Amerykański zamach na Internet

8 lutego br., podczas ceremonii transmitowanej na żywo poprzez Internet, prezydent USA Bill Clinton podpisał nową ustawę telekomunikacyjną, zastępującą dotychczasowe, mocno już przestarzałe prawo z 1934 r. Nowa ustawa ma przyspieszyć tworzenie i rozwój słynnych już "autostrad informacyjnych", wprowadzając całkowitą demonopolizację i deregulację rynku telekomunikacyjnego we wszelkich dziedzinach. Zniesione zostają praktycznie wszelkie bariery prawne na świadczenie jakichkolwiek usług telekomunikacyjnych - telefonii lokalnej i międzymiastowej, telefonii komórkowej, pagerów, telewizji satelitarnej i kablowej, transmisji danych, a także usług informacyjnych on-line, w tym udostępniania Internetu. Firmy świadczące tego rodzaju usługi mogą obecnie wedle swojego uznania dowolnie rozwijać swoją działalność w każdej z tych dziedzin i konkurować ze sobą. (Jeszcze do niedawna np. telefonia lokalna w USA była zmonopolizowana - w danym mieście czy regionie mógł funkcjonować tylko jeden licencjonowany operator. Konkurencja istniała tylko w połączeniach międzymiastowych, ale firmy je świadczące nie miały prawa zajmować się telefonią lokalną - i vice versa.)

Ustawa ta zatem mogłaby stanowić tylko wielki powód do radości dla zwolenników społeczeństwa informacyjnego, gdyby nie towarzyszący jej dodatek o nazwie Communications Decency Act (Prawo o przyzwoitości telekomunikacji). Wejście w życie tej niezwykle kontrowersyjnej regulacji prawnej spotkało się z ogromną falą protestów ze strony obrońców swobód obywatelskich.

Communications Decency Act zaproponowany został w Kongresie po raz pierwszy w lutym 1995 przez senatora Jima Exona, przedstawiającego jako intencję tej ustawy ochronę dzieci przed rzekomym zalewem pornografii dostępnej w Internecie (jak widać temat pornografii w Internecie jest ulubionym argumentem przeciwników sieci nie tylko u nas). Już wtedy rozpoczęły się kampanie protestacyjne. Wkrótce potem zgłoszona została propozycja dołączenia tej, początkowo samodzielnej, ustawy, do reformowanej ustawy telekomunikacyjnej. Parlamentarne "boje" o CDA trwały rok. Akt był dwukrotnie odrzucany przez Izbę Reprezentantów i ponownie przyjmowany w nieco zmodyfikowanej wersji przez Senat. Pomimo, iż organizacje obrońców praw obywatelskich wielokrotnie podkreślały, że ochrona dzieci przed "niewłaściwymi" treściami jest prawem i obowiązkiem rodziców, którzy winni sami suwerennie decydować, jakie treści są "właściwe" dla ich dzieci, nie zaś sprawą państwa, i sugerowały stosowanie w miejsce zbytecznych regulacji prawnych - dostępnego oprogramowania "filtrującego", pozwalającego rodzicom zablokować możliwość niekontrolowanego korzystania przez dzieci z określonych adresów sieciowych, zwyciężyła "politycznie poprawna" histeria rozpętana wokół płynących z Internetu rzekomych zagrożeń seksualnych dla dzieci. A że temat ochrony dzieci przed agresją seksualną to jedna z politycznych "świętych krów" Ameryki, Communications Decency Act ostatecznie znalazł się w końcowej wersji ustawy, uchwalonej przez obie izby Kongresu i przedstawionej do podpisu prezydentowi.

Inkryminowana ustawa wprowadza poważne ograniczenia wolności wypowiedzi w mediach telekomunikacyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem sieci komputerowych, ograniczenia, jakich nie stosuje się w prawie USA do żadnych innych form wypowiedzi. Teksty legalne w druku, czy w publicznym przemówieniu np. na zebraniu czy wiecu, mogą stać się nielegalne, jeżeli zostaną udostępnione w Internecie! Kary do 250 tysięcy dolarów grzywny i/lub dwu lat więzienia grożą osobie, która "za pomocą urządzenia telekomunikacyjnego świadomie tworzy lub zachęca do tworzenia, a także inicjuje transmisję jakiegokolwiek komentarza, prośby, sugestii, propozycji, obrazu lub innego komunikatu, który jest obsceniczny, sprośny, plugawy lub nieprzyzwoity". Drugi kwestionowany zapis w CDA nakłada kary na każdego, kto "używa interakcyjnego serwisu komputerowego do ukazania, w sposób dostępny dla osoby poniżej 18 roku życia, jakiegokolwiek komentarza [itd...], przedstawiającego lub opisującego, w formie napastliwej w rozumieniu współczesnych norm społecznych, czynności lub organy płciowe". Karany jest także operator, który świadomie udostępnia kontrolowany przez siebie system telekomunikacyjny do tego typu działań, wiedząc, że będzie on do takich celów używany (nie jest natomiast karany provider umożliwiający w ramach oferowanych przez siebie usług połączenie z cudzym systemem zawierającym "zakazane" treści, chyba że współpracuje z ich twórcami lub je reklamuje).

Natychmiast po podpisaniu ustawy przez prezydenta Clintona Amerykańska Unia Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union) wspólnie z Electronic Frontier Foundation wytoczyły proces sądowy przeciwko rządowi, wskazując iż Communications Decency Act łamie Pierwszą Poprawkę do konstytucji USA, gwarantującą wolność słowa. O ile bowiem treści obsceniczne (znaczenie tego terminu jest w prawie USA dość ściśle zdefiniowane) są wyłączone spod ochrony Pierwszej Poprawki i ich rozpowszechnianie jakimkolwiek sposobem jest w USA nielegalne, o tyle treści "sprośne" czy "nieprzyzwoite" (tu można opierać się jedynie na potocznym, możliwym do dowolnej interpretacji rozumieniu tego słowa) wręcz przeciwnie - orzeczenia Sądu Najwyższego USA wielokrotnie podkreślały explicite, że wypowiedzi tego rodzaju są legalne i podlegają ochronie wolności słowa. W chwili, gdy piszę te słowa, wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł, tak więc przepisy CDA są chwilowo zawieszone.

Niepokój budzi dowolność interpretacji zawartych w CDA pojęć takich jak "nieprzyzwoite" czy "napastliwe w rozumieniu współczesnych norm społecznych". O ile CDA ostatecznie wejdzie w życie, wykładnia tych pojęć kształtować się będzie zapewne w drodze praktyki sądowej, jednak tym samym zostanie otwarta droga do wytoczenia procesu niemalże każdej osobie, która umieści w Internecie materiał mówiący w jakikolwiek sposób o seksie czy nawet tylko eksponujący nagość. Prawo definiujące pojęcie "obsceniczności" w sposób jawny bierze pod uwagę wartości naukowe, społeczne lub artystyczne danego utworu, jako broniące go od zarzutu obsceniczności. Pod pojęcie "nieprzyzwoity" można natomiast podciągnąć praktycznie wszystko, co nie będzie zgadzało się z poczuciem "przyzwoitości" decydującego w danej sprawie sędziego. Uczestnicy protestu przeciwko CDA wskazują, że "nieprzyzwoite", a zatem nielegalne z punktu widzenia CDA mogą stać się np. dyskusje w grupach Usenetowych na temat sposobów zapobiegania AIDS czy planowania rodziny, albo istniejące również w Usenecie grupy samopomocowe dla zgwałconych kobiet, w których niejednokrotnie dość szczegółowo mówi się o przebiegu gwałtu. Nawet przekazywanie takich treści prywatnym e-mailem jest "transmisją za pomocą urządzenia telekomunikacyjnego", a zatem złamaniem CDA! Za "nieprzyzwoite" mogą być uznane udostępniane w sieci klasyczne dzieła literatury i sztuki, tudzież dyskusje o nich. Jeden z protestujących sporządził przykładową listę osiągalnych przez WWW (a więc "w sposób dostępny dla osób poniżej 18 lat") prac naukowych z różnych dziedzin nauki, które mogą zostać uznane za "opisujące w formie napastliwej [...] czynności lub organy płciowe". Mamy tu prace z medycyny, biologii, psychologii, antropologii, językoznawstwa ("brzydkie słowa"...) i innych... "Zakazane" mogą stać się strony WWW poświęcone problematyce chorób wenerycznych czy AIDS, niektóre wyroki Sądu Najwyższego np. w sprawach o przestępstwa seksualne bądź rozpowszechnianie pornografii, umieszczone w rozlicznych prawniczych bazach danych w Internecie, (zawierają dokładne opisy czynów), a wreszcie... Biblia, w której znaleźć można sporo "nieprzyzwoitych" fragmentów, a której tekst dostępny jest na kilkunastu co najmniej serwerach w sieci!

Przykładów materiałów potencjalnie "nieprzyzwoitych" można by wymienić dużo więcej. W bardzo interesującej analizie sporządzonej przez Electronic Frontier Foundation znaleźć można wniosek, iż długofalową konsenkwencją wejścia w życie CDA może stać się tendencja do eliminowania z amerykańskiej sieci wszystkich treści w jakikolwiek sposób kontrowersyjnych, aby niejako "na zapas" uniknąć posądzenia o "nieprzywoitość". Wskutek tego zawartość informacyjna wszystkich serwerów, treść dyskusji w grupach Usenetowych itp. zostanie ograniczona de facto do zakresu, który może być uznany za "bezpieczny" dla dzieci "w rozumieniu najbardziej restrykcyjnego sędziego federalnego".

Aby być w zgodzie z CDA, wiele materiałów z amerykańskiego Internetu powinno zostać usuniętych. Internet jest jednak siecią globalną, i materiały te służą nie tylko obywatelom USA, ale całego świata. Usunięcie ich z Internetu spowoduje niemożliwość korzystania z nich także przez obywateli innych krajów, w których nie obowiązują tego typu restrykcje. Wątpliwą kwestią jest prawomocność ograniczania przez rząd USA wewnętrzną regulacją prawną zakresu swobód obywateli innych państw, znajdujących się poza jego jurysdykcją. Natomiast skuteczność tej ustawy w realizacji jej (teoretycznego przynajmniej) celu ochrony dzieci przed pornografią jest żadna - ci, którzy chcą znaleźć pornografię w Internecie, będą mogli ją znaleźć nadal - tyle, że poza USA, co w przypadku globalnej sieci nie jest żadną przeszkodą.

CDA jest wielkim wyzwaniem dla Internetu, dla jego wolności, wyzwaniem, które może zadecydować o jego dalszych losach. Gra idzie o wielką stawkę - czy sieć utrzyma swój dotychczasowy status najbardziej swobodnego i nieskrępowanego forum wymiany informacji na świecie, czy też wręcz przeciwnie - stanie się medium najsurowiej cenzurowanym ze wszystkich? Użytkownicy Internetu łączą swoje wysiłki w protestach, aby nie zrealizował się ten drugi wariant. Jedną ze spektakularnych akcji protestacyjnych była zmiana koloru tła stron na serwerach WWW na czarny przez 48 godzin od podpisania ustawy przez prezydenta Clintona. "Żałobną szatę" przybrały tysiące serwerów na całym świecie - nie tylko w USA - w tym trzy spośród największych "wyszukiwaczek" Internetowych, odwiedzanych każdego dnia przez rzesze użytkowników: WebCrawler, InfoSeek i chyba najsłynniejszy Yahoo. Także wielu największych providerów Internetu, redakcje znaczących czasopism, organizacje społeczne zaczerniły swoje serwery. Czasopisma zamieszczają bardzo ostre komentarze na temat Communications Decency Act, niejednokrotnie celowo używając w tekstach słów powszechnie uznawanych jako obraźliwe i nieprzyzwoite - nielegalnych w Internecie w myśl CDA. Dwu senatorów przeciwnych CDA - Patrick Leahy i Russ Feingold - zgłosiło w Senacie wniosek o anulowanie podpisanej już ustawy. Stwierdzają oni, że regulacja ta nie robiąc faktycznie nic dla ochrony dzieci w "cyberprzestrzeni", zagraża jedynie prawu każdego Amerykanina do wolności słowa. Oprócz wspomnianego już procesu sądowego, wytoczenie odrębnych procesów rozważa kilku największych providerów Internetu i dostawców usług on-line, w tym Compuserve i America OnLine. W sieci rozpowszechniane są także już instrukcje dotyczące "obywatelskiego nieposłuszeństwa" - działań mających uniemożliwić faktyczne wyegzekwowanie przepisów CDA, jeżeli nawet formalnie zostanie on utrzymany w mocy.

Założenia techniczne Internetu były projektowane tak, aby sieć przetrzymała atak atomowy. Czy na płaszczyźnie społecznej zdoła przetrzymać atak konserwatywnej biurokracji?

Szczegółowe informacje na tematy związane z Communications Decency Act można znaleźć w Internecie pod adresami: http://mirrors.yahoo.com/eff/speech.html, http://www.vtw.org/speech, http://www.eff.org/pub/Alerts.


Jarosław Rafa 1996. Tekst udostępniony na licencji Creative Commons (uznanie autorstwa - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych). Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, co to oznacza i co możesz z tym tekstem zrobić. W razie jakichkolwiek wątpliwości licencyjnych bądź w celu uzyskania zgody na rozpowszechnianie wykraczające poza warunki licencji proszę o kontakt e-mailem: raj@ap.krakow.pl.

Wersja HTML opracowana 3.04.96.


Powrót do wykazu artykułów o Internecie Statystyka