Następny odcinek

Internet, ależ to proste (1)

Globalna sieć komputerowa, zwana Internetem, zyskała sobie w ostatnim czasie niezwykłą popularność. Jeszcze rok temu mało kto w Polsce kojarzył sobie tę nazwę z czymkolwiek. Dziś niewielu jest raczej takich, którzy jej nie słyszeli. Liczba chętnych do podłączenia się do tej największej sieci świata rośnie z dnia na dzień; są wśród nich firmy, banki, szkoły, urzędy, redakcje gazet i prywatne osoby. Niniejszym tekstem rozpoczynamy w "PT" cykl artykułów, które wprowadzą Czytelników w świat Internetu: przedstawią jego zalety, możliwości, sposób przyłączenia się do tej sieci i niezbędne do tego wyposażenie.

Obserwując obecny "boom" na Internet aż trudno uwierzyć, że sieć ta narodziła się ponad ćwierć wieku temu, w początkach lat siedemdziesiątych. Wtedy to bowiem w ramach eksperymentu Departamentu Obrony USA połączono siecią, której nadano nazwę ARPANET, pierwsze cztery komputery w wojskowych ośrodkach badawczych. Działanie eksperymentalnej sieci okazało się być na tyle atrakcyjne, że chęć przyłączenia się do ARPANET-u deklarowało wiele innych, także cywilnych uczelni i instytutów naukowych USA. ARPANET został więc "zdemilitaryzowany" i oddany pod zarząd National Science Foundation (instytucji zajmującej się w USA finansowaniem nauki), przekształcając się w Internet. Jako sieć łącząca instytucje naukowo-akademickie - początkowo w USA, później także i w innych krajach - "przeżył spokojnie" kilkanaście lat, aż w początkach lat dziewięćdziesiątych wybuchła "bomba" popularności Internetu także w środowiskach pozaakademickich. "Eksplozji" tej mamy okazję właśnie być świadkami, a jej zasięg rozszerza się już nie z roku na rok, a wręcz z miesiąca na miesiąc. Współczesnym Internetem oczywiście dawno już nie zarządza amerykańska NSF; ściśle mówiąc, nie zarządza nim w ogóle nikt: poszczególne "kawałki" sieci mają wprawdzie swoich, odpowiedzialnych za nie, właścicieli, ich władza ogranicza się jednakże tylko do ich fragmentu sieci i nie sięga nigdzie dalej. Internet jako całość rozwija się spontanicznie, bez żadnego centralnego zarządu, dlatego też często mówi się o nim, że jest przykładem "nowoczesnej, dobrze funkcjonującej anarchii". Rzecz jasna szczegóły techniczne, niezbędne do tego, aby wszystkie komputery w sieci mogły się porozumieć, muszą podlegać jakiejś koordynacji; zajmują się tym ochotnicze grupy złożone z użytkowników Internetu z całego świata, działające w ramach organizacji Internet Society (ISOC).

Co przyciąga tych wszystkich ludzi do Internetu? Po pierwsze - możliwość swobodnego, niczym nieskrępowanego dostępu do niezliczonej ilości informacji oferowanych przez internetowe serwery na całym świecie. "W zasięgu ręki" mamy katalogi bibliotek, słowniki i encyklopedie, bazy danych naukowych, teksty przepisów prawnych, notowania giełdowe, zdjęcia z sond kosmicznych i satelitów meteorologicznych i mnóstwo innych materiałów (także mniej poważnych), z których wiele jest niemożliwych lub bardzo trudnych do uzyskania z innych źródeł. Znakomita większość tych informacji jest przy tym - zgodnie z duchem i tradycją Internetu - udostępniana za darmo i bez jakichkolwiek formalnych ograniczeń. Drugim z walorów Internetu jest możliwość szybkiej i sprawnej komunikacji z dowolnym innym użytkownikiem sieci, choćby znajdującym się na drugim końcu świata. Internetowa poczta elektroniczna jako środek komunikacji bije na głowę wszystkie inne sposoby porozumiewania się na odległość: tradycyjną pocztę - nieporównywalną szybkością, zaś telefon czy faks - wygodą, uniwersalnością i niskimi kosztami. Po trzecie wreszcie, Internet jako jedyne z powszechnych mediów komunikacyjnych (bo niewątpliwie tak właśnie trzeba obecnie tę sieć traktować) jest przekaźnikiem dwukierunkowym: tutaj każdy może stosunkowo niewielkim nakładem środków publikować własne pomysły i opinie, ogłaszać je dosłownie całemu światu, nie będąc zależnym od decyzji żadnego redaktora czy wydawcy (stąd zresztą właśnie bierze się owa wspomniana wcześniej obfitość wszelkiej informacji w Internecie). Nie ma tu podziału na wąską grupę, która ma możliwość zabierania głosu w prasie, radiu, telewizji i rzeszę tych, którzy mogą tylko słuchać; każdy ma równe prawo i możliwość wypowiedzi.

Co jest potrzebne, aby podłączyć się do Internetu? Trzeba oczywiście przede wszystkim posiadać komputer. Najczęściej będzie to najpopularniejszy komputer osobisty klasy PC, ale do Internetu da się podłączyć praktycznie każdy typ komputera - od Amigi czy Atari ST, poprzez wspomniane już PC, Internetową "klasykę", czyli stacje robocze pracujące pod kontrolą różnych odmian Unixa, aż po wielkie maszyny klasy mainframe i gigantyczne superkomputery.

Przyłączenia do Internetu musimy dokonać za pośrednictwem providera, czyli dostawcy usług Internetowych - firmy posiadającej bezpośrednie połączenie z siecią i zajmującej się komercyjnym udostępnianiem tego połączenia klientom. Firm takich jest w Polsce obecnie kilkadziesiąt i ich liczba ciągle rośnie (wykaz firm świadczących usługi Internetowe w Polsce zamieścimy w jednej z następnych części naszego cyklu). Jak na razie firmy providerskie zlokalizowane są głównie w dużych miastach, co niestety automatycznie dyskryminuje potencjalnych użytkowników sieci z mniejszych miejscowości. Sytuacja ta może ulec zmianie po rozpoczęciu powszechnego udostępniania Internetu przez Telekomunikację Polską S.A., co jest zapowiadane w chwili pisania tego tekstu.

Wreszcie, pomiędzy providerem i naszym komputerem musi istnieć jakieś fizyczne połączenie. Tym połączeniem jest najczęściej linia telefoniczna (pomijam tu oczywiście rozwiązania polegające na budowie własnych łączy kablowych, światłowodowych czy radiowych, jako dostępne wyłącznie dla dużych i bogatych instytucji), i tu zaczyna się problem, bowiem - jak wiadomo - telefon nie należy w Polsce do dóbr najpowszechniej dostępnych. Szczęśliwcy, którzy go posiadają, muszą zaopatrzyć się jeszcze dodatkowo w tzw. modem - urządzenie pozwalające przesyłać przez linię telefoniczną cyfrowe sygnały komputerowe. Linia telefoniczna łącząca nas z providerem może być - jest to najczęstszy przypadek - zwykłą linią abonencką, tzw. komutowaną, dokładnie tą samą, z której korzysta nasz domowy telefon (oczywiście używanie tego ostatniego podczas korzystania z Internetu będzie niemożliwe), albo tzw. linią dzierżawioną - specjalnie wynajętym od operatora telefonicznego kablem łączącym bezpośrednio, przez 24 godziny na dobę nasz modem wprost z modemem providera. To drugie rozwiązanie z uwagi na wyższe koszty jest dostępne raczej dla firm niż indywidualnych osób, daje jednak znacznie większe możliwości, np. pozwala na tworzenie własnych serwerów informacyjnych w Internecie.

Na świecie stosowany jest jeszcze trzeci sposób podłączenia do Internetu - poprzez istniejącą sieć telewizji kablowej, przez którą równolegle z sygnałem telewizyjnym przesyłane są pomiędzy komputerami odpowiednio zakodowane dane. W porównaniu z dostępem przez linię telefoniczną - czy to zwykłą, czy dzierżawioną - rozwiązanie takie ma same zalety (większa szybkość transmisji, niższy i niezależny od czasu połączenia koszt), w Polsce jednakże nikt jeszcze takich usług nie oferuje, choć prowadzone są już pierwsze próby techniczne.

Więcej o providerach i oferowanych przez nich usługach - za tydzień.


Jarosław Rafa 1996. Tekst udostępniony na licencji Creative Commons (uznanie autorstwa - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych). Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, co to oznacza i co możesz z tym tekstem zrobić. W razie jakichkolwiek wątpliwości licencyjnych bądź w celu uzyskania zgody na rozpowszechnianie wykraczające poza warunki licencji proszę o kontakt e-mailem: raj@ap.krakow.pl.

Wersja HTML opracowana 23.09.96.


Następny odcinek

Powrót do wykazu artykułów o Internecie Statystyka