Felieton

Igraszki swawolnego administratora

Na początku był Usenet. Później w tym Usenecie pojawiły się spamy. Kiedy ich ilość zaczęła przekraczać wytrzymałość użytkowników, któryś z administratorów serwerów news jako pierwszy uruchomił na swoim serwerze "robota", kasującego z sieci te niepożądane przesyłki. I w zasadzie wszyscy byli zadowoleni (może poza spammerami, ale ich samopoczucie nikogo szczególnie nie obchodzi...).

Wraz ze spopularyzowaniem Internetu w Polsce także i do polskiej gałęzi Usenetu przywędrowała "moda" na spamy. A wraz z nią - "moda" na ustawianie kasujących je robotów. I tu okazało się, że jednak nie wszyscy są tak zadowoleni, jak powinni...

Zaczęło się od tego, że ni stąd, ni zowąd osoby, które chciały wysłać swoją wiadomość do zaledwie kilku (!) naraz grup Usenetowych (zresztą adekwatnych - w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak - do treści przesyłki), zaczęły dostawać od jakiegoś automatu anonimowe listy informujące, że ich wiadomość została skasowana jako spam. Anonimowe - bo automat nie raczył wyjaśnić, na którym serwerze działa, ani kto jest jego autorem. W ten sposób samozwańczy "cenzor" uniemożliwił wszelkie próby dyskusji z nim osobom, które uważały, że potraktowanie ich listu jako spamu było niesłuszne. Tekstu, którym "uszczęśliwiał" rzekomych spammerów automat, nie sposób było zresztą zaliczyć do rzeczowych ani kulturalnych; zamiast spokojnie wyjaśnić autorowi niefortunnej wiadomości, na czym polegało jego "przewinienie", traktował go z infantylną wyniosłością obrażonego przedszkolaka: "My nie lubimy spamu"; "Przyznaj się, że zrobiłeś bardzo źle, to wtedy może ci przebaczymy".

Autorowi automatu najwyraźniej jednak zabrakło cywilnej odwagi, aby wziąć odpowiedzialność za swoje dzieło, gdyż wielokrotne apele różnych osób w grupach Usenetowych, aby się ujawnił, pozostawały bez odzewu. Sam zainteresowany milczał jak grób, jedynie od kilku znających go osób dochodziło czasem: "co się głupio pytasz, przecież wiadomo, kto to jest". W wąskim kółeczku administratorów serwerów news istotnie "wiadomo". "Wiadomo" też zapewne kilku, a może kilkudziesięciu "starym wygom" Internetowym, którzy delikwenta znają osobiście. Czy to jednak oznacza, że "wiadomo" blisko milionowi użytkowników Internetu w Polsce? I czy zwykła przyzwoitość nie nakazywałaby - skoro podjęło się decyzję, której skutki bezpośrednio dotyczą wszystkich piszących do grup Usenetu - przyjęcia na siebie odpowiedzialności za nią? Otwartego, publicznego obwieszczenia: "tak, to ja, Iks Ygrek Zet, zdecydowałem, że listy takie-to-a-takie będą kasowane"? Pewnie by wypadało, aleć to zawsze wygodniej być Zorrem w masce, samozwańczo wymierzającym sprawiedliwość, niż czynić to samo pod własnym nazwiskiem i z odkrytą twarzą. Wygodniej, ale chyba niezbyt chlubnie...

To jednak był tylko pierwszy kamyczek poruszający lawinę. Przykład został dany i rozpoczęła się radosna twórczość: po polskich serwerach news zaczęły grasować coraz to liczniejsze roboty, wykasowujące z Usenetu co tylko ich autorzy uznali za niesłuszne. A to listy z polskimi znakami kodowanymi inaczej niż w standardzie ISO, a to o linijkach dłuższych niż 80 znaków, a to wysyłane równocześnie do grupy polskiej i niepolskiej, a to z cytatami na końcu listu zamiast na początku, a to zawierające dołączone pliki binarne... Dobrze, że jeszcze nikt nie cenzuruje treści listów, ale być może do tego też niedaleko? Swawole autorów robotów trwają...

Autorzy ci nawet czasami się ujawniają w grupach Usenetowych, ale za to same roboty przeważnie już w ogóle nie zadają sobie trudu, aby poinformować nadawcę kasowanej wiadomości o jej skasowaniu! Po co? Żeby ich autor musiał narażać swoje nerwy na podobne pretensje, jakie były kierowane pod adresem tego niefortunnego pierwszego? Lepiej niech robot robi swoją robotę po cichu; nikt nic nie wie...

Problem jest poważny. Chyba nikt nie lubi spamu i nie miałby ochoty czytać grup newsowych, w których spam stanowiłby większą część zawartości. Niewątpliwie więc ze spamem trzeba walczyć. Istotne jest jednak, aby robić to w sposób etyczny, a nie ukradkiem, metodami niewiele różniącymi się od spammerskich. W mojej opinii niezbędne do tego jest istnienie jasnych i klarownych reguł. W momencie, gdy - w jakiejkolwiek dziedzinie życia - stosowane są jakieś sankcje, musi być dokładnie wiadomo, za co. Musi być też wiadomo, kto owe sankcje stosuje; nie może to być jakiś tajemniczy "sąd kapturowy", z którym nie ma możliwości dyskusji. Trzeba zatem ściśle określić, co jest spamem, a co nim nie jest; co "wolno" na grupy newsowe wysyłać, a czego nie - i będzie kasowane. I ktoś pod tą decyzją musi się podpisać!

Tej strony problemu nie dostrzegają - a może nie chcą dostrzegać - nasi administratorzy serwerów news, patrzący na całą sprawę w sposób wybitnie technokratyczny. Kasowanie spamu to dla nich problem czysto techniczny, coś, co ma służyć jedynie odciążeniu przeciążonych serwerów i łączy; zwykły użytkownik w zasadzie nie powinien się tym zbytnio interesować, bo na szczegółach technicznych się nie zna i znać nie musi. Po co wiedzieć, kto kasuje spamy i według jakich kryteriów? Ważne, że są one kasowane. A jeszcze ważniejsze, że nic nie ogranicza administratorów w autorytatywnym decydowaniu o tym, co należy skasować; dobitnie o tym świadczy ów niefortunny tekst z pierwszego robota kasującego, który stwierdzał, że spam jest to ten sam list wysłany wiele razy, ale "nie powiemy ci ile, bo mógłbyś wysłać o jeden mniej i uznać, że to już nie jest spam". Administratorzy bronią się przed jasnym określeniem spamu, bo mogłoby się okazać, że coś - mimo tego, że ich prywatnym zdaniem byłoby spamem - w myśl przyjętych kryteriów nie kwalifikowałoby się do skasowania; a sytuacja taka zdaje się być dla nich nie do zniesienia. Mówią więc, że spamu nie da się ściśle zdefiniować, podobnie jak nie da się ściśle zdefiniować, co to znaczy, że ktoś jest np. głupi. Może się i nie da, ale gdyby doszło do takiej sytuacji, że głupota miałaby być karana prawnie, wówczas taka definicja musiałaby powstać - i by powstała; niewątpliwie niedoskonała, ale jednoznaczna. Podobnie, skoro kasuje się spam, trzeba zdefiniować ścisłe kryteria, co podlega kasowaniu.

Oczywiście, że jeden czy drugi niechciany list reklamowy, wysłany do niewielkiej liczby grup, przez takie sito się prześliźnie - podobnie zresztą, jak dzieje się to i teraz; w końcu roboty kasujące spam muszą stosować jakieś jednoznaczne kryteria, tyle tylko, że administratorzy utrzymują je w swojej słodkiej tajemnicy - i prawdopodobnie ad hoc je zmieniają. Pozostawienie nieskasowanej jakiejś drobnej części "spamu" nie jest jednak - wbrew temu, co można by sądzić z wypowiedzi niektórych administratorów - żadną tragedią! Znakomita jego większość zostanie przecież odsiana, a więc zadanie "odciążenia" sieci - wykonane. Urażona może zostać co najwyżej ambicja administratorów, którzy chcieliby wytępić spam - bądź to, co uważają za spam - w sposób doskonały. Nie ma jednak na świecie nic doskonałego, a nie da się obejść jedynie prawa, które... nie zostało nigdzie jasno zapisane; stosowane jest "po uważaniu". Póki co, mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją: de facto spamem jest to, co zostanie za takowy uznane przez administratora robota kasującego. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby na podobnej zasadzie stanowiono prawo w państwie: musiałbym się wtedy bać każdego spotkanego na ulicy policjanta - czy przypadkiem mnie nie aresztuje, bo jakieś moje zachowanie uzna za niewłaściwe. Wolę jednak prawo pisane; nieodłączną jego cechą jest wprawdzie (niestety) to, że można je obejść, równocześnie jednak daje ono poczucie bezpieczeństwa: nawet jeżeli robię coś, co komuś się może nie podobać, to dopóki nie przekraczam jasno określonych w prawie granic - nie poniosę za to kary. Jest to podstawowa zasada obowiązująca w demokratycznych społeczeństwach i jak dotąd nie wymyślono od niej nic lepszego.

Sam jestem czynnym administratorem sieci (choć nie prowadzę akurat serwera news) i przyznać muszę, że niezwykle martwi i wstydzi mnie fakt tak wąskiego, jednostronnie technokratycznego spojrzenia moich kolegów po fachu. Jakiekolwiek dyskusje zatrącające o etyczną stronę ich działalności wydają się im być zupełnie obce; w odpowiedzi usłyszeć można wciąż w kółko o przeciążeniu łączy, przepełnieniu dysków, wreszcie o przestrzeganiu netykiety - która wydaje się być tak ważna, że przesłoniła zwyczajną, pozbawioną przymiotnika "sieciowy" - etykę. Jako ostateczny argument bywa zaś zwykle wyciągany fakt, że administratorzy serwerów news nie mają bynajmniej prowadzenia tychże serwerów wpisanego w swój zakres obowiązków, robią to z własnej woli, a tym samym nie są zobowiązani do respektowania czyichkolwiek życzeń. Istotnie, jest to smutna prawda: w Polsce Usenet - ten najbardziej demokratyczny środek przekazu, jak pisałem o nim niedawno w tekście "Szkoła demokracji" - jest niestety wciąż niczym więcej, jak tylko prywatnym hobby jego administratorów. I to jest chyba jego największy problem - ale to już temat na kolejny felieton...


Jarosław Rafa 1997. Tekst udostępniony na licencji Creative Commons (uznanie autorstwa - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych). Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, co to oznacza i co możesz z tym tekstem zrobić. W razie jakichkolwiek wątpliwości licencyjnych bądź w celu uzyskania zgody na rozpowszechnianie wykraczające poza warunki licencji proszę o kontakt e-mailem: raj@ap.krakow.pl.

Wersja HTML opracowana 1.01.98.


Powrót do wykazu artykułów o Internecie Statystyka