Użytkowniku, siedź cicho...

Już dwa stany amerykańskie - Maryland i Virginia - uchwaliły kontrowersyjną ustawę regulującą zasady obrotu oprogramowaniem. Ponad półtora roku temu projekt ustawy został przyjęty przez komisję legislacyjną, zajmującą się wprowadzaniem wspólnych praw stanowych. Jednak prace nad nim rozpoczęto już kilka lat wcześniej - początkowo miał to być nowy rozdział w kodeksie handlowym USA. Gdy okazało się, że na wprowadzenie proponowanego uzupełnienia do kodeksu raczej nie ma szans, zdecydowano się przekształcić je w odrębną ustawę, zwaną w skrócie UCITA.

Ustawa regulująca tę dziedzinę handlu jest jako taka niewątpliwie bardzo potrzebna. Sprzedaż oprogramowania w chwili obecnej w zasadzie wymyka się klasycznym regulacjom prawnym, dostosowanym do obrotu towarami materialnymi. Powszechna praktyka traktowania sprzedaży oprogramowania jako udzielenia licencji także nie jest całkiem oczywista, jako że samo pojęcie licencji przeniesione tu zostało z zupełnie innych kategorii prawnych - prawo nie przewidywało dotychczas licencji w odniesieniu do rynku masowego. Panuje zatem w tej dziedzinie całkowita, nomen omen, "wolna amerykanka". Wydaje się więc, że wszyscy powinni być zadowoleni, iż taka ustawa powstaje. Sęk jednak w tym, że jej zapisy są pod wieloma względami nie do zaakceptowania. Nie do zaakceptowania oczywiście dla użytkowników oprogramowania, gdyż dla jego producentów stanowią one istny raj. Nic też dziwnego, że to właśnie oni naciskają na jak najszybsze przyjęcie ustawy we wszystkich stanach. UCITA wywołuje natomiast oburzenie użytkowników komputerów i oprotestowywana jest przez organizacje konsumenckie, stowarzyszenia zawodowe informatyków, prasę komputerową, a także... prokuratorów generalnych dwudziestu sześciu stanów USA.

Jako że rzecz dzieje się w USA, sprawa w pierwszej chwili nie wydaje się dotyczyć nas bezpośrednio. Biorąc jednak pod uwagę wprowadzane przez UCITA przepisy i fakt, że to właśnie w USA działa znakomita większość firm software'owych i powstaje najwięcej oprogramowania, ewentualne uchwalenie UCITA w obecnej postaci może mieć bardzo niekorzystne reperkusje dla użytkowników komputerów na całym świecie. Dlatego warto się choć z grubsza zapoznać z postanowieniami kontrowersyjnej ustawy.

Przede wszystkim, UCITA explicite potwierdza ważność umów licencyjnych typu "shrink-wrap", czyli zawieranych poprzez fakt otwarcia opakowania z programem, czy też kliknięcia na przycisk "zgadzam się" w programie instalacyjnym. Dotychczas często zdarzało się, że w sporach między producentem i nabywcą oprogramowania sądy nie uznawały ważności takiej formy umowy. Po drugie - stwierdza, że producent oprogramowania ponosi odpowiedzialność za jego wady. Ale...

No właśnie - i tu zaczynają się "schody". Producent ponosi odpowiedzialność, z wyjątkiem przypadków, gdy odpowiedzialność ta została wykluczona w umowie licencyjnej! A UCITA jak najbardziej na takie wykluczenie pozwala. Pod hasłem "swobody zawierania umów", projekt ustawy pozwala producentowi oprogramowania na sformułowanie niemal zupełnie dowolnych warunków umowy licencyjnej, a użytkownikowi - jedynie na jej przyjęcie lub nie (to ostatnie oczywiście równoznaczne jest z rezygnacją z zakupu danego oprogramowania). Takie podejście w sposób drastyczny faworyzuje producentów oprogramowania w stosunku do użytkowników, stawiając tych ostatnich na z góry przegranej pozycji. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z bardzo rozwiniętym w USA prawem konsumenckim, silnie chroniącym interesy nabywcy towarów materialnych.

Kupując w sklepie np. czajnik elektryczny, nabywam szereg praw - wśród nich m.in. prawo do gwarancji; mogę domagać się bezawaryjnego wypełniania przez czajnik funkcji, do której został przeznaczony, a w razie jego złego funkcjonowania - bezpłatnej naprawy bądź nawet zwrotu pieniędzy. Co więcej, jeżeli czajnik mimo prawidłowej obsługi porazi mnie prądem, albo pęknie zalewając kuchnię wrzątkiem i powodując szkody w moim mieszkaniu, mogę żądać od jego producenta odszkodowania na drodze procesu sądowego. W przypadku oprogramowania, w myśl UCITA, producent może wszystkie te moje prawa ograniczyć bądź nawet całkowicie wykluczyć. Oczywiście jasnym jest, że z tej możliwości skwapliwie skorzysta... Już teraz umowy licencyjne każdego kupowanego programu głoszą, iż sprzedawany jest on bez żadnej gwarancji, a producent nie ponosi żadnej odpowiedzialności za ewentualne spowodowane przezeń straty. UCITA w pełni potwierdza prawną ważność takiej klauzuli.

To jednak w istocie jest tylko usankcjonowanie stanu istniejącego obecnie. Pod rządami UCITA użytkowników oprogramowania mogą jednak spotykać jeszcze gorsze restrykcje... Jakie?

Wróćmy do przykładu z czajnikiem elektrycznym. Gdy go kupię, mogę z nim zrobić wszystko; mogę rozebrać go na części, aby zobaczyć, jak działa, mogę też odsprzedać go innej osobie. Z oprogramowaniem nie tak łatwo. UCITA pozwala producentowi na zakazanie w umowie licencyjnej odsprzedawania programu. Komentatorzy projektu ustawy zwracają uwagę na fakt, iż może to prowadzić np. do sytuacji, w ktorych firma wchłonięta przez inną firmę może być zmuszona do ponownego zakupu posiadanego przez siebie oprogramowania!

Producent programu może też zakazać tzw. reverse engineeringu, czyli analizowania kodu programu, nawet wykonywanego w dobrej wierze. Do tej pory w prawie amerykańskim obowiązywała w tym zakresie tzw. zasada fair use; zgodnie z tą zasadą, analiza kodu programu dokonywana w celu nie szkodzącym interesom autora - np. dla napisania konwertera formatu plików produkowanych przez ten program na inny format - była czynnością całkowicie legalną i dozwoloną. Jeżeli UCITA wejdzie w życie, zakaz dekompilacji postawiony przez producenta będzie zakazem absolutnym.

Co jeszcze może nas czekać? Chociażby zmiana warunków licencji przez producenta już po sprzedaży oprogramowania! W myśl UCITA, ma on do tego prawo. Całkowicie prawdopodobna może być zatem sytuacja, w której np. Microsoft zmienia warunki licencji sprzedanych już egzemplarzy systemu Windows na takie, w myśl których używanie w tym systemie innego edytora tekstu niż Word jest nielegalne! Co prawda zapewne czekałby go wtedy kolejny proces antymonopolowy, ale czy miałby on szanse powodzenia w sytuacji, gdy ustawa dopuściła taką możliwość?

UCITA pozwala też producentowi na - uwaga! - zakazanie publikowania wyników testów programu oraz negatywnych recenzji! Ten zapis jest szczególnie ostro krytykowany przez prasę komputerową, gdyż oznacza dla niej "być albo nie być". Niemal każde czasopismo komputerowe publikuje wszak jakieś recenzje oprogramowania, a niektóre właśnie na przeprowadzaniu testów porównawczych różnych produktów zbudowały swoją popularność i wiarygodność. Zakaz publikacji negatywnych opinii o programach oznacza pozbawienie czasopism komputerowych znacznego fragmentu ich działalności.

Wreszcie, UCITA nie zabrania ukrywania tego rodzaju niekorzystnych dla użytkownika zapisów w treści umów - nie tylko poprzez wydrukowanie przysłowiowym już "drobnym drukiem", ale wręcz przez podanie np. w treści umowy jedynie adresu strony internetowej, na której znajdują się owe klauzule, z zaznaczeniem, iż stanowią one integralną część umowy!

Podsumowując to wszystko, UCITA całkowicie sankcjonuje istniejącą na rynku oprogramowania "wolną amerykankę", wzmacniając jeszcze bardziej pozycję producentów. Użytkownik zaś ma siedzieć cicho, a jeżeli mu się coś nie podoba, może jedynie nie kupić oprogramowania (co w pewnych sytuacjach jest możliwością raczej iluzoryczną). Ogromne zdziwienie budzi fakt, że do opracowania ustawy stwarzającej możliwość tak drastycznego ograniczenia praw użytkowników doszło właśnie w USA, kraju o tak silnych tradycjach ruchów konsumenckich oraz broniących wolności obywatelskich... Wobec silnego sprzeciwu wobec UCITA miejmy jednak nadzieję, że do przyjęcia ustawy we wszystkich stanach - przynajmniej w takiej postaci - nie dojdzie...

Więcej informacji na wspomniany temat można znaleźć na stronach:

http://www.ucitaonline.com/
- pełny tekst ustawy, komentarze prawne, historia prac nad nią, główne argumenty jej zwolenników
http://www.2bguide.com/
- wcześniejsza wersja tej samej strony, poświęcona niedoszłej poprawce do kodeksu handlowego
http://www.4cite.org/
- strona organizacji będącej głównym koordynatorem opozycji wobec UCITA
http://www.cptech.org/ecom/ucita/
- strona zawiera m.in. zbiór odsyłaczy do stron zarówno zwolenników, jak i przeciwników UCITA
http://www.gnu.org/philosophy/ucita.html
- artykuł Richarda Stallmana o niekorzystnych konsekwencjach UCITA dla twórców oprogramowania rozpowszechnianego na licencji GNU


Jarosław Rafa 2001. Tekst udostępniony na licencji Creative Commons (uznanie autorstwa - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych). Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, co to oznacza i co możesz z tym tekstem zrobić. W razie jakichkolwiek wątpliwości licencyjnych bądź w celu uzyskania zgody na rozpowszechnianie wykraczające poza warunki licencji proszę o kontakt e-mailem: raj@ap.krakow.pl.

Wersja HTML opracowana 14.03.2001.


Powrót do wykazu artykułów o Internecie Statystyka