Po pierwsze, traktowanie PAŃSTWA jako FIRMY trochę, no... niezbyt pasuje. Jak by na to nie patrzeć, obydwa te rodzaje instytucji mają nieco różne cele - i różną rangę. Umieszczenie państwa w domenie .com jakby trochę go deprecjonowało - czy autor rzeczonego tekstu tego nie czuje? Po drugie, dlaczego adres miałby brzmieć akurat "poland.com"? Skąd ten anglo-, czy raczej amerykanocentryzm? Nazwa "oficjalnej" domeny danego kraju powinna być wyrażona w jego włąsnym języku, a więc "polska", a nie "poland", "suomi", a nie "finland", "magyar" a nie "hungary". No ale jeżeli traktuje się Polskę jako amerykańską firmę, to logiczne, że i nazwa jest po angielsku...
Fakt istnienia takich domen jak cytowane przez autora russia.com, japan.com i podobne niczego tu nie zmienia. Ci, którzy je stworzyli, dali tym samym dowód, że są równie ograniczeni, co hipotetyczny biznesmen z przedstawionej scenki. Dlaczego mamy ich naśladować? Jak ktoś niedawno zauważył w Internecie, też przy okazji dyskusji na temat nazw domen: czy musimy zawsze brać przykład z niedobrych wzorów? Bardzo mnie dziwi to wiernopoddańcze "wpychanie" narodowych domen do AMERYKAŃSKIEJ z założenia domeny .com. Dziwi tym bardziej, że przecież każdy kraj podłączony do Internetu (a i niepodłączony też, już "na zapas") ma własną domenę narodową, którą jest dwuliterowy, międzynarodowy skrót nazwy kraju wg norm ISO. I wszyscy tych domen bez żadnych zastrzeżeń używają! A zatem jeżeli istniałby "oficjalny" polski serwer WWW (który niewątpliwie istnieć powinien - w tym autor artykułu ma całkowitą rację), to pod adresem www.polska.pl - albo po prostu www.pl, po co komplikowac? - a nie jakieś tam "www.poland.com".
I proszę mi nie mówić, że ograniczony amerykański biznesmen ma prawo nie wiedzieć tego wszystkiego, co tutaj powypisywałem, i dlatego może szukać pod "www.poland.com". Nie może! Jeśli chce się używać jakiegoś narzędzia - obojętnie jakiego - to ma się obowiązek posiąść ELEMENTARNĄ wiedzę o tym, jak się nim posługiwać. Dziwne, że jakoś w przypadku komputerów ta prosta prawda do wielu osób nie może trafić, wymagają za to od komputerowych speców, aby "zrobili im tak", żeby można było korzystać z komputera nie mając o nim zielonego pojęcia. Wyobraźmy sobie co by było, gdyby podobnie traktowano samochody - a właściwie to nie trzeba sobie tego wyobrażać, bo może o tym pan Horodeński przeczytać na stronie 18 tego samego numeru "Entera" (warto czasami czytać własne pismo...).
Tekst Andrzeja Horodeńskiego zbiegł się w czasie z kolejną falą dyskusji w polskim Internecie na temat nazw domen właśnie. Ktoś w tej dyskusji przypomniał podstawowy, a zapomniany fakt: nazwy domen w Internecie nie służą do tego, żeby łatwo było odnaleźć Polskę, Rosję czy firmę pana Kowalskiego. Służą tylko temu, żeby siecią ŁATWIEJ SIĘ ADMINISTROWAŁO. A wyszukiwaniu firm czy państw służą przeznaczone do tego właściwe narzędzia.
Nauczony tego, nawet najbardziej tępy amerykański biznesmen nie będzie szukał jakiegoś www.poland.com, tylko od razu wstuka www.yahoo.com - w końcu najłatwiej pamiętać tylko JEDEN adres, a ten akurat znają wszyscy na świecie! - i wybierze sobie "Countries", a potem "Poland"... I w końcu - jednak! - trafi, gdzie trzeba, co z ulgą konstatuje -
Jarosław Rafa
Powrót do wykazu artykułów o Internecie | Statystyka |