Święto polskiego Internetu

Przysłuchiwałem się w początkach czerwca - wirtualnie, jako że obrady transmitowane były przez RealAudio - tarnowskiej konferencji "Miasta w Internecie". Zapoczątkowana przez grupę internetowych entuzjastów z Tarnowa niepozorna inicjatywa zorganizowania spotkania ludzi, którzy zajmują się Siecią w instytucjach samorządowych całego kraju, wyrosła na bodaj najważniejszą konferencję na temat Internetu odbywającą się w Polsce. Wskazuje na to zarówno skład osobowy jej uczestników, jak i ranga podejmowanych tematów - o czym więcej za chwilę. Jeżeli dodać do tego jeszcze wspaniałą atmosferę panującą na konferencji, wyraźnie odczuwalną nawet w przekazie internetowym, a także sam fakt tego przekazu, dzięki któremu wydarzenie przekraczało granice konferencyjnej sali, docierając do wszystkich Internautów (wielkie brawa dla organizatorów!), śmiało można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia w tych dniach z prawdziwym świętem polskiego Internetu.

W dobie powszechnego traktowania Internetu głównie w dwu kategoriach: biznesu i rozrywki, tarnowska konferencja jest jedną z nielicznych nie będących powieleniem schematu pt. "Jak wykorzystać Internet w biznesie". Jest to spotkanie ludzi żywo zainteresowanych tworzeniem i promocją zasobów internetowych, które mogłyby ułatwić życie każdego z nas. Zjechali się w tym roku do Tarnowa niemal wszyscy, którzy coś w polskim Internecie znaczą; znaczą - jako się rzekło - nie tyle w wymiarze finansowym, co w aspekcie twórczej pracy wkładanej w jego rozwój. Byli przedstawiciele sieci miejskich, byli twórcy miejskich - i nie tylko - serwisów informacyjnych, byli znani z każdej grupy dyskusyjnej ludzie-instytucje, którzy tworzyli i tworzą polski Internet. Byli też licznie reprezentowani przedstawiciele władz państwowych, co niewątpliwie dodało "nośności" padającym na konferencji zdaniom.

A mówiono o sprawach bardzo ważnych właśnie - myślę - w wymiarze państwowym. Kiedy kilka lat temu sam na rozmaitych konferencjach zachwalałem zalety Internetu przed słuchaczami, którzy jeszcze nie bardzo wiedzieli, co to takiego, miałem świadomość, że mówię jakby trochę na wyrost. Że prezentowane bogactwo informacji dostępnych w Internecie, łatwość porozumiewania się, jaką daje poczta elektroniczna, są w polskich warunkach raczej zaletami potencjalnymi. Że owe informacje możnaby uzyskać z Internetu - ale gdyby ktoś je tam umieścił; że pocztą elektroniczną możnaby się skontaktować z wieloma instytucjami - gdyby miały one do tej poczty dostęp. Dziś z Tarnowa słyszę to samo już nie jako wizję i potencjalną możliwość, lecz jako fakt - jeżeli nie już zrealizowany, to bardzo intensywnie przygotowywany. Czuję, jak spełniają się moje internetowe sny, gdy słyszę, jak o możliwości uzyskiwania za pośrednictwem WWW informacji o pracy urzędu miasta mówi nie "nawiedzony" dziennikarz, tylko praktyk, człowiek pracujący w tymże urzędzie, który będzie to realizował! Gdy konieczność prawnej akceptacji dokumentu elektronicznego postuluje nie jakiś administrator sieci, maniak komputerów, tylko przedstawiciel Związku Miast Polskich. To napawa optymizmem.

Jak słusznie powiedział jeden z uczestników konferencji, do urzędników muszą mówić ich współpracownicy, a nie dziennikarze. Ogromnie cieszy więc fakt, że w polskich gminach i miastach jest tak wielu entuzjastów Internetu. Co więcej, że są to ludzie posiadający z tego zakresu naprawdę rzetelną wiedzę, nie ograniczającą się - jak w wielu firmach komercyjnych - do umiejętności zrobienia strony WWW we FrontPage'u i wstawienia jej na serwer providera. Że ludzie ci wiedzą, jak wykorzystać Internet właściwie; że dostrzegają pożytki płynące z tego tak dla obywatela, jak i dla urzędu; że widzą nie tylko potrzebę, ale wręcz konieczność wprowadzenia takich rozwiązań, i - z drugiej strony - opór przeciwko nim środowiska urzędniczego. I co najważniejsze - że ten opór ich nie powstrzymuje; że wymyślają różne sposoby (niektórymi z nich dzielili się właśnie w trakcie konferencji), aby go jednak pokonać i ten Internet przeforsować.

Ci ludzie robią wielką rzecz, może sami nawet nie zawsze zdając sobie z tego sprawę: wprowadzają nas na drogę do czegoś, co nazywa się społeczeństwem informacyjnym, czy też może społeczeństwem obywatelskim, bo to chyba wszystko jedno. Padło na konferencji takie zdanie, że abyśmy mogli być społeczeństwem obywatelskim, musimy być społeczeństwem informacyjnym. Żebym mógł jako obywatel współdecydować o sprawach swojego miasta, muszę być o nich poinformowany. O społeczeństwie informacyjnym słyszy się tak często, że dla niektórych stało się to już być może pustym hasłem, ale te słowa mają przecież bardzo konkretną i życiową treść. To chodzi przecież o to, abym wybierając się załatwić jakąś sprawę do urzędu miasta mógł się wcześniej z jego strony WWW dowiedzieć, gdzie takie sprawy się załatwia, w jakich godzinach i jakie są niezbędne do tego dokumenty (nota bene uczestnicy konferencji, jako praktycy dobrze znający środowisko urzędnicze, wielokrotnie podkreślali konieczność zapewnienia tego, aby takie informacje miały dla urzędnika moc wiążącą). Chodzi o to, abym przeczytawszy w lokalnej gazecie o projekcie budowy np. nowej obwodnicy wokół miasta mógł po sięgnięciu na odpowiednią stronę WWW znaleźć szczegóły planowanej inwestycji. Nawet o to, abym mógł się dowiedzieć, gdzie w moim mieście są sklepy określonej branży!

Wszystko to, co wypisałem powyżej, jeszcze trzy lata temu trzeba by potraktować jako marzenie ściętej głowy. Dziś zaczyna to być realizowane! Chciałoby się tu zacytować słowa jednego z uczestników konferencji, szefa Internetu dla Szkół, Jacka Gajewskiego. Dotyczyła ona wprawdzie konkretnie jego "działki", tzn. finansowania projektu IdS przez MEN, ale śmiało możnaby ją odnieść do całej sfery "Internetu obywatelskiego": "Przez trzy, cztery lata waliliśmy głową w mur, dopiero ostatnio jest zmiana nastawienia."

Za tę "zmianę nastawienia" chciałem uczestnikom tarnowskiej konferencji gorąco podziękować i pogratulować. Z całego serca życzę wytrwałości w Waszej dalszej pracy, w spełnianiu Waszych - naszych wspólnych - internetowych marzeń. A sobie życzę, abym za rok mógł wyrazić Wam moje podziękowanie już nie tylko wirtualnie.


Jarosław Rafa 1998. Tekst udostępniony na licencji Creative Commons (uznanie autorstwa - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych). Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, co to oznacza i co możesz z tym tekstem zrobić. W razie jakichkolwiek wątpliwości licencyjnych bądź w celu uzyskania zgody na rozpowszechnianie wykraczające poza warunki licencji proszę o kontakt e-mailem: raj@ap.krakow.pl.

Wersja HTML opracowana 10.07.98.


Powrót do wykazu artykułów o Internecie Statystyka