budując taką funkcjonalność, ma się wyraźne odczucie "oporu materii", tego że "doklejamy" na siłę do systemu coś, do czego nie był on pierwotnie zaprojektowany i nie ma żadnych wewnętrznych mechanizmów wspierających to, co chcemy zrobić. Wszelkie ograniczenia trzeba wprowadzać za pomocą zazwyczaj bardzo dziwnie - z czysto inżynierskiego, logicznego i technicznego punktu widzenia - skonstruowanych "nakładek", które wyraźnie nie przystają do leżącej "pod nimi" usługi podstawowej.

Dziwne, że Orliński nie rozumie, że "film, na którym terroryści ucinają komuś głowę, aukcja na Allegro.pl i czyjś profil w serwisie randkowym, i jeszcze mnóstwo innych rzeczy, jeszcze bardziej niepasujących do siebie nawzajem", na które się powołuje, to także właśnie znakomite potwierdzenie idei wolności, jaką niesie Internet. Każdy może opublikować tu wszystko, niezależnie od wartości opublikowanej treści (że tu przypomnę głupoty, które w dawnych czasach właśnie Wojciech Orliński z lubością wypisywał na jednej z usenetowych grup dyskusyjnych), niezależnie od tego czy się nam to podoba, czy nie - ale może. Próby wprowadzania cenzury Internetu (jak w Chinach) wymagają kolosalnych nakładów sił i środków ze strony cenzora, a i tak w ostatecznym rozrachunku okazują się nieskuteczne, gdyż ludzie zawsze znajdą techniczne sposoby na obejście tej cenzury. Proszę mi pokazać, panie Orliński, inny sposób komunikacji, który umożliwia każdemu podobną - właśnie - wolność rozpowszechniania swoich wypowiedzi i dzielenia się z nią z szerokim gronem odbiorców.

Oczywiście, z wolnością w Internecie nie mają nic wspólnego takie firmy jak Facebook czy Google, które chciałyby Internet zmonopolizować - i w tym jednym się z Orlińskim zgadzam. Ale musimy pamiętać, że to nie oni Internet stworzyli i to nie ich "think tanki" wymyśliły ideę wolności w Internecie. I Internet, i wolność Internetu - która leży w otwartości i różnorodności, a nie w monopolizacji - były tu przed nimi. Internet przez wiele lat był przestrzenią ludzi, jednostek - poszczególne fragmenty sieci, serwery, usługi utrzymywały i zarządzały nimi konkretne osoby, z którymi można było wymienić e-maile, spotkać się, porozmawiać albo dać po łbie ;). Najważniejszą rzeczą w Internecie - przydziałem adresów domenowych - przez kilkadziesiąt lat zarządzał jeden człowiek, jeden z twórców Internetu, Jon Postel. Dlatego, że wszyscy uznawali jego autorytet.

A potem przyszedł Google i Facebook, a wraz z nimi, wcześniej i później, cały szereg innych korporacji. Oni - jak wspomniałem - nie stworzyli Internetu, lecz tylko przyszli na gotowe, ale od razu zaczęli próbować zmieniać to, co zastali, po swojemu. Zmienić Internet z przestrzeni ludzi w przestrzeń korporacji, a wolność zastąpić monopolem. I jeżeli na coś trzeba uważać i przed czymś bronic wolności Internetu, to właśnie przed tym.

komentarze (0) >>>