Zastanawiało mnie, skąd bierze się taki charakter wypowiedzi, diametralnie różny od tego, co spotkać można w dyskusjach w grupach Usenetowych. Wprawdzie i w Usenecie sporo zdarza się wypowiedzi opisanego typu, jednak co najmniej drugie tyle jest głosów rzeczowych i rozsądnych, przez co ogólny poziom dyskusji jest o wiele wyższy. Przecież to niemożliwe, aby populacja użytkowników Internetu tak precyzyjnie się dzieliła: ci, którzy mają coś do powiedzenia i potrafią to wyrazić, "szli" do Usenetu, zaś ci, którzy chcą się tylko niewybrednie pokłócić, prowadzili "dyskusję" na stronach portalu. Wszak bez wątpienia wiele osób zagląda i tu, i tu. Zatem w czym rzecz?
Dziwiłem się tak do chwili, gdy sam nie postanowiłem wziąć udziału w toczącej się na stronach owego portalu dyskusji o pewnym aktualnym, kontrowersyjnym wydarzeniu z pogranicza świata mediów i polityki. Zaopatrzony w bagaż nawyków z wieloletnich dyskusji w Usenecie, przygotowałem solidną, uargumentowaną wypowiedź, opatrzoną odwołaniami do szeregu materiałów na ten temat dostępnych w Sieci, i kliknąłem przycisk "Wyślij". Napis, który pojawił się na stronie WWW, obwieścił, iż "wiadomość została przesłana do moderatora".
To oczywiste - pomyślałem - wielka firma nie może sobie pozwolić na to, aby na jej stronach znalazły się np. wypowiedzi sprzeczne z prawem, obrażające kogoś, bądź z innych powodów nie nadające się do publikacji. Stąd konieczność moderowania nadsyłanych wypowiedzi. W moim tekście nie było jednak niczego chamskiego czy obraźliwego, tak więc spokojnie czekałem na pojawienie się mojego komentarza na stronie. Kiedy jednak minęło kilka kwadransów, a moja wypowiedź się nie pojawiała - pojawiać się za to zaczęły inne, których godzina wysłania była późniejsza niż mojego tekstu - zacząłem się niepokoić. Podejrzewając jakieś problemy techniczne, wysłałem tekst ponownie, lekko go przeformułowując, i czekałem nadal.
Traf chciał, że w tym czasie na inne forum dyskusyjne tegoż portalu - choć dotyczące tego samego tematu - wysłałem wypowiedź o zupełnie innym charakterze: krótką i dosyć stanowczą, bez wdawania się w żadne merytoryczne zawiłości. I - o dziwo - ta pojawiła się na stronie niemal natychmiast.
Zaintrygowany tym faktem, przeprowadziłem kilka testów. Na przemian wysyłałem wypowiedzi długie, naszpikowane rzeczowymi argumentami, i krótkie, nie wdające się w żadną argumentację, lecz po prostu "odbijające piłeczkę" w kierunku adwersarza w dyskusji - coś w stylu przysłowiowego "a u was biją Murzynów". Skutek był zawsze jednakowy. Te pierwsze tajemniczy moderator bez wyjątku zatrzymywał, te drugie - przepuszczał. Coraz bardziej tym wszystkim zdziwiony, napisałem wiadomość skierowaną wprost do moderatora, w której prosiłem o prywatną odpowiedź na mój adres e-mail, jakie są kryteria moderowania wypowiedzi i dlaczego moje teksty nie są przepuszczane. Mimo kilkukrotnego jej wysyłania, żadnej odpowiedzi nie otrzymałem.
Tak się składa, że sam jestem moderatorem dyskusji w jednej z grup polskiego Usenetu. Jak tu się przedstawia sytuacja? Grupa ma jasno określone zasady, publicznie dostępne w postaci FAQ, które opisują, jakie wypowiedzi będą przepuszczane, a jakie nie. Każda osoba, której wypowiedź została przez moderatora odrzucona, otrzymuje automatycznie generowane powiadomienie e-mailem o tym fakcie. Jeżeli ktoś z decyzją moderatorów się nie zgadza - dostępny jest specjalny adres e-mail, pod którym można z moderatorami dyskutować i uzyskać od nich bliższe informacje. Jednym słowem - pełna jawność. Każdy dyskutant wie, "na czym stoi".
Przede wszystkim zaś we wszystkich moderowanych grupach Usenetu obowiązuje "święta zasada": moderator nie ma prawa oceniać treści wypowiedzi. Pomijając kwestie techniczne, typu nieprawidłowy standard polskich liter, wypowiedzi zatrzymuje się właściwie jedynie w dwu wypadkach: gdy nie odpowiadają tematyce grupy ("podpadają" pod to m.in. wszelkie spamy) lub gdy zawierają obraźliwe ataki personalne na innych dyskutantów. Każdą inną wypowiedź moderator ma obowiązek przepuścić.
Oczywiście można powiedzieć, że czym innym jest wspólne dobro, jakim jest Usenet, i wypracowane przez użytkowników w ciągu wielu lat zasady funkcjonowania tej usługi, a czym innym portal, którego strony są prywatną własnością i właściciel - podobnie jak wydawca gazety - ma prawo dowolnie decydować, jakie wypowiedzi znajdą się na jego "łamach". Dlaczego jednak twórcy portali nie chcą skorzystać z dobrych praktyk i wzorów sprawdzonych przez tych, którzy byli w Internecie przed nimi? Chociażby w kwestii jawnego i jednoznacznego określenia, jakie wypowiedzi będą akceptowane, a jakie nie? Nigdzie na owym portalu nie doszukałem się strony z takimi informacjami. A przecież można byłoby - w ostateczności - umieścić chociażby zdanie: "Redakcja portalu zastrzega sobie prawo do dowolnego wyboru publikowanych wypowiedzi". I wszystko byłoby jasne - każdy wysyłający swój komentarz miałby świadomość, iż wypowiedzi zamieszczane są "po uważaniu". A tak, poprzez uruchomienie forum dyskusyjnego i niezamieszczenie żadnych konkretnych zasad korzystania z niego tworzy się wrażenie, że każdy może się wypowiedzieć wedle własnej woli. Wrażenie - jak się okazuje - złudne. Do tego uporczywe ignorowanie wielokrotnych próśb o kontakt. Oj nieładnie, panowie, nieładnie...
Zaledwie kilka miesięcy temu kampania reklamowa nie czego innego, jak tego portalu właśnie, głosiła m.in. "Koniec monopolu mass-mediów". Już wtedy reklama ta była pozbawiona sensu - bo czymże innym jest portal, jak nie internetowym odpowiednikiem gazety czy stacji telewizyjnej, a więc czymś przynależącym jak najbardziej do świata mass-mediów właśnie? Identyczne są wszak cele jego działania - przyciągnąć jak najwięcej czytelników bądź widzów, a tym samym zdominować rynek dostępu do informacji. Podobnie jak w przypadku stacji telewizyjnych, bożkiem portali jest oglądalność.
Opisana praktyka stosowana na forach dyskusyjnych przydaje tej reklamie zupełnie nowy, ironiczny kontekst. Reguły rządzące akceptowaniem komentarzy preferują styl wypowiadania się pochodzący jako żywo właśnie z mass-mediów, a zwłaszcza komercyjnej telewizji - krótko i "ostro", z dużą dozą kategoryczności, a bez argumentów, bo na co one komu? Ważniejsza jest sensacja niż nudne wywody. I broń Boże żadnych wypowiedzi dłuższych niż kilka zdań, bo widz zmieni kanał...
Wybierając jedynie takie wypowiedzi, lansuje się zarazem wizerunek Internauty jako zacietrzewionego prymitywa, który kilku zdań nie potrafi poprawnie sklecić, za to z wielkim uporem będzie kłócił się z innymi o słuszność swoich racji. Wizerunek intergłupka. Nic więc dziwnego, że potem różne utytułowane osoby, znające Internet co najwyżej z zerknięcia na strony kilku portali (o ile w ogóle), za to mające dużą siłę przebicia w "klasycznych" mass-mediach, w uczonym tonie dywagują o tym, jaką to Internet niesie z sobą degrengoladę kultury i prymitywizm... Nie zdając sobie sprawy z tego, że znają jedynie intergłupków, bo nikogo innego nie pozwolili im zobaczyć zapatrzeni w kulturę mass-mediów redaktorzy portali, utytułowani panowie teraz poprzez te same mass-media utrwalają wizerunek intergłupka wśród swoich czytelników i słuchaczy...
"Koniec monopolu mass-mediów"? Kiepski żart...
Powrót do wykazu artykułów o Internecie | Statystyka |