Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Jon Postel w grobie się przewraca

2010-12-01   kategorie: praca społeczeństwo

...bo - jak podaje szereg serwisów informacyjnych (np. Dziennik Internautów) - w ostatnich dniach doszło do bezprecedensowego nadużycia kontroli ICANN nad systemem DNS przez organa państwowe USA. ICANN, organizacja powołana m.in. (a właściwie głównie) do nadzorowania w skali globalnej systemu adresowania domenowego w Internecie, teoretycznie jest organizacją międzynarodową i niezależną, jest jednak zarejestrowana w USA i działa w oparciu o amerykańskie prawo. Toteż amerykański sąd po prostu nakazał ICANN zablokowanie kilkudziesięciu domen poprzez przestawienie ich adresów IP na rządowy serwer ze stroną informującą o blokadzie... Nigdy wcześniej taka sytuacja w Internecie nie miała miejsca i jest to bardzo niebezpieczny precedens.

Smutną ironią w tym kontekście jest fakt, ze ICANN została powołana, aby kontynuować dzieło życia Jona Postela, "ojca Internetu", zmarłego tragicznie wkrótce po powstaniu tej organizacji. Jona Postela, dla którego najwyższym priorytetem było zawsze zapewnienie funkcjonowania Internetu w sposób stabilny i niezależny od wszelkich nacisków; utrzymanie czegoś, co po angielsku nazywane jest "connectivity" (czasami tłumaczone na polski jako "łączliwość"), czyli możliwości połączenia z każdego adresu w Internecie z każdym innym i z każdą usługą funkcjonującą pod tym adresem.

Niewątpliwe jest, że gdyby Jon Postel żył i nadal opiekował się systemem DNS, sytuacja taka nie mogłaby mieć miejsca. Za czasów Postela funkcjonowanie DNS-u regulował bowiem w zasadzie wyłącznie jego osobisty autorytet, a był on taki, że słowo Postela było dla administratorów wszystkich serwerów święte. Warto przypomnieć tu pewien epizod z czasów "domenowych wojen" poprzedzających powstanie ICANN, kiedy to agendy rządu USA usiłowały przeforsować swoją koncepcję zarządzania domenami, niezbyt oglądając się na głosy społeczności internetowej. Jon Postel poprosił wtedy administratorów głównych serwerów DNS, aby przestawili je tak, by serwerem pierwotnym, z którego będą one replikować dane, był serwer prowadzony osobiście przez samego Postela. Prośba została wykonana bez wahania, a ta swoista "demonstracja siły" ze strony Postela wystarczyła, aby zmienić przebieg dyskusji na temat nowych domen i sposobu zarządzania nimi.

Niestety, Postela już nie ma i - jak to wielokrotnie mówiono po jego śmierci - "Internet bez niego już nie będzie taki sam". Ostatnia akcja rządu USA właśnie nam to pokazała. W miejsce dżentelmeńskiej umowy między indywidualnymi osobami (w najlepszej zgodzie z duchem anarchizmu ;)) weszły prawa, biznesowo-polityczne układy wraz z całym ich brudem.

Rząd USA wyłącza DNS-y, a Unia Europejska właśnie wraca do pomysłu cenzurowania Internetu - jak podaje Piotr Waglowski, jutro ma nad tym obradować Rada UE. Ciekawe z jakim skutkiem - ale znając dotychczasowe działania władz UE w tym zakresie, nie można być zbyt optymistycznym... I znowu czegoś nie rozumiem. Ci sami ludzie w większości oburzyliby się na propozycję wprowadzenia cenzury prewencyjnej prasy drukowanej - nawet gdyby miała ona (tak jak jest to uzasadniane w projekcie dotyczącym Internetu) służyć wyłącznie zatrzymywaniu treści pedofilskich. Dlaczego wobec tego analogiczna propozycja dotycząca Internetu zyskuje akceptację, a nawet w pewnych kręgach entuzjazm? Przecież prawnie sytuacja w jednym i w drugim przypadku niczym się nie różni - i tu, i tam dotyczy tej samej wolności słowa...

komentarze (3) >>>