Zamiast kląć na twórców HTML-u, nasz bohater zareagował jednak inaczej. Zaczął eksperymentować: "Wyrzuciłem swoją książkę o HTML-u do śmieci i zacząłem od zera. Wypracowałem cały wachlarz sztuczek pozwalających obejść zapis strukturalny i uczynić strony takimi, jak chciałem, aby wyglądały." W efekcie powstała niezwykła książka, ucząca projektantów witryn WWW tworzenia stron nowoczesnych, atrakcyjnych wizualnie, zgodnych z wszelkimi kanonami sztuki graficznej i typograficznej, pozbawionych zbędnych "bajerów" i... czytelnych w każdej przeglądarce - bez amatorszczyzny w rodzaju "oglądać tylko Internet Explorerem przy rozdzielczości 800x600" (jeszcze jeden dowód na to, że tak się da...)
Mnie jednak podczas lektury zarówno wstępniaka Naczelnego, jak i książki Davida Siegela, dręczyło jedno pytanie: po co? Po co robić takie "sztuczki" i naginać HTML do wykonywania zadań, do których nigdy nie był on przeznaczony? Próbować uzyskać w HTML-u precyzyjną kontrolę nad graficznym kształtem strony to tak, jakby odkręcać śrubę nożem. Owszem, w końcu jakoś odkręcimy: ale ile się przy tym namęczymy i naklniemy! Tylko czy te przekleństwa powinny być skierowane pod adresem noża bądź jego producenta? Nóż kiepsko nadaje się do odkręcania śrub, bo nie jest do tego przeznaczony. HTML jest kiepskim językiem opisu strony, bo... nie jest nim w ogóle. HTML jest językiem opisu dokumentu: różnica może wydawać się niewielka, ale jest fundamentalna. Język opisu strony - taki, jak wspomniany w tekście Naczelnego PostScript - opisuje, jak strona wygląda; język opisu dokumentu opisuje logiczną strukturę informacji znajdujących się na tej stronie. W wyniku jakiejś koszmarnej pomyłki tysiące użytkowników WWW zaczęło traktować HTML jak język opisu strony, a potem narzekać, że nie sprawdza się on w tej roli zbyt dobrze...
Kto każe tym wszystkim, którym zależy na graficznej kompozycji strony, używać do tego celu HTML-a? Protokół HTTP, usługa WWW nie są przecież "odgórnie" i nierozerwalnie związane z tym językiem! Na dobrą sprawę nie mają z nim nawet nic wspólnego... Serwer WWW może wysyłać pliki zupełnie dowolnych typów; sprawdzamy to zresztą w praktyce na co dzień, ściągając z tych serwerów pliki typu GIF czy WAV. Nikt i nic nie broni webmasterowi umieścić na serwerze strony zapisanej choćby we wspomnianym PostScripcie! Wręcz przeciwnie, praktyka taka jest nawet dość popularna... w środowisku naukowym (głównie w USA). Na serwerach licznych uczelni amerykańskich można znaleźć np. publikacje naukowe właśnie w postaci plików w PostScripcie. Warto też wspomnieć inny format, przeznaczony specjalnie do publikacji elektronicznych i sprawdzający się w tej roli jeszcze lepiej od PostScriptu - PDF. Stworzyła go firma Adobe, ta sama, która jest producentem czołowych programów używanych przez grafików i fachowców od składu. Cóż prostszego, jak wyeksportować przygotowaną w tych programach publikację do formatu PDF i zamieścić w Sieci?
Że co? Że do oglądania PostScriptu, czy PDF trzeba mieć w przeglądarce odpowiedni plug-in? A o to już proszę zgłaszać pretensje do producentów przeglądarek, a nie do twórców HTML-u. Do odtwarzania tak popularnych obecnie na stronach WWW dźwięków czy filmów, oglądania panoram QuickTime VR czy animacji Macromedia też trzeba mieć plug-iny - w HTML-u się tego wyrazić nie da... Do najnowszych wersji swoich przeglądarek Microsoft i Netscape dołączają takie plug-iny już standardowo - niech tak samo dołączają plug-iny do PostScriptu czy PDF. Rozwój WWW determinowany jest obecnie (co zauważa wspomniany na wstępie David Siegel w swojej książce) głównie możliwościami przeglądarek, a nie kształtem samego HTML-u. Takie np. animowane GIF-y nie mają nic wspólnego z HTML-em - a jak bardzo zmieniło oblicze stron WWW wprowadzenie ich obsługi w przeglądarkach! Niechże więc biznes, któremu zależy na efektownej reklamie w sieci - i do tego właśnie potrzebna mu jest możliwość pozycjonowania każdego elementu strony z dokładnością do piksela względem współrzędnych 0,0 - wymusi na producentach przeglądarek wprowadzenie obsługi PDF czy innego formatu dającego taką możliwość.
Co zresztą właśnie się dzieje. Nie jest prawdą, że tych "durnych styli H1, H2" nie da się zmienić. Nie jest prawdą, że nie da się określić współrzędnych każdego elementu strony, ani przypisać mu atrybutów takich jak np. wielkość czcionki. To wszystko i jeszcze więcej umożliwiają kaskadowe arkusze stylów (CSS) - nowy standard obecny już w aktualnych wersjach przeglądarek Microsoftu i Netscape'a. CSS to brakująca "druga noga" logicznego opisu dokumentu dawanego przez HTML; arkusze stylów przypisują logicznym elementom strony ich wizualną reprezentację. Jakoś tylko jeszcze mało kto ich używa, chociaż wszyscy krzyczą na swoich stronach "oglądać Internet Explorerem 4.0..." i tak dalej. Wolą dłubać w HTML-u i nań kląć, choć arkusze stylów dają "kodowanie znacznie łatwiejsze, a kod bardziej przejrzysty", dokładnie tak jak chciał tego Naczelny w swoim tekście. Zamiast użyć śrubokręta, wolą wciąż odkręcać śruby nożem. Wasz wybór; ale jeżeli odkręcać będzie trudno, nie miejcie o to pretensji do noża. On służy do czegoś trochę innego...
Powrót do wykazu artykułów o Internecie | Statystyka |